Trwa ładowanie...
fragment
04-11-2013 17:03

Przygody magistra 2. Lektura nadobowiązkowa

Przygody magistra 2. Lektura nadobowiązkowaŹródło: Inne
d28nx4e
d28nx4e

Rozdział trzeci
Śmierć Iwana lljicza

Pożegnawszy się uprzejmie z łysym bratem sekretarki (ten depilował sobie pęsetą fioletową jak u siostry brew i nawet nie spojrzał na wychodzącego), Korespondent w głębokiej zadumie opuścił biuro Fandorina.
Kilka razy nacisnął guzik windy, aż wreszcie się zorientował, że kabina nie przyjedzie. W czasie, który Korespondent spędził w „Kraju Rad”, skrzypiący dźwig zdążył się zepsuć. Widać taki już dzisiaj pechowy dzień, że człowiek musi dreptać po schodach - to w górę, to w dół.
A co tam, zejście z czwartego piętra to drobiazg, nogi mu nie odpadną.
Korespondent szedł w stronę okna i mrużył oczy - przez zakurzoną szybę świeciło słońce, jak na listopad było niezwykle pogodnie i ciepło.
Siedem razy odmierz, zanim raz odetniesz, mamrotał Korespondent pod nosem. To była lekcja, dobra lekcja na przyszłość. Bo działamy zbyt pochopnie. Choćby teraz. Wszystko świadczyło o tym, że to drań, kłamca, a przy bliższym poznaniu i spojrzeniu w oczy - okazało się, że jest człowiekiem. Jeśli okazano ci takie zaufanie, jeśli dano ci taką władzę, musisz działać bardziej odpowiedzialnie, nieschematycznie. Bo tam nie będą się długo zastanawiać, raz, dwa i gotowe. Jeszcze mogłyby ucierpieć niewinne dzieci, jak wtedy, w mercedesie. W Sodomie i Gomorze też pewnie były małe dzieci, które nie brały udziału w bezeceństwach dorosłych, a przecież i na nie wylał Pan ogień i siarkę - zniszczył wszystkich, co do jednego. A kto zawinił? Nie Bóg, ale Lot. To on, boży pełnomocnik, miał obowiązek pomyśleć o dzieciach i przypomnieć o nich zwierzchności. Też był, rzec można, Korespondentem. To poważna funkcja. Przecież w redakcji, zanim wysłano człowieka w długoterminową delegację, wielokrotnie go sprawdzano i instruowano.
Żeby zrozumiał, że własny korespondent to oczy i uszy gazety, i to nie byle jakiej, ale czołowej gazety najważniejszego kraju. I była to tylko gazeta, a tu mamy do czynienia ze znacznie wyższą instancją.

Nie wolno wpadać w zarozumialstwo, nie wolno odrywać się od ludzi, surowo nakazał sobie Korespondent. Należy uchylić wyrok, to przede wszystkim. Niech sobie człowiek żyje, nie jest zły. Na podeście trzeciego piętra ulokowała się grupa bezdomnych. Dwaj siedzieli na parapecie (na kawałku gazety stała butelka taniego wina, leżały jajka na twardo i pół obgryzionej długiej bułki), trzeci już wymiękł - leżał z rozrzuconymi nogami na schodach. Oczy zamknięte, z ust ciągnie się nitka śliny, w szczecinie na policzku uwięzia skorupka jajka.
Jaki tam z niego burżuj, pomyślał Korespondent o magistrze-prezesie. Biuro niewyremontowane, winda nie działa, na klatce schodowej chlają menele.
- Niech żyją demokratyczne reformy - odezwał się głośno i mrugnął do nieszczęśników. - Mam rację, panowie?
Leżący nie zareagował. Jeden z siedzących, o rudawych włosach, i gdyby go umyć, całkiem jeszcze młody, odezwał się z pełnymi ustami:
- Dobra, dobra. Zaraz zjemy i pójdziemy. Komu tu przeszkadzamy?
Drugi po prostu siąknął opuchniętym kaczym nosem i przysunął sobie bułkę.
Ach, nieszczęsne lumpy. Szczapki, które odleciały pod ciosami siekier rynkowych drwali.
- Mnie to nie wadzi. Możecie tu nawet zamieszkać. - Korespondent machnął ręką.
Warto by ich wypytać, jak się doprowadzili do takiego stanu. Pewnie każdy z nich spotkał na swej drodze jakiegoś wrednego drania - który go oszukał, wygnał z domu, pozbawił pracy, skopał leżącego.
Korespondent zatrzymał się niezdecydowany, zagadnąć ich czy nie. Mężczyźni patrzyli nań z wyraźnym niepokojem - Nie będą się zwierzać, dla nich najważniejsze teraz to wypić i zakąsić. Cóż, niech sobie używają.
Przeszedł obok siedzących. Przez śpiącego pijaczka musiał przestąpić - ten rozłożył się na całą szerokość schodów. W momencie, kiedy Korespondent już postawił jedną nogę na stopniu poniżej leżącego, a drugiej jeszcze nie oderwał od podestu, menel nagle otworzył jasne, całkiem trzeźwe oczy i z całej siły kopnął Korespondenta w krocze grubym wojskowym buciorem.
Oślepły z bólu Korespondent nie zdążył nawet krzyknąć. Rudy i perkatonosy błyskawicznie zeskoczyli z parapetu i wykręcili mu do tyłu ręce, przy czym okazało się, że obaj włóczędzy nie wiedzieć czemu są w gumowych rękawiczkach, a ten, który udawał śpiącego, zadarł Korespondentowi nogawkę i przytknął do gołej łydki czarną rurkę z dwiema igiełkami.
Rozległ się trzask wyładowania elektrycznego, zapachniało spalenizną i w następnej sekundzie (chociaż następną była ona tylko dla Korespondenta, który kompletnie utracił poczucie czasu) jego oczom ukazał się sufit z desek ze zwisającymi festonami pajęczyny i jęzorami złuszczonej farby.

