Polski milioner wybudował szpital w Katowicach za 150 mln zł. Śmierć syna była impulsem do projektu
Jego historia jest nietypowa. Wychowywał się w Afryce, gdzie rolę ogrodnika pełnił miejscowy szaman. Po zamieszkaniu w Polsce dorobił się milionów, ale śmierć syna i problemy z własnym zdrowiem były impulsem do wybudowania szpitala na miarę XXI wieku.
Adam Zaremba-Śmietański to pierwszy w Polsce deweloper, prezes firmy Grupa Deweloperska "Geo", były wiceprzewodniczący rady Polskiego Związku Firm Deweloperskich. W Katowicach wybudował Wieloprofilowy Szpital Specjalistyczny, w którym pracują najwięksi specjaliści medyczni. Są nie tylko profesjonalistami, ale również humanitarnie podchodzą do pacjenta. Nawiązują z nim relację i podchodzą do niego z życzliwością.
Szpital charakteryzuje nie tylko nowoczesna architektura samego budynku, lecz również staranny dobór personelu oraz najnowocześniejszy sprzęt niezbędny do wykonywania niestandardowych, często unikatowych w skali kraju procedur medycznych.
To nietypowe, że milioner postanowił założyć placówkę medyczną. Ale może warto zacząć od tego, że w ogóle znaczna część życia Adama Zaremby-Śmietańskiego była nietypowa. Dzieciństwo spędził w Ghanie, będąc pod opieką tamtejszego szamana. Ale to doświadczenia życie w Polsce skłoniły go do tego ważnego kroku, jakim było wybudowanie placówki medycznej. Zaremba-Śmietański wiele lat temu stracił syna, który urodził się z porażeniem mózgowym na skutek niedotlenienia. A to pojawiło się wskutek zaniedbań ze strony służby zdrowia. Dramat nie był jedynym impulsem do budowy. Deweloper również na własnej skórze przekonał się, co to znaczy oddać się w ręce lekarzy, którzy nie do końca wiedzą, co robią.
- Przyszła pani anestezjolog, wbiła mi szybkim ruchem igłę w okolicach oka. Bałem się. Pytałem, czy nic nie będę czuć podczas operacji. "Proszę pana, dzięki znieczuleniu w ogóle nie będzie pan ruszał gałką oczną. Dopóki będzie pan nią ruszał, do operacji nie dojdzie" - usłyszałem. Mija trochę czasu, znieczulenie ma już podobno działać. Mówię: "Siostro, ale ja ruszam tym okiem". Ona do mnie: "Niemożliwe!". Patrzy, rzeczywiście ruszam. Woła anestezjolog. Ta wściekła przychodzi i przez powiekę wstrzykuje mi kolejne znieczulenie. Mija czas i mówię, że nadal ruszam okiem. Pielęgniarka woła anestezjolog, na co ona: "A co ja tak będę ciągle chodzić?!". I w ten sposób trafiłem na stół operacyjny – przyznał w rozmowie z dziennikarzem Wysokich Obcasów.
Biznesmen choć szczerze przyznał, że wybudowanie szpitala ma dla niego charakter czysto biznesowy, a nie charytatywny, to jednak nie ukrywa, że towarzyszy mu poczucie misji - aby zmienić system medyczny, który będzie otwarty na pacjentów i na "trudne” przypadki, których inni lekarze nie chcą się podejmować.
- Budowa to nie jest clue wszystkich starań. Chodzi mi głównie o stworzenie mechanizmów funkcjonowania szpitala i procedur medycznych - powiedział w wywiadzie dla polskiego radia w 2015 r.
Swoje przeżycia i fascynacje opisał w książce "Na granicy światów” pod pseudonimem Adam Abler. Główna bohaterka opowieści to lekarka i uzdrowicielka, która szuka alternatywnych metod walki z rakiem. To nie jedyna książka dewelopera, który najwyraźniej dobrze czuje się w roli autora. 10 października do księgarń trafił thriller "Trzecia księga”, opowieść o nietypowej relacji dwójki ludzi – uznanego pisarza i młodej adeptki.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Oficynka udostępniamy fragment nowej książki Adama Zaremby-Śmietańskiego, który przybrał pseudonim Adam Abler.
To był dźwięk alarmu. Wyskoczyła z sypialni i spotkała w salonie profesora.
– Widziałem włamywacza. Uciekł przez płot – oznajmił.
Po godzinie przyjechała para policjantów: pucułowaty funkcjonariusz z wysoką, szczupłą partnerką. Weszli do domu, Mottoli poszedł zamknąć za nimi bramę, a Abelie poprowadziła ich do zagraconego pomieszczenia rejestratora. Włączyła monitor, a policjanci komentowali oglądane obrazy.
