Przeczytaj fragment książki ''Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową''
Moda na vintage nie przemija. Tylko rzetelna wiedza o przeszłości może pomóc zrozumieć wartość współczesnego designu i nowych nadchodzących trendów we wzornictwie. Ile i czy można zarobić na starym serwisie po ciotce i szklanych wazonach zabranych z naszego rodzinnego domu? Jak dobrze wyceniać i jak nie przepłacać kupując? Jak rozpoznać i zrozumieć co, to znaczy dobry design i czy ważne jest przez kogo był projektowany? "Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową" Beaty Bochińskiej to poradnik nie tylko dla wytrawnych kolekcjonerów, ale dla wszystkich miłośników dobrego designu. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy na kolejnych stronach publikujemy fragment tej książki.
Dizajn na co dzień
Zaprojektowane przez Marię Chomentowską krzesła ze sklejki przyjęły się na rynku znacznie lepiej niż wytwarzane dotąd z masywu droższe modele. Zostały wyprodukowane, w - bagatela - ponad stu tysiącach sztuk! Oczywiście produkcją zajęło się kilka fabryk, jak to było wówczas w zwyczaju. Największa partia powstała w elbląskim zakładzie imienia Wielkiego Proletariatu.
Projekt niewidzialny
Strach pomyśleć, w ilu szkołach, poczekalniach, biurach i domach stanęły. Projekt był optymalny dla producenta i, co ważne, został zaakceptowany przez klientów. Lekkie, wytrzymałe krzesło, łatwo było je utrzymać w czystości - same zalety. Po prostu dobry projekt.
Jak większość tego typu projektów niewidzialnych - czyli tak dobrych, że na co dzień ich nie zauważamy - po jakimś czasie został zastąpiony przez coś innego. Nadeszła era krzeseł tapicerowanych: wymiotły z domów swoich poprzedników. W miejscach publicznych pojawiły się metalowe zamienniki. Krzesła te można spotkać do dziś. Rzadko, ale można na nie trafić. Projekt okazał się na tyle dobry, że zazwyczaj są nieuszkodzone. Nie chwieją się, siedziska i zaplecki są nienaruszone, wiadomo - sklejka i dobre rozwiązanie konstrukcyjne. Mimo że były produkowane masowo, ich cena rynkowa nie jest niska.
Po pierwsze projekt
Masowa produkcja to bardzo ciekawy temat. Może dlatego, że dobrze zaprojektowany przedmiot produkowany seryjnie jest tak samo rzadki jak dzieło sztuki wśród milionów obrazów czy rzeźb. Kto wie, może nawet rzadszy. Jakby tego było mało, masowa produkcja w różnych okresach znaczyła co innego. Warto się jej przyjrzeć, zwłaszcza że na naszych oczach jej rozumienie znowu się zmienia...
W pierwszym okresie produkcji przemysłowej adaptowano, jak wiadomo, wzory stosowane wcześniej w produkcji rzemieślniczej. Pochodzące ze starych wzorników fasony rzadko nadawały się wprost do produkcji maszynowej. Zazwyczaj te na siłę wtłaczane w produkcję seryjną projekty traciły na jakości i stawały się karykaturami wykonanych ręcznie poprzedników. Dopiero gdy zaprojektowano wzory dostosowane do produkcyjnych możliwości urządzeń i maszyn, zaczęły powstawać przedmioty ciekawe, a ich jakość potwierdzili użytkownicy. Żeby takie projekty przygotować, przede wszystkim trzeba było znać ograniczenia maszyn. Tyle że to wciąż za mało.
Rękodzieło maszynowe?
We wzornictwie przemysłowym projekt dobry tym różni się od przeciętnego czy poprawnego, że autor tego pierwszego uwzględnił rozwiązania, z którymi maszyna da sobie radę, a estetyka produktu na tym nie tylko nie ucierpi, ale nawet zyska. Osiągnięcie takiego efektu jest możliwe tylko w dwóch przypadkach: projektant musi albo znać się i rozumieć technologię produkcji, albo wykonać setki prób. Ten drugi sposób jest oczywiście kosztowniejszy.
Na początku epoki industrialnej niewielu artystów, którzy mogli odcisnąć estetyczne piętno na produkowanych przedmiotach, miało świadomość technologiczną lub chciało się za znajomić z możliwościami nowych maszyn. Także niewielu producentów rozumiało ten problem. Rzadko więc zapraszali do współpracy świadomych tego, czym jest wartość estetyczna, projektantów.