Sufit był skośny, w kącie zbiegał się z podłogą. A kiedy Korespondent obrócił głowę, zobaczył jasny kwadrat okna z pękniętą szybą, usłyszał skądś z dołu wycie autoalarmu i pomyślał: jestem na strychu dużego budynku. Okno wychodzi na podwórze, a nie na ulicę, bo w tym wypadku słyszałbym ruch uliczny.
Skądś wiało, ale nie było zimno. Pewnie dach jest nagrzany słońcem.
Korespondent spojrzał w drugą stronę. Zobaczył nad sobą i nieco z boku, całkiem blisko, nieogoloną gębę Jajecznego. Skorupki na policzku bandzior już nie miał, ale Korespondent nazwał go w duchu właśnie tak. Jajeczny trzymał w ręku wielki kłąb waty, wydzielający ostry, nieprzyjemny zapach. Amoniak. Najwyraźniej dopiero co odsunął watę od twarzy jeńca. Rudy i Perkaty stali nieopodal.
„Idioci, już nie macie kogo rabować?”, chciał powiedzieć Korespondent, ale tylko zamyczał - wargi nie chciały się rozewrzeć. Okazało się, że są zaklejone taśmą, a on początkowo nawet tego nie poczuł.
Powoli odzyskiwał świadomość i teraz odkrycia następowały jedno po drugim. Ręce skuto mu na plecach kajdankami. A nogi skrępowano paskiem. Sądząc z tego, że zjechały mu spodnie, jego własnym. - Witamy z powrotem - powiedział Jajeczny, podnosząc jeńcowi powiekę. - Źrenica normalna, kontakt z rzeczywistością odzyskany. Przystępujemy do negocjacji. Zechce pan zwrócić swój promienny wzrok, o, tutaj.
Korespondent otworzył oczy i zobaczył w ręku bandyty strzykawkę. - Mamy tu, kolego, pewien żrący roztwór. Igłę wprowadza się w zwój nerwowy. Intensywność i czas trwania zespołu bólowego zależy od dawki.
Intensywność, zespół, patrzcie go, prawdziwy profesor, pomyślał Korespondent.
Jajeczny szarpnął go za rękę, omal nie wyrywając jej ze stawu, i precyzyjnym ruchem, przez marynarkę i koszulę, dźgnął igłą w łokieć.
- Ghhhhrrhrr - zachłysnął się zdławionym krzykiem Korespondent i przez jakieś dziesięć sekund wił się w drgawkach, waląc o podłogę głową i obcasami.