– Miał dwóch wspólników, którzy stali na czatach. O, tu widać ruszające się krzaki. Znaleźli jedną klatkę, na której mimo kaptura na głowie, można było dostrzec twarz złodzieja. Pucułowaty miał zadowoloną minę.
– Tak, ma pan rację. To Russo. Szybko go złapiemy. Policja odjechała o czwartej nad ranem, a Abelie, choć wróciła do łóżka, długo nie mogła zasnąć. Próbowała nie myśleć o przestępcach, o Sylvii, chorej nodze, pomysłach na dalszy rozwój akcji w Salvadore ani o tajemnicy ksiąg należących do ojca i wuja Paola. W końcu zasnęła. Rano obudziły ją krzyki Sylvii. Przemykając do łazienki, usłyszała fragment awantury.
– Gdzie jest figura Hinduski? – krzyczała Sylvia. Najwidoczniej czekała z zadaniem pytania aż dwa tygodnie, które minęły od jej ostatniej wizyty.
– Czemu pytasz? – usłyszała głos Paola.
– Myślę, że nie musisz już patrzeć na figurę Hinduski, skoro możesz sobie oglądać co dzień żywą, piękną, młodą dziewczynę. Tym razem Paolo podniósł głos.
– Mów wyraźnie, o co ci chodzi!
– Podarowałeś tę rzeźbę i tę drugą z przytulającą się parą swojej kochance.
– O czym ty mówisz?
– Zobaczymy.
– Głośne kroki gniewnej kobiety zmierzały w stronę sypialni Abelie.
– To teraz prywatny pokój mojej asystentki. Nie powinnaś tam wchodzić.
– Proszę. Jaki obrońca – zadrwiła. Skrzypnęły drzwi. –
Oto i zguby. – Pozwoliłem Abelie ozdobić nimi pokój. I tak prawie wszystko wzięłaś do swojego mieszkania. To moja sprawa, jak mebluję swój dom.
– Ale to moja sprawa, że masz tu kochankę.
– Abelie nie jest moja kochanką.
– Ach, tak. Zapewne wszystkim darowujesz dzieła sztuki po kilkanaście tysięcy.
– Nie wszystkim. I nie podarowałem.
– Tak? To ciekawe, bo widziałam, że tej grubej świecy w salonie szybko ubywa. Nabrałeś zwyczaju samotnego siadania wieczorem przy świecy? Abelie szybko dokończyła ubieranie się i pognała do góry po schodach. W drzwiach do jej sypialni stał Mottoli z miną świadczącą, że dość ma wysłuchiwania insynuacji. Gdy Abelie pojawiła się w drzwiach, atak profesorowej skupił się na niej.
– Mówiłam przecież, żebyś odczepiła się od mojego życia. Zakochałaś się w starszym o kilkanaście lat facecie czy może podoba ci się jego majątek? Abelie znieruchomiała, żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła jej do głowy.
– Zależy ci na tych statuetkach? Wiesz, ile są warte? – dopytywała Sylvia.
– Lubię je. Są śliczne. Dobrze mi się myśli i zasypia przy nich. Są inne niż rzeźby, przy których byłam zmuszona sypiać. Spokój i szczerość Abelie chyba podziałały, bo ton głosu Sylvii nieco złagodniał. – To znaczy? – dopytywała, a po uzyskaniu odpowiedzi chwilę milczała.
– Twój mąż był rzeźbiarzem?
– Tak.
– Warto kupić jego dzieła? Jak się nazywa?
– Fryderyk Delgado.
– Ty się inaczej nazywasz.
– Cały czas miałam inne nazwisko niż mąż.
– Zdradzał cię? – Od czterech lat. Sylvia cofnęła się pół kroku.
– Zostawmy te figury tutaj – odwróciła się, chcąc zakończyć rozmowę. Było coś niepokojąco dziwnego w tej nagłej ugodowości żony Paola.
– Chwileczkę – powiedziała Abelie – twierdzeniem, że jestem kochanką profesora, obraża pani nie tylko mnie, ale i swojego męża. A on, zwłaszcza dziś, powinien mieć zapewniony spokój.
– Co ty wiesz o mnie i moim mężu? Poza tym, dlaczego „zwłaszcza dziś”? – w głosie rudej, gniewnej kobiety znów zaczęła wzbierać agresywna tonacja.
– Dlatego, że w nocy mieliśmy próbę włamania i pan Mottoli jest przez to zdenerwowany i niewyspany.
– Włamanie? – wykrzyknęła Sylvia i popędziła na parter. Abelie dokończyła toaletę, po czym dołączyła do Paola i jego żony. Ci omawiali oglądnięte przed chwilą nagrania z kamer.
– Obraz jest niewyraźny, ale uważam, że to ten mężczyzna, o którym mówiłam, że mnie śledził.
– Trzeba o tym powiedzieć policji.
– Oczywiście.