Postrewolucyjna etiuda
„Haram”, czyli wszystko to, co w kulturze islamskiej zakazane. I jego przeciwieństwo „halal” - to, co dozwolone. Między tymi dwoma opozycyjnymi kategoriami rozpięta jest opowieść Piotra Ibrahima Kalwasa - reportera „Gazety Wyborczej”, który od kilku lat na stałe mieszka w Aleksandrii. Książkę „Egipt: haram halal” tworzą reportaże publikowane pierwotnie na łamach „Dużego Formatu”, a także całkiem nowe teksty, które w niezwykle emocjonalny sposób oddają istotę egipskiej obyczajowości. Autor opisuje pogmatwaną mentalność współczesnych Egipcjan na tle równie pogmatwanej, postrewolucyjnej scenerii arabskiej wiosny. Utwory o podobnej tematyce wręcz wymagają szerszej perspektywy oglądu.
„Haram”, czyli wszystko to, co w kulturze islamskiej zakazane. I jego przeciwieństwo „halal” - to, co dozwolone. Między tymi dwiema opozycyjnymi kategoriami rozpięta jest opowieść Piotra Ibrahima Kalwasa - reportera „Gazety Wyborczej”, który od kilku lat na stałe mieszka w Aleksandrii. Książkę „Egipt: haram halal” tworzą reportaże publikowane pierwotnie na łamach „Dużego Formatu”, a także całkiem nowe teksty, które w niezwykle emocjonalny sposób oddają istotę egipskiej obyczajowości. Autor opisuje pogmatwaną mentalność współczesnych Egipcjan na tle równie pogmatwanej, postrewolucyjnej scenerii arabskiej wiosny. Utwory o podobnej tematyce wręcz wymagają szerszej perspektywy oglądu.
Kontekstem mogą tu być prace amerykańskiego politologa Samuela Huntingtona, który na początku lat 90. na łamach pisma „Foreign Affairs” po raz pierwszy rozwinął znaną koncepcję „zderzenia cywilizacji”. Jej podstawą stało się założenie, że po zakończeniu okresu zimnej wojny głównym wymiarem polityki globalnej będą konflikty między różnymi grupami cywilizacyjnymi. Zdaniem Huntingtona, oprócz dotychczas dominującej cywilizacji Zachodu, nowy ład światowy miały ustanowić m.in. wspólnoty państw zgrupowanych wokół największych religii świata: islamu, hinduizmu, buddyzmu i prawosławia. Z dzisiejszej perspektywy nietrudno zgadnąć, które z wymienionych kręgów kulturowych „zderzają” się w sposób szczególnie widoczny. Bieżące doniesienia o globalnych zawieruchach - ze sporem o karykatury Mahometa na czele - dotyczą bowiem w dużej mierze konfliktów między światem zachodnim a muzułmańskim.
Tym napięciom Kalwas poświęca w swej opowieści sporo miejsca, choć nie znajdziemy tu opisów otwartej walki zbrojnej. Huntingtonowską wizję „zderzenia cywilizacji” należy odnieść raczej do eksponowanej w książce „Egipt: haram halal” sfery obyczajowości, a konkretnie - mieszaniny niechęci i fascynacji, jaką współcześni Egipcjanie darzą kulturę Zachodu. Odzwierciedleniem tej postawy staje się dostrzeżony przez reportera paradoks egipskiej mentalności, sprowadzony do zwięzłego stwierdzenia: „[…] orientalna antyzachodniość używa zachodnich instrumentów do walki z zachodnimi ideami”.
Halal: tradycja
Tę prawidłowość Kalwas odnosi do sytuacji w postrewolucyjnym Egipcie, śledząc oznaki politycznych i obyczajowych przemian po okresie tzw. „arabskiej wiosny ludów”. Mowa o fali protestów przeciwko autokratycznym reżimom, zainicjowanej pod koniec 2010 roku w Tunezji, a w niedługim czasie przeniesionej na grunt innych krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Społeczną rewoltę, która cztery lata temu doprowadziła do obalenia egipskiego prezydenta Hosniego Mubaraka, autor łączy ze standardowymi postulatami wolności i demokracji. Są to wartości typowe dla liberalnej kultury Zachodu, lecz nieprzystające do panującego w świecie islamu „irracjonalnego tradycjonalizmu”. Tym wyrażeniem Kalwas określa ortodoksję współczesnych Egipcjan, którzy mimo pozornego przejmowania zachodnich ideologii zapamiętale kultywują archaiczne zwyczaje - począwszy od aranżowanych małżeństw, na obrzezaniu kobiet kończąc.
