28 września na ekrany polskich kin wchodzi film „Po prostu razem” w reżyserii Claude'a Berri, z Audrey Tautou w roli głównej. Film ten jest ekranizacją bestsellerowej powieści Anny Gavaldy o tym samym tytule.
Po prostu razem to opowieść o życiu każdego z nas. Książkę francuskiej pisarki w samej Francji kupiło ponad siedemset tysięcy osób. Dziś jest czytana w 32 krajach.
Film Berri’ego jest pełną czułości i melancholii humanistyczną opowieścią o tym, jak człowiek dorasta do przyjaźni, miłości i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Reżyser pokazuje, że złe rzeczy, które miały miejsce w przeszłości, nie znikają za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. By się z nimi uporać, potrzebny jest czas, wysiłek i drugi człowiek. Miłość, zrozumienie, troska, opieka – to najlepsze co człowiek może dać drugiemu człowiekowi. I o tym przypomina Berri w swoim poruszającym filmie.
Nad filmem unosi się duch Amelii - niezwykłej dziewczyny, która potrafi uszczęśliwiać innych. Podobna do niej jest Camille(Audrey Tautou), introwertyczna bohaterka. Jest krucha niczym porcelanowa figurka, izoluje się od świata i robi wszystko, by stać się niewidzialna. Liczy, że wtedy już nikt nigdy jej nie zrani. Równocześnie, choć ukrywa to przed sobą, patrzy na wszystko, co ją otacza z czułością i chce odnaleźć swoje miejsce i dobrych ludzi, którzy by ją pokochali. Pracuje jako sprzątaczka. Odkurza, wyciera biurka, opróżnia kosze. Wszystko po to, by się zmęczyć, zapomnieć o przeszłości, nie podejmować walki o siebie i swój wielki talent malarski. Pracuje w nocy, śpi w dzień, nikogo nie widuje, z nikim się nie przyjaźni. I tylko po spotkaniach z uzależnioną od leków matką pali coraz więcej… Pewnego dnia w przypływie sympatii do świata zaprasza do swojej maleńkiej mansardy oryginalnego, chorobliwie nieśmiałego sąsiada, Philiberta.
Philibert (Laurent Stocker) pochodzi z arystokratycznej rodziny. Sprzedaje pocztówki, choć, zdaniem rodziny, jako arystokrata i absolwent Sorbony powinien uprawiać jakiś konkretny, szanowany zawód. Świadomość, że bliscy wstydzą się za niego, utrudnia mu kontakt z otoczeniem. Zajmuje wielkie mieszkanie po swojej ciotecznej babce, z mnóstwem zabytkowych bibelotów – pamiątek rodzinnych. Dzieli je z wiecznie nieobecnym współlokatorem, Franckiem.
Franck (Guillaume Canet) – wybuchowy, odpychający, niedbały. Taki jest w domu, do którego przyprowadza ciągle inne kobiety. Przeobraża się, gdy gotuje. Wtedy znika jego napięcie. Kuchnia jest jego żywiołem. W restauracji, gdzie pracuje, wszyscy twierdzą, że ma przed sobą wielką przyszłość. Po pracy, by rozładować stres i zapomnieć. Musiał umieścić ukochaną babcię, która go wychowała, w domu starców. Jest wściekły na siebie, bo unieszczęśliwił ją – jedyną osobę, która go kocha.
Paulette (Françoise Bertin) miała trudne życie, ale jest pogodna i ma cięty język. Na stare lata został jej własny dom i wspaniały, pielęgnowany z pietyzmem ogród. A także ukochany wnuk, Franck, którego wychowała po tym, jak wyrzekła się go jej córka. Trafiła do szpitala, a później do bezdusznego domu starców. Franck odwiedza ją wprawdzie co poniedziałek, ale ona czeka na niego przez cały tydzień. Cały bardzo długi, smutny tydzień. Staruszka uwielbia Camille. Między tymi dwiema, tak różnymi wiekiem, kobietami rodzi się wspaniała, silna więź.
Reżyserem filmu i autorem scenariusza jest Claude Berri, reżyser takiego filmu, jak „Jeden odchodzi, drugi zostaje” (2005).