Płacą, by choć na chwilę nie czuć się samotni. Popyt na te usługi rośnie
Szybkie randki, kursy podrywu, biura matrymonialne, a nawet płatne przytulanie. Rynek usług dla osób samotnych stale się powiększa. W rozmowie z WP Oktawia Kromer, autorka reportażu "Usługa czysto platoniczna", przyznaje: - Jeden z moich bohaterów nie ukrywał, że jego zdaniem nie zasługuje na doświadczenie bliskości "za darmo".
Marta Ossowska, Wirtualna Polska: Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, a bohaterowie twojej książki starają się temu powiedzeniu zaprzeczyć. W dzisiejszych czasach wszystko jest na sprzedaż?
Oktawia Kromer, autorka reportażu "Usługa czysto platoniczna": Wychodzę z założenia, że pewnych rzeczy nie można kupić.
Ale można w ten sposób zagłuszać samotność.
Można próbować, tak. Jest to pewien rodzaj desperacji, czyli próby chwytania się czegokolwiek, co w beznadziejnej sytuacji da nadzieję, czy choćby złudzenie bliskości. Myślę tu przede wszystkim o płatnym przytulaniu, od którego wziął się tytuł mojej książki. Dla wielu czytelników płacenie za przytulanie może okazać się szokujące... Dla mnie też zetknięcie z tym tematem nie było proste.
Zaczęłaś zgłębiać rynek usług "platonicznych" od sprzętu i zabiegów Nuga Best.
Pracownicy tej firmy przekonują swoich klientów, że sprzedawane przez nich produkty mają niemal magiczne właściwości, pomagają na prawie wszystkie choroby i dolegliwości. Niestety, tak naprawdę jeśli coś miałoby tych ludzi "leczyć", to raczej oferowane im ciepło i serdeczność ludzi, z którymi regularnie spotykają się podczas sesji Nuga Best. Dodajmy, raczej fałszywe, bo mające na celu sprzedaż. Klasyczny efekt placebo.
Tulenie za opłatą. Powstał pierwszy w Polsce salon profesjonalnego przytulania
Ceny usług, o których piszesz, nieraz wprawiają w osłupienie. Poraziła mnie informacja, że koszt weekendowego kursu podrywu dla mężczyzn, na którym słyszą rady w stylu "jesteś wyjątkowy, a jeśli jakaś kobieta cię nie chce, to coś jest z nią nie tak", może kosztować 3-5 tys. zł. A chętnych nie brakuje.
Myślę, że z takich kursów korzystają osoby, u których poziom niezadowolenia i frustracji urósł do tego stopnia, że są już w stanie uwierzyć praktycznie we wszystko. Liczy się tylko zapewnienie od osoby, której się zaufało, że będzie lepiej, że można w krótkim czasie zupełnie odmienić swoje życie. Biorąc pod uwagę nadzieję na taką zmianę, kilkudniowy kurs za kilka tysięcy złotych może wydawać się kuszącą inwestycją.
Organizatorzy tych kursów żerują na swoich klientach?
Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że ci którzy zgodzili się ze mną porozmawiać, rzeczywiście wierzą, że mogą komuś pomóc. Z drugiej strony, nawet działając w dobrej wierze, można wyrządzić komuś krzywdę. Jedno jest pewne – branża wciąż ewoluuje, sporo tych mężczyzn na przestrzeni lat zmieniło swoje nastawienie. Jeden z moich rozmówców przyznał, że obecnie działa w sposób "bardziej humanitarny". Dalej jednak mówimy o sztuce manipulacji, która ma prowadzić do celu, jakim jest podbudowanie sobie ego liczbą randkowych podbojów. Z założenia nie brzmi to bardzo "humanitarnie" i lepszym wyborem dla kursantów byłaby chyba jednak porządna terapia.
Inaczej postrzegamy płacenie za znalezienie drugiej połówki w kontekście rodzaju usługi? Kursy podrywu wydają się być czymś podejrzanym, z kolei korzystanie z usług biur matrymonialnych stało się czymś społecznie akceptowalnym.