Na zdjęciu: Manifestanci niosą podobiznę Muhammada Mursiego, Egipt, sierpień 2013
(img|578255|center)
Paradoksalny lęk przed zmiennością, odczuwalny w Egipcie na równi z nastrojami rewolucyjnymi, autor książki podsumowuje dobitnie: „Brak wolności i demokracji od zarania, odwieczny strach przed władzą spowodował wykształcenie się w Egipcie swoistego typu człowieka: marzącego o wolności i jednocześnie od niej uciekającego. Marzącego o racjonalnym społeczeństwie i jednocześnie cały czas nurzającego się w mistycznym irracjonalizmie. Krzyczącego w kółko o demokracji i jednocześnie głoszącego pochwałę generałów i »mężów opatrznościowych«”. Ta podświadoma służalczość wobec władzy i religijnych dogmatów zdeterminowała przebieg egipskiej rewolucji - po obaleniu Mubaraka rządy w Egipcie przejęli członkowie islamistycznego Bractwa Muzułmańskiego z Muhammadem Mursim na czele. Antyprezydenckie protesty i ponowny zamach stanu z lipca 2013 roku tworzą tło dla zawartych w książce, miejscami faktycznie „wywrotowych” obserwacji Kalwasa. Nie świadczą jednak - jak zdają się sugerować wybrani rozmówcy reportera - o rzeczywistym
politycznym „przebudzeniu” Egipcjan.
Haram: seks i death metal
Wspomnianą „wywrotowość” widać zwłaszcza w rozdziałach przełamujących tabu narosłe wokół wybranych aspektów egipskiej codzienności. Taką pozornie zakazaną i przemliczaną, choć w gruncie rzeczy szeroko komentowaną sferą „haram” jest niewątpliwie seksualność Egipcjan. Obok tematów nagłaśnianych w mediach zachodnich, jak choćby problemu obrzezania muzułmanek i ich okaleczania poprzez oblanie kwasem, znajdziemy w książce Kalwasa także daleko mniej oczywiste wątki. W epizodycznych wzmiankach autor podejmuje m.in. kwestię „mobilnych” domów publicznych i rugowania homoseksualizmu z przestrzeni publicznej w Egipcie. W tekście o rozbrajająco dosłownym tytule: „Dzwoni do mnie onanista” opisuje ponadto częstą wśród egipskich mężczyzn praktykę rozładowywania napięcia seksualnego poprzez telefoniczne nagabywanie nieznajomych kobiet.
Na zdjęciu: Ośmiu mężczyzn oskarżonych o kręcenie filmu, dokumentującego ślub gejów. Sąd w Kairze skazał ich na trzy lata więzienia
(img|578256|center)
Równie egzotyczny, biorąc pod uwagę stereotypowe wyobrażenie muzułmańskiego tradycjonalizmu, jest rozdział poświęcony subkulturze death metalowców w Egipcie. Nasuwają oni skojarzenie z polskimi wykonawcami muzyki rockowej lat 80., których kultowe protest songi w sposób jawny kontestowały PRL-owską rzeczywistość społeczną. Porównanie rodzimych rockmanów do wspomnianych muzyków egipskich - działających w podziemiu i narażonych na rzeczywiste ataki ze strony fundamentalistów - jest, rzecz jasna, więcej niż powierzchowne. Istota muzycznego przekazu pozostaje jednak w obu przypadkach zbliżona: „- Śpiewamy o prześladowaniach - dodaje Muhammad - o braku wolności, o nietolerancji i brutalności klechów, o hipokrytach w meczetach i kościołach, o seksie, który jest wszędzie, chociaż ludzie udają, że go nie ma, o samotności, o potędze natury… - O miłości - kończy za niego Amir”.
Halal: wódz i „oddychające” lakiery
Kalwas przytacza także bezpośrednie analogie łączące kulturę egipską z cywilizacją Zachodu. Do tych najbardziej kontrowersyjnych z punktu widzenia europejskiego odbiorcy należą podobieństwa między islamskim fundamentalizmem i nazizmem, a w zasadzie - fakt popularności, jaką w Egipcie i wielu innych krajach arabskich cieszy się Adolf Hitler i jego programowy „Mein Kampf”. „Mocne państwo z jednym wodzem, silną armią i tajną policją to było i ciągle jest marzenie naszych rodzimych Hitlerków” - stwierdza w rozmowie z reporterem egipski akademik-intelektualista. Nacjonalizm w wydaniu muzułmańskim przybiera jednak postać religijną i zostaje zaadaptowany na gruncie mniej lub bardziej radykalnych odłamów islamu - przede wszystkim salafizmu, praktykowanego przez ultrakonserwatystów. Kalwas poświęca im osobny rozdział, eksponując wszechobecność religii w codziennym życiu współczesnych Egipcjan.
