Wydarzeniem mijającego tygodnia wybraliśmy, rzecz jasna, udział Polski w 40. Targach Książki Dziecięcej w Bolonii. Dzięki licznym relacjom prasowym wiemy już, że nasz kraj odniósł we Włoszech wielki sukces. Warto jednak, byśmy wiedzieli, iż stał się on zasługą przede wszystkim wspaniale przygotowanej prezentacji dorobku polskich ilustratorów.
To oni, z Józefem Wilkoniem na czele, byli bohaterami tych targów. To pod ich adresem przybyli z różnych stron świata spece od ilustracji wygłaszali peany, i to im wdzięczni jesteśmy słowa również... przeprosin. Za to, że nie doceniliśmy ich roli w kształtowaniu gustu najmłodszych czytelników oraz za to, że wszyscy - mniej lub bardziej zaangażowani w projekt "Bolonia 2003" nawet przez chwilę nie wierzyliśmy w tryumf tej prezentacji, a który stał się niezaprzeczalnym faktem. Ale nie tylko rodzimi ilustratorzy wracają z Włoch z tarczą.
Wielki (kolejny!) sukces odniosła bowiem na tych targach firma Young Digital Poland z Gdańska, która w tym roku otrzymała główną nagrodę za innowacyjność w podejściu do edukacji. Jury konkursu doceniło m.in. walory edukacyjne serii podręczników multimedialnych z serii "eduROM" dla szkoły podstawowej i gimnazjum.
Przypomnijmy, że w roku 1998 gdańszczanie otrzymali Bologna New Media Prize dla Multimedialnego świata Juliana Tuwima oraz Multimedialnego świata Jana Brzechwy, będących multimedialnymi interpretacjami wierszy znanych poetów. Zakupem licencji na programy YDP interesowali się w tym roku Koreańczycy, Amerykanie, Chorwaci oraz Niemcy.
Zdaniem Andrzeja Nowakowskiego, autora koncepcji programu "Bolonia 2003" oraz pełnomocnika ministra kultury ds. czytelnictwa, organizacja podobnych przedsięwzięć z książką w roli głównej to najtańsza forma promocji polskiej kultury za granicą. Cóż, niełatwo zmierzyć efekty takiej działalności. Dobrze by się jednak stało, gdyby słowa te nie mijały się z prawdą. Nie stała by się także krzywda, gdyby korzyść z naszego udziału na targach w Bolonii ilustratorzy odczuli także u siebie - zwłaszcza w obrębie kooperacji z rodzimymi wydawcami książek dla dzieci i młodzieży, którzy często bezmyślnie zalewają rynek produkcjami takimi sobie, byleby importowanymi ze Stanów Zjednoczonych czy Japonii. Cudze chwalicie, swego nie znacie - truizm. Ale coś w tym jest.