Zawód projektant
Najbardziej świadomi producenci szybko zyskiwali przewagę na rynku i pomnażali swoje fortuny, mając w ciągłej ofercie serie chętnie kupowanych przedmiotów. Najbardziej znanym i najbardziej spektakularnym przykładem jest firma Thonet ze swoim krzesłem numer 14, którego produkcja trwa od 1859 roku do dzisiaj! Mimo masowej skali pierwsze egzemplarze tego tworzonego maszynowo mebla są kolekcjonerskimi rarytasami - a może jest tak właśnie dlatego, że jest to najdłużej produkowane, czyli najlepiej zaprojektowane krzesło na rynku? W Polsce takie eksperymenty technologiczne odbywały się już przed drugą wojną światową, ale pierwsze prototypy wspomnianego krzesła Marii Chomentowskiej powstały w latach pięćdziesiątych. Wtedy też dopracowywano je w toku eksperymentów odbywających się w modelarni warszawskiego
We wzornictwie przemysłowym projekt dobry tym różni się od przeciętnego czy poprawnego, że autor tego pierwszego uwzględnił rozwiązania, z którymi maszyna da sobie radę, a estetyka produktu na tym nie tylko nie ucierpi, ale nawet zyska.
Marka podnosi cenę
Dlaczego w takim razie jej krzesła z pierwszego okresu produkcji nie są tak drogie jak thonety? Odpowiedzieć nie jest trudno, ale dojdziemy do tego trochę okrężną drogą. W epoce przemysłowej przyszedł czas na tworzenie marek firm, bo to one pozwalały podnieść cenę produktu. Od tego, ile firmy wyłożyły pieniędzy na upowszechnienie swojego wzoru, zależała jego popularność - a czasami wręcz sława! Na wolnym rynku takie działania są konieczne. Im dłużej seria jest sprzedawana, tym większa jest opłacalność produkcji, a żeby seria miała długi żywot, nie tylko produkt (czyli projekt) musi być dobry i zdobyć uznanie klienta: przede wszystkim klient musi się o istnieniu tego produktu dowiedzieć, czyli trzeba o nim trąbić wszem wobec. No i jeszcze ktoś powinien go klientowi dostarczyć, musi zatem istnieć sieć dystrybucji...
I tak dochodzimy do meritum. Dizajn rośnie na ekonomicznej glebie, choć korzenie ma artystyczne. Bez sprzyjających warunków nie może się należycie rozwinąć. To, gdzie dany projekt powstaje, nie jest bez znaczenia. W zasadzie ma to ogromne znaczenie. Bo czy projekty naszych twórców były gorsze? Skąd! Często były lepsze! Tyle że nikt się o ich istnieniu nie dowiedział i nie trafiały na światowy rynek w normalnych warunkach. Dla kolekcjonerów skutek jest taki, że w międzynarodowych opracowaniach o dizajnie z tego okresu brakuje polskich nazwisk i przykładów dobrych wzorów, a tym samym nie ma nas w obiegu kolekcjonerskim. Thonet jest droższy od Chomentowskiej dlatego, że jesteśmy na świecie niewycenieni!
Wartość projektu!
To gdzie sprzedano te sto tysięcy wyprodukowanych krzeseł? - zapytacie. Ano w Polsce. W głodnej produktów Polsce, gdzie wszystkiego brakowało, więc wszystko, co trafiało na rynek, szło jak woda. Projektanta lokalnego od globalnego różni często nie tyle jakość projektów, ile popularność wśród odbiorców. Tylko że to nie zależy od samego projektanta.
Ale wróćmy do tematu: do masowej produkcji i tego, jaki ma wpływ na wartość (w tym cenę) przedmiotu z epoki, w której powstało. Dobrze zaprojektowane krzesło zawsze jest dużo warte, niezależnie od liczby wyprodukowanych sztuk. To już ustaliliśmy (patrz: Thonet). Niemały wpływ ma także popularność projektanta lub marki na świecie, a na końcu to, jak długo seria jest na rynku. Oczywiście jeśli dwa pierwsze warunki są spełnione, a długość serii była ograniczona, to wartość rośnie. Czyżbyśmy się już rozprawili z tym zagadnieniem? Zaraz, zaraz, nie tak szybko. A co jeśli jakiś przedmiot jest wykonany ze szlachetniejszego materiału lub w trudniejszej, bardziej skomplikowanej technologii? Czy jest droższy? I tutaj cię, czytelniku, zaskoczę. Dobry projekt potrafi wygrać i z tymi warunkami, choć zdarza się to naprawdę bardzo rzadko. Aż się prosi sięgnąć po rodzimy przykład.
