luty 1998
MIAŁO BYĆ CICHO I SPOKOJNIE
Lipiec, parne popołudnie, łączka cmentarza Ukraińskiej Halickiej Armii w podprzemyskich Pikulicach. Przyszło ze trzy setki ludzi, choć ksiądz mitrat Stefan Dziubina spodziewał się, że będzie znacznie więcej. Stoją nad dwiema świeżymi mogiłami. Patrzą na brzozowe krzyże i blaszane tabliczki: "Tu spoczywają ukraińscy powstańcy polegli (straceni) za wolną Ukrainę". Na treść napisu zgodzili się i Ukraińcy, i Polacy. Kiedy tak wpatrują się w zapisane cyrylicą nazwiska zmarłych, do księdza Dziubiny podchodzi jakaś kobieta. "Jestem dziennikarką z telewizji - przedstawia się. - Z jakiej to bandy byli ci, których dziś chowamy?". - I to mnie strasznie zezłościło - wyznaje ksiądz. - Minęło z górą pół wieku, a Polacy ciągle mówią o Ukraińcach to samo. Nie jest bandytą ten, kto oddaje życie za wolność swojego narodu i ojczyzny. Nawet gdyby na pikulickim cmentarzu nikt nie zadał księdzu takiego pytania, zapewne i tak powiedziałby to, co powiedział. Rocznik 1913, patrzy uważnie zza grubych szkieł, niewysoki, z wysiłkiem
stawia drobne kroczki. Lecz mówi silnym głosem, nie ma kłopotów z odszukaniem w pamięci ważnych faktów i detali. Wiernie cytuje fragmenty przeczytanych książek oraz homilie, które niegdyś wygłosił. - fragment książki -