Przeczytaj trzeci fragment książki ''Zemsta i przebaczenie. Narodziny gniewu'' Joanny Jax
„Zemsta i przebaczenie. Narodziny gniewu” to pierwsza część nowego cyklu powieściowego Joanny Jax, autorki sagi o rodzinie von Becków. Julian Chełmicki i Emil Lewin są przyrodnimi braćmi, ale oprócz wspólnego ojca dzieli ich wszystko pozycja społeczna, stopień zamożności, wyznawane wartości. Dzień, w którym dwaj młodzi chłopcy dowiadują się o swoim istnieniu, diametralnie zmienia ich życie, kładzie się cieniem na ich losie i wpływa na przyszłe pokolenia. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograf publikujemy fragment książki.
* „* Zemsta i przebaczenie. Narodziny gniewu”* to pierwsza część nowego cyklu powieściowego Joanny Jax, autorki sagi o rodzinie von Becków. Julian Chełmicki i Emil Lewin są przyrodnimi braćmi, ale oprócz wspólnego ojca dzieli ich wszystko pozycja społeczna, stopień zamożności, wyznawane wartości. Dzień, w którym dwaj młodzi chłopcy dowiadują się o swoim istnieniu, diametralnie zmienia ich życie, kładzie się cieniem na ich losie i wpływa na przyszłe pokolenia. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograf publikujemy fragment książki.*
Kolejny dzień był niesłychanie pracowity w Czarodziejskim Flecie. Próba zdawała się nie mieć końca, a zaraz po niej należało się przygotować do wieczornego spektaklu. Hanka nie zdążyła wypytać o spotkanie z Julianem, bo już spała, gdy Alicja wróciła do ich mieszkania, rankiem zaś obudziły się zbyt późno i miały niecałą godzinę, żeby dotrzeć na próbę.
Reżyser spektaklu, niejaki Niemcow, był szalenie przewrażliwiony na tle punktualności, a oprócz tego pokrzykiwał na aktorów i pieśniarzy, nie mówiąc o tancerkach, które traktował jak mało istotny element wyposażenia sceny. Niekiedy udręczone dziewczyny nazywały go w garderobie skrzyżowaniem Szwaba z capem. Hanka i Alicja ledwo zdążyły na tramwaj, który jak zwykle był przepełniony, i niemal wisząc na schodkach, z duszą na ramieniu pokonywały kolejne przystanki w nadziei, że uda im się chociaż zmienić pozycję. Potem pobiegły do teatru, gdzie zdążyły pojawić się dosłownie w ostatniej chwili przed próbą.
– Dziewczyny, układ pierwszy, z laskami i kapeluszami. No, ruszcie swoje tłuste dupska i na scenę. Nogi wyżej, Rylska, do cholery, z drewna jesteś?! Matusińska, tak to możesz na wiejskich potańcówkach stepować. Z życiem, dziewczęta, z życiem! Trzeba było się po zadymionych lokalach w nocy nie szlajać. Co za kozy, niech to szlag, z kim ja mam pracować. No, panie Wojnicz, materiału na gwiazdy to pan nie masz. Na dworcu w Kolbuszowej możecie tak tańczyć, a nie w stołecznej rewii! – wykrzykiwał Niemcow, czerwieniąc się niczym dorodne prosię i opluwając pianino wraz z grajkiem i nutownikiem stojącym nieopodal.
Do pierwszej przerwy tancerki były półżywe. A czekały je kolejne dwie godziny i wieczorny spektakl.
– Co za bydlak z tego Niemcowa – burknęła jedna z dziewcząt, wachlując się starym programem, po czym zwróciła się do jednej z koleżanek: – Gdzie pchasz te brudne kopyta na mój stolik?
– Słyszałam, że ten Niemcow to chłopców woli i dlatego tak pomiata dziewczynami. Kacperek go widział, jak się po placu Napoleona kręcił i rozglądał za męskimi dziwkami – dodała kolejna.
– Za to można pójść siedzieć na trzy lata. A niech tam łazi, to może go kto przyuważy, zrobi się skandal, on wyjedzie w siną dal i święty spokój będzie – rzuciła kolejna.
– Słuchajcie, a wiecie co z Maryśką? Wróci do teatru? – zagadnęła ruda dziewczyna o długich nogach i obgryzionych paznokciach.