Prasówka cenniejsza od kryształu
Na portalu Patyna.pl u jednego ze sprzedawców zobaczyłam zdjęcie wazonu wykonanego ze szkła z barwionej masy, ręcznie formowanego w tak zwanej przedformie. Innymi słowy - wykonał go hutnik, ręcznie, według projektu dostarczonego przez projektanta. Liczba takich wazonów mogła iść w setki lub tysiące (o ile wszedł do stałej produkcji). Sprawdzamy. I co? Wszedł, znalazł się nawet w produkcyjnym katalogu firmowym. Na tym samym portalu inny sprzedawca oferuje szkło bezbarwne, wykonane w technologii szkła prasowanego, czyli półautomatycznego. Ten wazon również wszedł do masowej produkcji. Na rynku mogło się znaleźć kilka lub nawet kilkanaście tysięcy sztuk.
Oba wazony zaprojektowali polscy projektanci. Jeden został profesorem na uczelni, którą ukończył, drugi swoje umiejętności projektowe poparł dogłębnymi politechnicznymi studiami z zakresu technologii, a także wieloletnim doświadczeniem. Obaj są znani: jeden na indywidualnych wystawach prezentował swoje szkło artystyczne, drugi opatentował nową metodę wykorzystywania prasy do produkcji szkła. Nazwiska obu pojawiają się także w zbiorczych katalogach dotyczących zbiorów muzealnych w Polsce. Zagadka: który wazon jest droższy - ten z dłuższej serii czy ten, którego na rynku było mniej? Zastanówmy się... Długość serii nie ma tu akurat nic do rzeczy. O wycenie obu znów decyduje... projekt. Wazon wykonany ręcznie jest ciekawy, wręcz piękny, ale na tle powstających w tym okresie innych projektów nie jest zaskakujący. Podobnych można znaleźć sporo, i to nie tylko w Polsce. Prasowane szkło natomiast, mimo półautomatycznej produkcji i dłuższej serii, jest projektem wybitnym i niepowtarzalnym. Zdecydowanie droższy
powinien być właśnie on.
Zagadka: który wazon jest droższy - ten z dłuższej serii czy ten, którego na rynku było mniej?
Co robi dobry kolekcjoner? Natychmiast kupuje lepszy - czyli droższy - projekt. Co robi handlarz? Kupuje projekt gorszy, ale chwilowo bardziej popularny. Póki nie wypowie się jakiś ekspert lub nie powstanie rzeczowe opracowanie dotyczące tych projektów, kto wie, może mu się udać sprzedać go z zyskiem.
(...) Odwiedzili mnie w domu Japończycy. Moja trzynastoletnia córka (która uczy się japońskiego) stwierdziła, że używają bardzo dużo... onomatopei! Cmokali, mruczeli, zachłystywali się powietrzem. A wszystko to podczas oglądania kolekcji polskiego dizajnu. Wchodzili w każdy zakamarek i pytali o wszystko. Ku mojemu kompletnemu zdumieniu powiedzieli, że ktoś im wyjaśnił, że w Polsce po wojnie zupełnie nie było dizajnu... A, i co ważne, był to nasz rodak, mieszkający nad Wisłą! Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony - moi goście czy ja. Rozmawialiśmy o meblach, ceramice, szkle, metaloplastyce, tkaninie, plakacie, grafice użytkowej, ilustracji, oświetleniówce, i o czym tylko chcecie. Zrobili ponad pięćset zdjęć, nagrali film z moją wypowiedzią i zabrali ze sobą publikacje na temat dizajnu.
Chwalcie własne
Tak sobie myślę: kto ma nas chwalić? Kto ma wyjaśniać, że innowacje, kreatywność i rozwój to nie są słowa, które weszły do naszego słownika wraz z dotacjami unijnymi... Kto ma nas docenić, skoro sami nie widzimy własnego dorobku, nie umiemy go nazwać i umiejscowić na mapie Europy i świata? Odpowiedź jest tylko jedna: wy! Moi wierni czytelnicy. Ogłaszam krucjatę: chwalcie własne, każdego dnia starajcie się znaleźć wokół siebie coś, co jest estetyczne, piękne i przez nas stworzone. Zdziwicie się (niekoniecznie po japońsku), ile tego jest!
Fotografię z epoki dedykuję "niedowiarkom, czczym umysłom". Nie znam nazwiska fotografa, który ją zrobił, ale właśnie to zdjęcie wisi na wystawie w Muzeum Śląskim w Katowicach, obrazując klimat klubokawiarni lat sześćdziesiątych... Miłego dnia! Idźcie na sushi.
Fragment pochodzi z książki Beaty Bochińskiej "Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową" , wyd. Marginesy, 2016.