Trwa ładowanie...
Informacja prasowa
hotel
18-09-2015 14:18

Przeczytaj fragment książki ''Hotel szczęśliwych ślubów'' Hester Browne

"Hotel szczęśliwych ślubów" opowiada historię Rosie McDonald. Kobieta niegdyś porzucona przez narzeczonego przed ołtarzem, jest cenioną organizatorką ślubów. W obu sferach jej życia - służbowej i prywatnej nie dzieje się najlepiej - kariera utknęła w martwym punkcie, a chłopak zdecydowanie nie jest „tym jedynym”. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Zwierciadło prezentujemy fragment książki Hester Browne w tłumaczeniu Magdaleny Wasilewskiej-Chmury.

Przeczytaj fragment książki ''Hotel szczęśliwych ślubów'' Hester BrowneŹródło: Zwierciadło
d2hp1oc
d2hp1oc

* "Hotel szczęśliwych ślubów" opowiada historię Rosie McDonald. Kobieta niegdyś porzucona przez narzeczonego przed ołtarzem, jest cenioną organizatorką ślubów. W obu sferach jej życia - służbowej i prywatnej nie dzieje się najlepiej - kariera utknęła w martwym punkcie, a chłopak zdecydowanie nie jest „tym jedynym”. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Zwierciadło prezentujemy fragment książki Hester Browne w tłumaczeniu Magdaleny Wasilewskiej-Chmury . *

PROLOG

Przylgnęłam do marmurowego filara, starając się zerknąć na gości zgromadzonych w kościele tak, żeby mnie nie zauważyli.

Udało się, jakżeby inaczej. Byli zbyt zajęci podziwianiem misternych, ręcznie robionych różanych dekoracji wieńczących krzesła i czytaniem wierszy wybranych na tę specjalną okazję.

d2hp1oc

Z tych ostatnich byłam najbardziej dumna. To nawet nie były wiersze, raczej urywki piosenek Cole’a Portera. Nie jakieś tam ckliwe romansidła albo pompatyczne Szekspirowskie frazesy typu: „Czy do letniego dnia mógłbym Cię porównać?”. Serio, zastanówcie się, która kobieta chciałaby być porównana do angielskiego letniego dnia?! Kto o zdrowych zmysłach chciałby być przedstawiany jako: pochmurny, ponury i skrajnie nieprzewidywalny?! Bo tak jest dzisiaj. Przed chwilą przestało padać i w powietrzu, jak zwykle, unosi się specyficznie angielski zapach wilgotnych ubrań i lakieru do włosów. Wypełnia kościół i płynie do mnie ponad głowami gości.

Na pogodę nic nie poradzisz – niby tak, w każdym razie tak sobie powtarzam.

Skupiam uwagę na kilku gościach pogrążonych w rozmowie. Ukryta za filarem próbuję wychwycić, co mówią. Nic z tego, nic nie przebije się przez słodkie brzdąkania harfistki i jej interpretację suity z „Dziadka do orzechów” – kolejny przykład niestandardowej klasyki. Uśmiechy, rozglądanie się, nerwowe oczekiwanie świadczą o tym, że na razie nikogo zbytnio nie obchodzi, że ślub miał się zacząć cztery minuty temu.

Pięć minut temu – tyle pokazuje zegarek od mojej mamy (coś pożyczonego). To oznacza jedno, Anthony spóźnia się już trzydzieści pięć minut.

d2hp1oc

Żołądek powoli podchodzi mi do gardła, a wraz z nim teoretycznie „uspokajające” śniadanie, czyli owsianka z borówkami. Co mogę zrobić? Co więcej, poza dzwonieniem, esemesowaniem, dzwonieniem na policję, wysyłaniem jednej z druhen do jego domu… To wszystko już dawno zrobiłam.

Jak dotąd wydaje się, że goście nie zauważyli dwóch dziwnie wolnych krzeseł przy ołtarzu, gdzie Anthony i Phil, drużba, powinni od dawna siedzieć. Na szczęście pozostali drużbowie zachowywali się, jak gdyby nic się nie stało – mogę się założyć, że przynajmniej połowa z nich nie zdaje sobie sprawy, że coś się jednak stało. Nie jest to najbystrzejszy zestaw mężczyzn, jakich poznałam. Winić mogę jedynie wielokrotne urazy głowy, jakich doznali, grając w rugby z Anthonym. Prawda jest taka, że teraz jestem za to niewspółmiernie wdzięczna.

Sześć minut. Wbiega spóźniony gość, zdziwiony, że wcale się nie spóźnił. Siedem.

d2hp1oc

Najdziwniejsze jest to, że chociaż mój mózg pędzi jak szalony i czuję każdą z trzydziestu spinek wbijających się w moją głowę, to reszta ciała jest nadzwyczaj spokojna, wręcz śpiąca. Przez ostatnie dwadzieścia siedem godzin chodziłam z kąta w kąt, trzęsąc się ogromnie, a teraz moje ręce i nogi są jak z ołowiu. Planowałam i planowałam, ale tego – do spółki z deszczem – nie zaplanowałam. Co gorsza, nie miałam na to żadnego rozwiązania.

Harfistka doszła do końca „Tańca cukrowej wróżki” i spojrzała na mnie znacząco, unosząc brwi.

Zawahałam się, ale zaraz dałam jej znak, by zagrała coś jeszcze.

d2hp1oc

Zmarszczyła czoło, odrzuciła długie blond włosy i zaczęła grać od początku. Kilka osób spojrzało na nią i stało się jasne, że coś jest nie tak.

Niech ktoś mnie obudzi – błagałam w myślach. – Albo przynajmniej niech przyśle moją starą nauczycielkę francuskiego przebraną za morsa, żebym wiedziała, że to tylko zły sen. Wtedy podeszła do mnie Andrea, moja główna druhna, objawiła się z telefonem w jednej ręce i chusteczką w drugiej. Było jasne, że trafiło na nią – miała pecha. Ogromnego, przeogromnego pecha.

Gdzieś na granicy świadomości pojawiła się myśl, że Andrea jest wykwalifikowanym ratownikiem. To zawsze jest dobry pomysł, by jedna z druhen umiała udzielać pierwszej pomocy.

d2hp1oc

Tak przynajmniej czytałam.

– Rosie – powiedziała cicho.– Mam złą wiadomość.

– Catering nie dojedzie? – wyszeptałam z nadzieją. – Fotograf zgubił scenariusz ceremonii?

– Nie – Andrea przygryzła dolną wargę. – Anthony nie przyjedzie.

* "Hotel szczęśliwych ślubów" opowiada historię Rosie McDonald. Kobieta niegdyś porzucona przez narzeczonego przed ołtarzem, jest cenioną organizatorką ślubów. W obu sferach jej życia - służbowej i prywatnej nie dzieje się najlepiej - kariera utknęła w martwym punkcie, a chłopak zdecydowanie nie jest „tym jedynym”. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Zwierciadło prezentujemy fragment książki Hester Browne w tłumaczeniu Magdaleny Wasilewskiej-Chmury . *

d2hp1oc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2hp1oc