Promocja książki IPN "Śladami zbrodni" z okresu stalinowskiego
Obraz zbrodni komunistycznych na Białostocczyźnie pokazany przez pryzmat udokumentowanych miejsc, gdzie były dokonywane, relacji ofiar, ale też funkcjonariuszy UB, którzy ich dokonywali, zaprezentowano w książce IPN "Śladami zbrodni".
Obraz zbrodni komunistycznych na Białostocczyźnie pokazany przez pryzmat udokumentowanych miejsc, gdzie były dokonywane, relacji ofiar, ale też funkcjonariuszy UB, którzy ich dokonywali, zaprezentowano w książce IPN " Śladami zbrodni ".
We wtorek książkę promowano w Białymstoku. Na spotkanie z autorem przyszło blisko sto osób.
Publikacja autorstwa dra Marcina Zwolskiego z białostockiego Instytutu Pamięci Narodowej to efekt wieloletniego projektu naukowo-edukacyjnego "Śladami zbrodni", prowadzonego w IPN. W jego ramach m.in. dokumentowano miejsca, gdzie dokonywano zbrodni na przeciwnikach systemu komunistycznego: siedziby UB, sowieckich organów bezpieczeństwa, więzienia, miejsca gdzie wykonywano wyroki śmierci, miejsca pochówku zamordowanych.
Autor wybrał i pokazał 57 takich miejsc, choć IPN ma wiedzę o około stu. Na fotografiach można m.in. zobaczyć piwnice, gdzie przetrzymywano aresztowanych, pożegnalne napisy pozostawiane na murach, nazwiska, daty. Wiele z opisanych budynków jest w rękach prywatnych, czasem z zewnątrz wyglądają zwyczajnie, a ludzie nie wiedzą, że kryją mroczną przeszłość. Czasem obiekty te są w dobrym stanie, niektóre - np. dawne więzienie w Suwałkach - przestało istnieć, bo w jego miejscu powstała galeria handlowa. IPN apeluje o "żywe" upamiętnianie tych miejsc, np. oznaczenie tabliczkami, tablicami memoratywnymi, objęcie ochroną konserwatorską, wpisanie do historycznych przewodników. Jest też np. obiekt w Sokółce, który - w ocenie IPN - jest niemal gotowy, by stał się muzeum. Niewykluczone, że w przyszłości taka placówka tam powstanie.
Zwolski podkreśla, że to, na czym dziś zależy IPN, to zachowanie tych miejsc związanych ze zbrodniami, bo są w nich do dziś ślady po ofiarach zbrodni. "Można jeszcze niektóre rzeczy uratować, niektóre utraciliśmy już bezpowrotnie (...). To rzecz, z którą chcielibyśmy skończyć, to rzecz, którą chcielibyśmy poprawić. Przyszedł na to czas" - mówił wcześniej dziennikarzom Zwolski. Po 1989 r. w regionie upamiętniono zaledwie kilka takich miejsc.
W książce są liczne dokumenty, które świadczą o okrucieństwie i nieludzkim traktowaniu aresztowanych (np. bicie deskami, żelaznymi prętami, wbijanie gwoździ w pięty, karmienie śledziami po to, by potem przez dwa dni nie dawać pić), a funkcjonariusze UB sami opisują swoje działania, przyznają się do popełnienia zbrodni na konkretnych osobach. Autor podkreśla, że wybierał do książki materiały o zbrodniach mało znanych - takich, o których nigdy nie pisano, których sprawców nigdy nie osądzono.
Są np. zeznania szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sokółce Kazimierza Góreckiego, który opisuje, że przyszedł do niego kapitan o nazwisku Rakow, który poinformował, że zatrzymany nie żyje. Gdy poszedł to zobaczyć, na podłodze w gabinecie leżało rozbite krzesło, a na fotelu znajdowało się zmasakrowane ciało mężczyzny. "Śledztwo w tej sprawie nie było prowadzone, gdyż dotyczyło to nie funkcjonariusza UB" - relacjonował Górecki. Rakow nigdy nie został za to skazany, śledztwo było umorzone z powodu niewykrycia sprawców.
Zwolski mówił, że najbardziej wstrząsnęła nim sprawa samowolnej egzekucji na kilku osobach jednocześnie, której dokonali w 1946 r. funkcjonariusze UB z Łomży po aresztowaniach w okolicach Jedwabnego. Zwolski przytacza zeznania funkcjonariusza Romana Płoskiego, który zeznał, że do Łomży jechało kilka samochodów z zatrzymanymi, gdy nagle jeden z nich skręcił do zagajnika, gdzie po rozkazie przełożonego wojskowego funkcjonariusze UB rozstrzelali kilka osób. Prokurator umorzył śledztwo w tej sprawie, mimo że sprawcy przyznali się - tłumacząc, że wykonywali tylko rozkaz przełożonego, którego nie ustalono.
Białostocczyzna była w latach 1944-56 regionem, gdzie silne podziemie niepodległościowe było poddawane intensywnym represjom przez władze komunistyczne. IPN szacuje, że ich ofiarami mogło być około dwóch tysięcy osób, które nie mają swoich grobów. Dane te nie obejmują ofiar obławy augustowskiej z lipca 1945 r., w której z rąk sowieckich zginęło ponad 600 działaczy podziemia z Suwalszczyzny. Do dziś nie wiadomo, gdzie spoczywają.
Książka będzie w lutym i marcu promowana w różnych miastach w Podlaskiem.