Trwa ładowanie...

Po kilku tygodniach mogły kupić mieszkanie w Warszawie. Ekskluzywnymi prostytutkami zostawały modelki, aktorki, pielęgniarki czy znane piosenkarki

"Dziewczyny z Dubaju" odsłaniają świat świetnie zorganizowanego seks-biznesu. To świat klientów, ekskluzywnych prostytutek i przebiegłych sutenerek. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Deadline, publikujemy fragment książki Piotra Krysiaka.

Po kilku tygodniach mogły kupić mieszkanie w Warszawie. Ekskluzywnymi prostytutkami zostawały modelki, aktorki, pielęgniarki czy znane piosenkarkiŹródło: Getty Images
d1unm53
d1unm53

Seksbomby

Każda z nich, zanim znalazła się na jachtach rodzin królewskich, w drogich hotelach czy na szybkich sponsorowanych randkach, marzyła, żeby zostać modelką. Właściwie to każda z nich na swój sposób nią była. Wiele ekskluzywnych prostytutek wcześniej lub równocześnie brało udział w rożnego rodzaju konkursach piękności - od konkursów wojewódzkich, poprzez te o dziwnie brzmiących nazwach, jak Miss Parowozów czy Miss Strojów Ludowych, po wielkie gale piękności transmitowane przez największe stacje telewizyjne, jak Miss Polonia czy nawet międzynarodowe finały.

Niemal każda z nich miała profil w mediach społecznościowych, a w nim sporo rożnego rodzaju zdjęć, dzięki którym mogliśmy się domyślić, że obnażanie się przed obiektywem to ich powołanie. Te prężniej działające miały także profesjonalne zdjęcia, które wisiały (a niekiedy wciąż wiszą) na stronach internetowych bardziej i mniej profesjonalnych agencji modelek. Część ekskluzywnych prostytutek pojawiła się na okładkach czy tak zwanych rozkładówkach popularnych magazynów dla mężczyzn: "Playboya" i "CKM-u". Był to zresztą ich dodatkowy atut, a burdelmenedżerka za godzinę lub noc z "gwiazdą numeru" żądała znacznie większej kasy. Byli też klienci, którzy prosili właśnie o takie "gwiazdy", niespecjalnie licząc się z kosztami. Zresztą niektóre sutenerki też brały wcześniej udział w konkursach piękności, co pozwoliło im poznawać atrakcyjne dziewczyny i nawiązać kontakty z organizatorami i współpracownikami konkursów, co z kolei owocowało szybkim i łatwym dostępem do numerów telefonów i maili kandydatek na ekskluzywne prostytutki. Zdarzało się też, że burdelmenedżerki chodziły do zaprzyjaźnionych redakcji, przeglądając zdjęcia i wyłudzając numery telefonów modelek - przyszłych kur...ek.

Shutterstock.com
Źródło: Shutterstock.com

Wśród bywalczyń sponsorowanych wyjazdów do Cannes, Saint-Tropez, na Ibizę, do Courchevel, Londynu, Bejrutu, Maroka, Singapuru, Tajlandii, Barcelony, Madrytu, Berlina, na Majorkę, Gran Canarię, do RPA, Grecji Monako, Genewy czy Dubaju były m.in.: menedżerka największego polskiego banku, stewardesa arabskich linii lotniczych, kilka pielęgniarek, ekspedientka centrum handlowego, absolwentki filologii na Uniwersytecie Warszawskim, pedagogiki, marketingu, anglistyki, ekonomii, turystyki. Jedna z nich wygrała nawet konkurs Miss Polonia, druga zdobyła kilka europejskich tytułów, inna była uczestniczką popularnego programu "Top Model", kolejna zagrała epizod w filmie "Sfora", a jeszcze inna, jak pisała prasa, została dziewczyną popularnego serialowego aktora.

d1unm53

Były też takie, które przypadkiem znalazły się w tej kur...kiej maszynie i ledwo udało im się z niej wyjść. Naprawdę zasługują na podziw - zwabione podstępem do pracy w charakterze hostessy, znalazły się w drogich hotelach czy na jachtach bogatych Arabów lub Rosjan, których interesował tylko seks. Niektóre potrafiły się postawić, powiedzieć "nie". Inne w dyplomatyczny sposób wybrnęły z sytuacji. Ale takich dziewcząt było niewiele.

Niektóre - te naprawdę czy rzekomo naiwne - tłumaczyły się, że musiały zostać dłużej, bo burdelmenedżerka powiedziała, że bilety na samolot mogą być dopiero za dwa tygodnie, a koleżanki radziły im zostać, bo takiej kasy nigdzie nie zarobią. No to zostawały...