d28nx4e

Jajeczny odczekał, aż konwulsje miną, i podjął:
- To była dawka minimalna. W ramach degustacji. Dla oszczędności czasu i sił. Mojego czasu i pańskich sił. I żeby pan zrozumiał: nie jesteśmy dyletantami, tylko profesjonalistami. A pan sam jest profesjonalistą, hę?
Korespondent nie zrozumiał pytania, ale kiwnął głową.
- No, to znaczy, że potrafi pan ocenić sytuację. Runda jest przegrana, tak czy owak, wydobędziemy od pana informację. Pan wie, że środki techniczne to gwarantują, to tylko kwestia czasu. Więc jak, pogadamy?
Korespondent znowu przytaknął.
- Grzeczny chłopczyk. - Jajeczny uśmiechnął się. - A więc tak. Swego oficjalnego życiorysu może pan nie opowiadać, znamy go. Niech pan nam lepiej powie, szanowny Iwanie Iljiczu Szybiakin, rok urodzenia 1948, jak przebiegała linia pańskich losów, niewidoczna gołym okiem. Ja pytam, pan odpowiada. Wyraźnie, wyczerpująco, szczerze. Potrafię odczytywać impulsy dezinformujące po mikrozwężeniu źrenicy. Jak tylko będzie coś nie tak - otrzyma pan następną dawkę. Zaczynamy. Pytanie numer jeden. W jakich strukturach odbywał pan przeszkolenie specjalne? W GRU? Korespondent kiwnął głową po raz trzeci.
- Świetnie. Czuję, że dojdziemy do porozumienia. - Jajeczny szarpnął taśmę. - Pytanie numer dwa. Ilu was jest?
Gdy tylko jego usta uwolniły się od lepkiego plastra, Korespondent, nie tracąc ani sekundy, wpił się zębami w palec oprawcy. Wgryzł się z całej siły, aż poczuł słony smak na języku. Chciał całkiem odgryźć palec, ale Jajeczny, klnąc, wbił mu palec drugiej ręki gdzieś pod kość policzkową, od czego twarz Korespondenta nagle zdrętwiała i szczęki same mu się rozwarły. Bandyta przylepił taśmę z powrotem i potrząsnął zakrwawioną ręką. Rudy, podając mu chustkę do nosa, przypomniał:
- Ona przecież uprzedzała, że to chyba nie zawodowiec, prędzej ideowiec. Takiego nie rozgryziesz za pierwszym podejściem. Co cię podkusiło, żeby się bawić w gestapo? Kazali, żeby go zabrać do Muchanowki, to znaczy, że do Muchanowki. Ciągle się chcesz wyróżnić, pchasz się przed szereg, tak? Jajeczny skręcił chusteczkę w gruby sznur i przewiązał zraniony palec.
- I tak musimy tu tkwić do nocy - wycedził ze złością. - Jak chcesz go wlec przez podwórze w biały dzień? Czas to Pieniądz. Nie ma co siedzieć bezczynnie. Nie bój nic, nie z takimi sobie radziłem. Z ideowymi też. Tortura zawsze robi swoje. Mam rację, towarzyszu?
Te słowa zwrócił już do Korespondenta - nachylił się do samej jego twarzy, mrugnął, w oczach miał szaleństwo. Pewnie jest zły o ten palec.
Korespondent nie mógł mówić, więc także mrugnął. Myślał teraz tylko o jednym: wybiła godzina próby. Ani trochę się nie bał. Nawet się ucieszył, wiedział bowiem, że wytrzyma.
- Chciałbyś się pobawić, wiem - powiedział Rudy. - W Muchanowce damy mu w żyłę i zaśpiewa jak słowik. Powie wszystko: i ilu, i kto, i gdzie.

Trzeci, którego Korespondent ochrzcił w myśli Perkatym, stał z rękami w kieszeniach i milczał. Słowa Rudego zaniepokoiły jeńca. A jeżeli naprawdę naszprycują go narkotykami? Żeby tylko nie wypaplać tego, o czym nikt i nigdy nie może się dowiedzieć.
- Chciałbym - odparł Jajeczny. - Zaraz tego gryzącego gada nauczę rozumu bez żadnej chemii, po afgańsku.
Pochylił się, ujął jedną ręką pasek, krępujący kostki nóg Korespondenta, i szarpnął, chcąc wywlec więźnia na środek strychu.
Szarpnął tak mocno, że stary, w kilku miejscach przetarty rzemień pękł. Jajeczny ledwie utrzymał się na nogach, Korespondent zaś zwinnie ukląkł, potem kucnął, wywinął się Perkatemu i nawet nie próbując się wyprostować, rzucił się w okno. Wybił głową spróchniałą ramę, potoczył się po ciepłym, połyskującym dachu i runął w dół, w gęsty cień.
Padł na asfalt na wznak. Bólu i dźwięków nie było, ale wzrok i węch Korespondent jeszcze przez chwilę zachował. Gorączkowo chłonął zapachy podwórza: wilgoć, benzynę i karbid. W błękitnym prostokącie ujętego w mury domów nieba świeciło słońce. Nagle bardzo realnie i wyraźnie zobaczył siebie, młodego, ćwierć wieku temu. Obok stała żona. Dopiero co przyjechali na Wyspę Wolności, po raz pierwszy za granicę, wyszli na balkon i patrzyli na ocean, na zalaną słońcem Hawanę. „...Siedemset talonów będziemy wydawać na życie, a po pięćset pięćdziesiąt będziemy odkładać, dobrze, Wania? Zaoszczędzimy i kupimy dwa pokoje z kuchnią na Lenina albo na Akademickiej” - szczebiotała uszczęśliwiona Luba. Korespondent słuchał i uśmiechał się, a dokoła było tyle światła, ile nigdy nie bywa w północnych szerokościach geograficznych.
Nagle słońce zaczęło szybko gasnąć, niebo pociemniało, a chmury stały się podobne do czarnych dziur. To koniec świata, pomyślał z satysfakcją Korespondent. Doigraliście się, dranie, co? No to teraz za wszystko odpowiecie.
Wciągnął powietrze, znieruchomiał w połowie wdechu, wyprężył się i skonał.

d28nx4e
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d28nx4e

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj