Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 10:46

Powrót

PowrótŹródło: Inne
d1m33pu
d1m33pu

Kosmos. Czarna przestrzeń pod powiekami. Drganie. Opieram się o coś, o kogoś.
Moja głowa raptownie opada; budzę się.
Kosmos. Dookoła czarna przestrzeń.
Drganie. Opieram się o kogoś. Moja głowa - może nie moja. Pogubieni jesteśmy w ograniczonym obszarze kosmosu. W sobie mam czarną przestrzeń. W sobie mam drganie.

Ktoś się poruszył. Ktoś inny się poruszył. Ja się poruszyłem. Poruszenie się wywołuje lawinę poruszeń; jak to w kosmosie. Kosmiczna jest ta nocna podróż pajęczyną autostrad. Na kilkanaście długich godzin zamieniłem się w Odyseusza. Zamknięty w metalowym pudle, wciśnięty między kogoś tam i kogoś tam staję się kimś tam. Nie rozpoznaję siebie. Nie rozpoznaję siebie w czasie jazdy, nie rozpoznaję siebie na postojach. Nie, czasami na postojach pojawia się wspomnienie, które ożywia jakiś wąski korytarz świadomości.

To kosmos. Tylko kosmos potrafi setkami błyszczących gwiazd rozniecić płomyk jaźni. Nieskończoność i indywidualność. Rozpuszczam się zaraz w owej nieskończoności. Nie bronię się przed nią. Wiem, że tak musi być. Tam, gdzie zmierzam... Aby tam dotrzeć, muszę pozwolić nieść się czwartemu wymiarowi.

Niesie mnie więc czas, poświęcając mi maleńką cząstkę swojej nieskończoności. Jedną nieskończoną, a jednak skończoną; jak to w kosmosie. Sen. Nie, nie śpię. Noc jest snem, ale ja nie śpię. Czuję drganie. Wiem, że będę je nosił w sobie jeszcze wiele godzin, nawet wtedy, kiedy już skończy się noc. Wiem.

d1m33pu

Dużo wiem. Znam te drogi. Znam ich zawikłania. Znam ich białe pasy nakazujące ostrożność. Nie wierzę jednak w świat ukazujący się czasami za szybą. Kosmos mieści się w niewielkiej przestrzeni samochodu.
Nie pragnę nic więcej. Pragnę zatopić się w ciemności, zagubić siebie, przeczekać. Tak, przeczekać, skrócić te długie godziny, skrócić je snem, oderwaniem się od rzeczywistości.

Światła nie pozwalają zasnąć. Światła zwielokrotnione, dotykające boleśnie drobin świadomości. A jednak zasypiam. Płytki sen przywołuje wspomnienie, odnajduje we mnie to, co wydawało się utracone na zawsze. Ktoś podkręcił ogrzewanie. Robi się ciepło, wręcz gorąco. Ile godzin jesteśmy już w drodze? Fosforyzujący zegar wskazuje północ. Już północ, a przecież po skończeniu pracy tak bardzo się spieszyliśmy, skracając nawet do minimum czas przeznaczony na konieczną wizytę w sklepie.

Grupa Polaków wkracza do niemieckiego supermarketu. Jesteśmy nieogoleni, niedomyci, rozmawiamy szeptem, jakby jedynie język mógł zdradzić nasze pochodzenie. Łapczywie ładujemy do wózków czekolady, piwo i co tylko błyszczącego wpadnie nam w ręce. Srebrniki brzęczą przy kasie. Na sklepowym parkingu długo czekamy na jednego z nas, który zapodział się gdzieś między rzędami pełnych półek. Palimy. Opowiadamy sobie dowcipy.

Ciągle te same. Pijemy piwo z puszek, z tych puszek, które każdy z nas zbierał w dzieciństwie, które tak długo były symbolem lepszego świata. Teraz mamy ich pod dostatkiem. Puste - służą nam za popielniczki.
Wreszcie przyczłapał zaginiony. Dlaczego się nie spieszył? Przecież zaraz jedziemy do domu, do Polski. A czeka nas jeszcze pakowanie - upychanie na ciężarówkę naszych rzeczy, które w cudowny sposób pomnożyły się o znalezione na ulicach telewizory, pralki i tysiące innych sprzętów nieprzydatnych już "tu", a nieodzownych "tam". Wszystko trzeba przykryć nieprzemakalną plandeką (na wypadek deszczu) i przypiąć specjalnymi, samonapinającymi się pasami. Są od tego fachowcy, którzy pół życia spędzili na "eksporcie", ciągnąc na wschód dobro, podobnie jak czynili to ich ojcowie kilkadziesiąt lat wcześniej.

d1m33pu

Teraz trzeba coś zjeść przed podróżą, umyć się, ogolić i wsiadać. Ale, mimo iż tak bardzo chce się już jechać, coś każe przedłużyć właśnie tę chwilę. Może po to, aby lepiej ją zapamiętać, aby wracała we wspomnieniach podczas długich, bezbarwnych dni.

Dni, w których następny wyjazd będzie wydawał się tak bardzo odległy, że aż nierzeczywisty, że aż niemożliwy. Noc jest ciemna, noc jest czarna, silnik zaczyna pracować, usypiając nas monotonią swojego ruchu. Siedzimy cicho, wstrzymujemy oddechy i zanurzamy się w mrok, przenosimy się do innego świata, do innej sfery, do czasu pośredniego, w którym właściwie nic poza ruchem w przestrzeni się nie dzieje. Można myśleć, można mówić, można spać, ale to nie przyspieszy podróży.

Możliwe są jedynie opóźnienia. Ktoś zapalił papierosa. Czerwony ognik jarzy się w ciemności. Dym pomaga zapomnieć. Otumania, rozprasza myśli. Z dymu układają się obrazy - odległe w czasie, ale żyjące wciąż w nas.

d1m33pu

Zadymiona sala w klubie studenckim.
Środek nocy. Snuje się usypiający blues.
Trzymam rękę dziewczyny. Ktoś mówi do nas. Monotonny szept niknie stłumiony w kłębie dymu z papierosa. Ja także palę, ale nie po to, aby zapomnieć czy zaspokoić prosty głód nikotyny, lecz po to, aby palić - aby przeżyć więcej. Również z tego powodu nie śpię dzisiejszej nocy, słucham, rozmawiam, "gdzieś jestem".

Blues trwa w nieskończoność. Niewielka postać Muniaka stapia się z błyszczącym, oksydowanym na ciemny kolor instrumentem. Jak wywikłać się z tej nocy, z tej na wpół śpiącej sali? Jak wywikłać się z trzymanej dłoni, jak wreszcie skończyć prowadzoną rozmowę?

To nie pierwsza taka noc, będą następne; bez końca. Wracamy rano, zmęczeni, senni. Małe mieszkanie wita nas nieładem. Budzi się dzień, my zasypiamy, trzymając się za ręce. Jak wywikłać się z tej ręki, z tego mieszkania, z tego poranka? To dziesiąte piętra więc może jest to bardzo proste. Wybiera! trudniejszą drogę, która nie trwa jedynie kilka sekund, ale kilka długich lat. Zasypiamy. Papieros gaśnie.

d1m33pu

Są znowu światła; mijamy jakieś miasto.
Wielkie, betonowe miasto wschodnich Niemiec. Pomnik czegoś, co odeszło, o czym jednak trudno zapomnieć. Kierujący jest zmęczony; ktoś musi go zmienić. Zjeżdżamy na parking. Kiedy przestaje pracować silnik, budzą się wszyscy. Wychodzimy. Niebo dotyka nas gwiazda mi. Nikt ich jednak nie zauważa. Jedynie mnie parzą ich blaski. Dla innych są niewidoczne, ale - być może - istnieją tylko w mojej wyobraźni.

Nikt nie korzysta z pedantycznie ustawionej w centralnym miejscu parkingu plastikowej budki toalety. Stajemy plecami do samochodu i sikamy w czarną przestrzeń, jakbyśmy sikali do bezdennej czeluści znajdującej się u krańca płaskiego krążka Ziemi. Ale Ziemia nie jest płaska, a nam dane było przebyć już nie jeden raz odległość równą obwodowi tej niewdzięcznej kuli, choć poruszaliśmy się na odległość nie większą niż tysiąc kilometrów i zawsze tą samą drogą, poznając wszystkie jej przystanie - parkingi, i składając im niezmiennie daninę z naszego moczu.

Kiedy kończymy, ktoś zaczyna mówić.
Ktoś inny krótko odpowiada. Rozmowy się nie kleją, są właściwie monologami. Nikt nikogo nie słucha. Każdy słyszy jedynie przeciągły szum rzeki własnych myśli. Omiatają nas światła przejeżdżających samochodów. Oblewają jasnością niczym strumieniem lodowatej wody. W górze gwiazdy, wokół reflektory, w nas panuje ciemność. Wewnętrzne światła pogasły podczas długich tygodni wspólnej samotności.

d1m33pu

Mijają nas wielkie, migające różnokolorowymi lampkami ciężarówki. Ich wystrój przywołuje świąteczne iluminacje. Te potężne samochody, przejeżdżając tuż obok, uderzają pędem gorącego powietrza, zupełnie jakby chciały zdmuchnąć nas ze swojej drogi. Wreszcie któraś z nich zajeżdża na parking. Zatrzymuje się z sapaniem tuż obok nas.

Gasną jej wielkie światła i zapala się maleńka lampka w szoferce. Nie na długo. Kierowca układa się do snu. Kiedy zaśnie, znajdzie się znowu za kierownicą. Wsiadamy. Ugniatamy się w niewielkiej przestrzeni. Dopasowujemy się do siebie i do twardych, blaszanych ścian.

Wnętrze samochodu jest niewygodne, nawet wtedy, gdy jadą trzy, cztery osoby. Nas jest dwukrotnie więcej. Znowu zajmuję miejsce przy samych drzwiach. Nie wiem dlaczego. Może chcę mieć możliwość opuszczenia w każdej chwili tej dobrowolnej klatki?

d1m33pu

Samochód rusza. Długo rozpędza się na wolnym pasie autostrady i wjeżdża wreszcie między inne mknące pojazdy. Pęd, dygotanie, usypianie. Jeszcze raz zanurzamy się w gęstość nocy, jeszcze raz pozwalamy objąć się drganiom i kołysaniu, które przenoszą nas tak łatwo w świat marzeń. Nie, jeszcze nie śpimy. Każdy patrzy w ciemność i widzi własny cel podróży, tak odmienny od innych, a jednak ten sam. Każdy widzi czyjąś twarz, ale odrębne rysy zlewają się w jedno oblicze, tak bardzo potrzebne teraz, tak bardzo nieodzowne, że wydaje się niemożliwe przeżycie bez niego nawet kilku dni.

A jednak można obyć się bez tej tak pożądanej twarzy przez długie tygodnie i miesiące. Kierujący wypowiedział jakieś niezrozumiałe słowo, sięgnął po papierosa i kolejny raz przekręcił dźwignię ogrzewania. W samochodzie robi się ciepło, sen znowu szuka do nas dostępu. Pas autostrady biegnie w nieskończoność.

d1m33pu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1m33pu