Koleżanki miały rację. Szybciej takich pieniędzy w żadnej innej, a nawet podobnej pracy by nie zarobiły. Te ładniejsze i obrotniejsze z trzytygodniowego wyjazdu mogły przywieźć nawet 50 tys. złotych (plus napiwki).

Książę z bajki

Santo - tak przedstawiał się rzekomo arabski książę, którego Emilia P. miała poznać za pośrednictwem czarnoskórego mężczyzny o imieniu Czad. Przynajmniej tak twierdziła w prokuraturze. Czada poznała na jakiejś imprezie we Francji ok. 2005 r. Zapoznał ich ze sobą jakiś znajomy. Nic nie wiedziała o Czadzie, kim jest, a nawet skąd. To, czym się zajmuje i skąd ma pieniądze, też było tajemnicą. Przynajmniej w wersji oficjalnej. To właśnie Czad miał ją skontaktować z księciem.

Książę to bardzo przystojny mężczyzna ok. trzydziestki – 190 centymetrów wzrostu, dobrze zbudowany, a przede wszystkim bardzo majętny. Uwielbiający się dobrze bawić, często nie liczył się z kosztami. Wolał mieć więcej i nie skorzystać, niż mieć mniej i nie móc wybierać. Za wyjątkowo piękne dziewczyny płacił nawet 1 tys. euro dziennie. Santo zwykle wybierał się na zimowe i letnie wakacje w towarzystwie najbliższych kompanów - Carlosa i Bilala, prawdopodobnie swoich kuzynów. Obaj podawali się za Włochów, choć dziewczyny miały wrażenie, że również są Arabami.

d1unm53

Wątpliwości miały też co do imion. Według nich mężczyźni zwracali się do siebie, używając innych imion. Jednak, jak twierdzą dziewczyny, obaj byli tak samo zabójczo przystojni. Przykuwali uwagę wielu kobiet. Ponad 180 centymetrów wzrostu, ciemne, dość długie włosy, kilkudniowy zarost, brązowe oczy skrywane za przeciwsłonecznymi okularami podobnymi do tych, jakie noszą amerykańscy policjanci. Ciała wyrzeźbione w ekskluzywnych siłowniach podkreślała ciemna karnacja, dzięki której mięśnie prezentowały się jeszcze piękniej. Obaj nosili modne wtedy naszyjniki. Niemal każda z dziewczyn poszłaby z nimi do łóżka także bez pieniędzy, a były i takie, które może by za to nawet zapłaciły. Zresztą wiele dziewczyn zabiegało o ich względy, kłócąc się o nich między sobą. Jak twierdzi Emilia P., potrafiły się w nich zakochać i szukać ich po Europie.

Oni jednak, co chyba typowe dla Arabów, traktowali je jak zabawki, jednorazowe narzędzia rozkoszy, ale w żadnym razie nie jak własne dziewczyny czy - nie daj Allach pomyśleć - żony.

Czwarty był Sam zwany też DJ-em. Można by go nazwać kurierem między księciem Santo a Emilią P. Kontaktował się z nią, otrzymywał od niej maile ze zdjęciami dziewczyn, dokonywał selekcji, przekazywał Emilii P. pieniądze. Dbał też o to, by prostytutki stosowały się do "książęcego regulaminu". Dziewczyny miały być czyste, piękne, pachnące i wypoczęte. W żadnym razie nie mogły się pojawiać same na dyskotekach i w klubach czy puszczać się z innymi mężczyznami. Sam i świta księcia bardzo przestrzegali tego regulaminu. Kilka razy zdarzyło się, że dziewczyny, które samodzielnie wyszły do miasta, musiały opuścić "harem Santo" i nic nie mogło tego zmienić. Przyczyną, dla której mogły natychmiast zostać odesłane do kraju, była też odmowa uprawiania seksu z księciem Santo. Dziewczynom wolno było nie zgodzić się na seks z Bilalem, Carlosem czy Samem, ale nie z księciem.

d1unm53

Książę Santo był tak przewrażliwiony na swoim punkcie, że każda, nawet najdrobniejsza gafa czy nieuprzejmość prostytutki mogła się skończyć fatalnie. Kiedyś odesłał dziewczynę do domu tylko dlatego, że pomyliła jego imię. Stawiał też jasno jeszcze jeden warunek: dziewczyna, która była już na wyjeździe, nie mogła nigdy więcej pojawić się u niego na wakacjach. Kiedy - mimo zakazu - Emilia P. zabrała ze sobą dziewczynę, która już gościła u księcia, ten za pośrednictwem DJ-a sam kazał jej natychmiast wracać do domu i nie płacił za jej podroż i pobyt.

