Popularny pisarz francuski Paul-Loup Sulitzer , sądzony w sprawie o nielegalną sprzedaż broni do Angoli, przyznał we wtorek, że dostał 300 tys. euro od handlarzy bronią.
Sulitzer znalazł się na ławie oskarżonych w związku z nielegalną sprzedażą broni dla Angoli, podczas wojny domowej w tym kraju, która skończyła się w 2002 roku.
Pisarz przyznał, że otrzymywał pieniądze w zamian za informacje o dziennikarzach i pisarzach zainteresowanych Angolą.
Oskarżyciele uważają, że francuski biznesmen Pierre Falcone i rosyjsko-izraelski milioner Arkadij Gajdamak stworzyli dużą siatkę kontaktów, która umożliwiła im eksport broni do Angoli, pomimo embarga ustanowionego przez ONZ.
Falcone przesyłał pieniądze na zagraniczne konta pisarza lub wręczał mu gotówkę. Sulitzer powiedział jednak, że odegrał w tej sprawie rolę marginalną i prawne konsekwencje, które go spotykają, porównał do zabijania komara bombą atomową.
- Jest pan komarem z dużą liczbą zagranicznych kont bankowych - powiedział sędzia Jean-Baptiste Parlos. Prócz zagranicznych lokat pisarz ma rezerwę gotówki rzędu kilkuset tysięcy euro, przechowywaną w piwnicy domu, co tłumaczy tradycją rodzinną.
Syn nieżyjącego prezydenta Francois Mitteranda i były minister spraw wewnętrznych są również oskarżeni o branie łapówek od Falconego, w zamian za użycie swoich wpływów politycznych i ułatwienie sprzedaży broni do Angoli.