– Maryśka chyba nie wróci. Załamała się po ostatnim romansie. Sądziła, że facet poważnie o niej myśli, a on jej dziecko zrobił i odszedł do urzędniczki z poczty. Pojechała się gdzieś wyskrobać po cichu i coś tam poszło nie tak. Tak mówiła jej siostra, jak po rzeczy na stancję przyjechała – powiedziała blondynka o dużym biuście i karminowych ustach.
– Bo ona za miękka na ten świat była. Wydawało jej się, że jak dostanie kwiaty albo pójdzie na dansing z takim, co bilecik portierowi zostawi, to od razu ślub i dzieci mu w głowie. A oni tylko zabawić się chcą, na połowicę to wybiorą cichą szarą myszkę, najlepiej z dobrego domu i z pokaźnym posagiem! – krzyknęła któraś.
– Jesteście takie cyniczne… – mruknęła Alicja.
– Kochaniutka – westchnęła najstarsza z zespołu – siedzę w tym biznesie już ładnych parę lat. Niedługo będę się musiała pożegnać z deskami, bo ani uroda nie najświeższa, ani siły za wiele. I co? Żaden poważny fatygant mi się nie trafił, no może jeden, ale całkiem nieudaczny. Nie mam zawodu, jestem kiepsko wykształcona, jedyne, co potrafię, to tańczyć. Odejdę z teatru i tylko sobie w łeb strzelić. To naciągam swoich wielbicieli, przyjmuję prezenty od kochanków i zbieram na swoją rentę, bo żyć jakoś trzeba, a i wymagania coraz większe. Jesteś jeszcze młoda, możesz byle jak mieszkać i byle jak jeść, a wszystko wydawać na fatałaszki i czekać na księcia z bajki. Powiadam ci, nie doczekasz się i zostaniesz z niczym. Albo wyjdziesz w końcu za pierwszego lepszego, co rękę poda i palce policzy.
Wtem otworzyły się drzwi i stanął w nich Wojnicz. Niektóre z tancerek były w negliżu, ale widok Wojnicza nie robił na nich żadnego wrażenia.
– Dziewczynki, ciszej, na miłość boską, tutaj ściany cieniutkie, z dykty ledwo, przecież to słychać, jak wyklinacie i reżysera o pociąg do chłopców posądzacie – spanikowanym głosem mówił Wojnicz.
– A bo co, nieprawdę mówimy? – odezwała się gromko jedna z tancerek.
– Prawdę, nieprawdę, macie cicho siedzieć i już – burknął dyrektor i wyszedł, z impetem zamykając drzwi.
Nowy reżyser, Niemcow, który miał za sobą spektakle w Wilnie, Lwowie i Berlinie, był jego ogromną szansą na wypłynięcie na szerokie wody warszawskich kabaretów. Wiedział, że dziwny i agresywny był to jegomość, ale słyszał, że potrafiłby nawet z kawałka sztachety zrobić tancerkę.
Gdy znalazł się na korytarzu, udał się do swojej najlepszej artystki, Hanki Lewinówny.
– Panno Haneczko – zaświergotał – czy wszystko w porządku? Niemcow nie jest dla panny Haneczki zbyt obcesowy?
– Dla mnie nie tak bardzo, bo na śpiewaniu to się zna jak kura na pieprzu, ale dla dziewczyn jest okropny. Panie dyrektorze, powiedzmy sobie szczerze, to kompletny ordynus, ten Niemcow.
Wojnicz zaczął się kręcić niespokojnie.
– To wybitny reżyser. I ma odpowiednie koneksje, a w Pikadorze przesiaduje jak u siebie w domu. Zna wszystkich i już dzisiaj na premierę zapowiedzieli się najważniejsi krytycy. A jeśli nas nie obsmarują, to ten spektakl będzie dla nas prawdziwą trampoliną do sukcesu.
– Już pan dyrektor to samo mówił przed ostatnim przedstawieniem, a graliśmy je tylko dwa miesiące – mruknęła Hanka, niezbyt zadowolona z prowadzenia zespołu przez Niemcowa.
– No już się nie dąsaj, moja droga, bo mam dla ciebie wspaniałą informację. Niemcow wierzy w twój talent i załatwił pannie Hance spotkanie z samym Lejtesem, który szuka obsady do Dziewcząt z Nowolipek – dodał ugodowo dyrektor Wojnicz.
– Nie dąsam się. Wiem, że to dobry reżyser, ale dziewczyny nie są mięsem na straganie.
Wojnicz już nic nie odpowiedział, tylko opuścił garderobę Hanki Lewin.