Getty Images
Źródło: Getty Images

Hojny i wymagający

Był hojny, tego nie można mu odmówić. Podczas niektórych wyjazdów, na przykład tych dwumiesięcznych, przez pokłady jego jachtów i sypialnie przewijała się ponad setka dziewczyn. Niektóre prostytutki nawet nie zdążyły się poznać - gdy jedna była przez pierwsze dwa tygodnie, a druga przez dwa ostatnie. Książę był jak kura znosząca złote jaja. To on pozwolił wyrosnąć Emilii P. na prawdziwą grubą rybę tego ekskluzywnego kur...kiego świata. Dlatego też bardzo dbała, by nie stracić tak cennego klienta. O organizowanych przez nią wyjazdach do szejków arabskich zrobiło się w Warszawie tak głośno, że dziewczyny same zgłaszały się na te "wakacje życia". Nie, nie tylko dla pieniędzy, które rzeczywiście były bardzo duże...

d1unm53

Zwykle u Santo było niewiele pracy, a zdarzało się, że dziewczyny w ogóle nie musiały chodzić z nikim do łóżka (choć, jak pisałem, łóżko w tym wypadku było dla większości przyjemnością). Po nocy z księciem każda chętnie przechwalała się, co z nim robiła i ile czasu. Dziewczyny nie miały przed sobą tajemnic, a noc z księciem nobilitowała - Santo wybierał tylko te najpiękniejsze.

Ponad połowę czasu dziewczyny spędzały, nudząc się w pokojach i czekając, aż bogaci Arabowie zdecydują się zaprosić je na imprezę. Emilia P. zorganizowała dla Santo trzy duże wyjazdy: dwa do Courchevel (początek 2008 i rok później) i jeden na Lazurowe Wybrzeże i Ibizę (lipiec-sierpień 2008 r.). Te najładniejsze mogły być miesiąc, dwa, brzydsze - tydzień lub dwa. Często zależało to od Emilii P., która najczęściej towarzyszyła prostytutkom podczas wyjazdów i potrafiła przekonać klientów, by któraś z nich została dłużej, niż początkowo chcieli.

Dzień za 500 euro

Emilia P. proponowała dziewczynom po 500 euro dziennie za wyjazd, przynajmniej na początku i jeśli dziewczyna pochodziła z jej stajni (wyjątkowo pięknym nawet 600 czy 700 euro). Zwykle każda z dziewcząt zarabiała tyle samo, bez względu na to, czy uprawiała z kimś seks, czy nie. Starała się być sprawiedliwa. Nie wiem, czy wynikało to z jej braku doświadczenia w zawodzie sutenerki, czy z tego, że doskonale wiedziała, na czym polega ta praca i jak często przypadek decyduje o tym, czy któraś pójdzie do łóżka z klientem, czy nie. Według nie do końca pewnych informacji
(bo to tylko przypuszczenia prostytutek) Emilia P. miała za każdą dziewczynę dostawać 1000 euro dziennie - w tym były już pieniądze dla prostytutki.

d1unm53

Emilia P. zdecydowanie stawiała na jakość, a nie ilość. Inne burdelmenedżerki stosowały natomiast stały cennik: 200 dolarów za towarzystwo, a jak będzie seks, to dodatkowe 200. Dopóki Arabowie płacili, Emilia P. nie szczędziła pieniędzy dziewczynom. Z czasem stawki zmalały, albo je zmieniała. Zdarzało się, że płaciła dziewczynom po 500 euro za pierwsze dziesięć dni, a za kolejne po 400, a mimo to po kilkutygodniowym pobycie prostytutki wracały do kraju z pieniędzmi, których nie miałyby szansy tak szybko zarobić w Polsce. Te praktyczniejsze, które nie wydawały na imprezy, narkotyki, alkohol czy ciuchy, potrafiły odłożyć na małe mieszkanie w Warszawie.

Kiedy zaczęło brakować nowych, atrakcyjnych dziewczyn, Emilia P. szukała ich gdzie popadnie, a stawki spadły. W dodatku Emilia P. dzieliła się z Karoliną Z., a czasem musiała jeszcze zapłacić kolejnej pośredniczce. Każda, która pomogła znaleźć chętną na wyjazd, również żądała "działki". Zwykle Emilia P. płaciła za to 100 euro za dzień, więc automatycznie prostytutka dostawała mniejsze honorarium. Zdarzało się, że było tyle pośredniczek, że za dzień pracy prostytutka dostawała do ręki 250 euro.

Powyższy fragment pochodzi z książki "Dziewczyny z Dubaju" Piotra Krysiaka, wyd. Deadline. Premiera 18 kwietnia 2018 r.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

d1unm53
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1unm53