Określenie wyznania poprzez wybór dopuszczalnych opcji („muzułmanin”/ „chrześcijanin”/ „żyd”/ „inny”) i wypełnienie obowiązkowej rubryki w dowodzie osobistym determinuje tożsamość obywateli. Publiczna deklaracja ateizmu decyduje o społecznym wykluczeniu jednostki. Ten - cytując jednego z bohaterów - „religijny apartheid” towarzyszy innym przejawom radykalizacji kwestii wyznaniowych, utrwalonym w opowieściach Kalwasa. Tego typu wątki przybierają postać drastyczną - jak w reportażu o rytualnym uboju zwierząt w dniu Święta Ofiarowania - lub groteskową, widoczną np. w opisach kokieterii młodych Egipcjanek, które do obcisłych dżinsów i koszulek noszą obowiązkowe hidżaby. Czystym absurdem trąca z kolei wzmianka o pewnej polskiej marce przepuszczających powietrze lakierów do paznokci, uznanych przez muzułmańskich uczonych za „halal”, a tym samym - wybawiających pobożne muzułmanki od konieczności używania zmywacza przed każdą modlitwą.
Haram: orientalizm
Nie bez powodu autor książki, analizując „zderzenie” egipskiej mentalności z wartościami kultury zachodniej, przywołuje kategorię Miłoszowskiego „zniewolonego umysłu”. Jak przekonuje, przewroty i niepokoje społeczne - dawne i obecne - nijak się mają do naznaczonej feudalnym myśleniem natury Egipcjan. „Boję się tego, tego pomieszania śmierci, życia, męczeństwa i fatalizmu. Badam ten kult śmierci, tę niepojętą dla mnie, Europejczyka, tęsknotę za rajem” - stwierdza Kalwas w jednym z fragmentów opowieści. Co ważne, opowieści napisanej nie tyle przez Europejczyka, ile Europejczyka-konwertytę - polskiego muzułmanina, który piętnaście lat temu przeszedł na islam. Fakt ten niewątpliwie wyróżnia książkę „Egipt: haram halal” od innych reportaży dotyczących tego kręgu kulturowego. Należy tu wymienić przede wszystkim poświęcone Turcji teksty Witolda Szabłowskiego ze zbioru „Zabójca z miasta moreli”, a także - z pewnymi zastrzeżeniami - filipińską
„pielgrzymkę” Wojciecha Tochmana, utrwaloną w „Eli, Eli”.
Na zdjęciu: Slumsy w Kairze
(img|578257|center)
We wspomnianej książce autor „Wściekłego psa” opisuje organizowane z myślą o zachodnich turystach wycieczki „krajoznawczo-poznawcze” po slumsach Manili. „Eli, Eli” staje się zatem gorzkim studium współczesnego orientalizmu - w postaci, jaką nadał temu pojęciu amerykański badacz postkolonializmu Edward W. Said. Zgodnie z tą doktryną Orient zyskuje znamiona krainy dzikiej i zacofanej względem cywilizacyjnie górującego, „białego” Zachodu. W swych opowieściach Kalwas eksponuje podobny typ myślenia na temat kultury egipskiej: „Im brzydziej, tym prawdziwiej, tym ten magiczny Orient bliżej, a zły, materialistyczny, zbyt czysty Zachód hen, za morzami. Znam takich turystów. Przyjeżdżają do Egiptu z wizją zanurzenia się w niezachodnim świecie”. Tym, co odróżnia omawiany tom reportaży od płytkiej opozycji: my (Europejczycy) vs. oni (Egipcjanie), jest jednak wspomniana konwersja autora na islam. Pisząc z perspektywy nawróconego muzułmanina, Kalwas unika stereotypizujących uproszczeń.
Nie unika jednak radykalnego osądu egipskiej obyczajowości, choć - co zostaje w tekście kilkakrotnie wspomniane - jest to przysłowiowa „krytyka z miłości”. „Nie mogę bez Egiptu żyć, już wiem, że jestem na niego skazany” - podobnych deklaracji znajdziemy w książce wiele. Ten osobisty ton wypowiedzi sprawia, że przywołany na wstępie motyw „zderzenia cywilizacji” zyskuje w opowieści Kalwasa co najmniej dwie odsłony. W pierwszej egipski zapał rewolucyjny, rozbudzony zachodnimi ideami wolności i braterstwa, „zderza” się z muzułmańską zachowawczością. W drugiej – europejski racjonalizm reportera napotyka barierę w postaci irracjonalnej natury Egipcjan. Bilans obu potyczek pozostaje nierozstrzygnięty. I chyba właśnie w tym tkwi cały urok prozy Kalwasa.
Katarzyna Frukacz/ksiazki.wp.pl