Oj, nie przesadzałabym z tym, że korzystanie z biur matrymonialnych jest społecznie akceptowalne. Można powiedzieć, że aplikacje randkowe są już w dużych miastach akceptowalne, można o korzystaniu z nich opowiadać w towarzystwie bez ryzyka ośmieszenia, bo stały się już bardzo popularne. Ale biura matrymonialne? Nie znam nikogo, kto opowiadałby mi, że korzysta z takiej usługi. Podobnie jak z usługi płatnego przytulania, czy kursów podrywu. Niektóre z tych usług wzbudzały we mnie duże wątpliwości moralne. Mimo to w każdym wątku, nawet początkowo najbardziej odrzucającym, zawsze szukałam dobrych stron. Trzeba jednak pamiętać, że okazana przez usługodawców serdeczność ma swoją cenę.
Cena usług zawodowego przytulacza czy towarzysza w żałobie jest porównywalna, a nawet nieco wyższa niż wizyta u terapeuty. Niektórzy twierdzą, że oba te rozwiązania zapewniają podobne efekty.
Uważam za oszustwo wmawianie klientom, że ich usługa przynosi rezultaty jak terapia. Przytulanie jest po prostu przytulaniem. Nie oszukujmy się, tę usługę wykonują osoby po dwudniowym przeszkoleniu, nie mają wykształcenia psychologicznego, nie są w stanie rozpoznać stanu zdrowia klienta. Łatwo mogą naruszyć czyjeś granice, nawet zupełnie nieświadomie i przy najlepszych intencjach.
Zastanawia mnie, co kieruje osobami, które chcą zostać zawodowymi przytulaczami.
Po rozmowach z takimi osobami i zapoznaniu się z historią Samanty Hess, znanej amerykańskiej przytulaczki, odnoszę wrażenie, że ten zawód wybierają osoby, które mają pewne deficyty i sami też potrzebują przytulenia.
Terapeuci mają superwizorów, z którymi mogą podzielić się swoimi bolączkami, a do kogo mogą zwrócić się o pomoc zawodowi przytulacze? Być może wymieniają się w swoim gronie doświadczeniami, ale bez specjalistycznej wiedzy zapewne jest im trudno uporać się z całym bagażem, z którym przychodzą do nich klienci. Samo wykształcenie nie daje też tu żadnej gwarancji. Przytaczam w książce historię studentki psychologii, która mimo wyraźnych problemów emocjonalnych od choćby próby podjęcia terapii, wolała usługi płatnego przytulania.
Przez lata potępiało się usługi seksualne, masaż czy taniec erotyczny. Obecnie istnieje trend normalizacji tych zawodów. Myślisz, że taka przyszłość czeka też zawodowych przytulaczy czy towarzyszy w żałobie?
Na razie to wciąż temat tabu. I, powiem szczerze, nie dziwi mnie wcale, że łatwiej nam zrozumieć korzystanie z usług seksualnych niż z płatnego przytulania. To pierwsze wydaje mi się nawet jakoś uczciwsze… Na pewno prostsze.
Jeden z twoich rozmówców nazywa to wprost usługą hydrauliczną…
Cóż, fizjologicznie patrząc, tak to wygląda. Nie jest to szczególnie romantyczna wizja, ale jakieś fizyczne potrzeby są w ten sposób zaspokajane od początku do końca. Płatne przytulanie to co innego. Gdy podczas sesji przytulania u klienta pojawi się erekcja, musi on opuścić salę. Do tego zobowiązał się podpisując uprzednio klauzulę. Wyobrażam sobie, że dla wrażliwej osoby takie przymusowe wygnanie może być bardzo trudnym doświadczeniem. A przecież nie ma się na taką fizjologiczną reakcję wielkiego wpływu, nie zawsze można nad nią zapanować.
Zatrważające jest to, ile osób korzystających z płatnego przytulania czy szybkich randek, nie było wcześniej w związkach. Czy dzięki tego rodzaju doświadczeniom będzie im łatwiej czy trudniej stworzyć zdrową relację?
W Stanach Zjednoczonych do płatnych przytulaczy często zgłaszali się ludzie w związkach, także małżeńskich, w których brakowało dotyku. Moi bohaterowie faktycznie częściej bywali raczej od zawsze sami. I tu można zrozumieć, że płacenie za kontakt z drugim człowiekiem może się okazać uzależniające. Jeden z moich bohaterów nie ukrywał, że jego zdaniem nie zasługuje na doświadczenie bliskości "za darmo". Taki schemat myślenia może być częsty u osób nieśmiałych, wrażliwych, niepewnych swojej wartości.
W książce powołujesz się na badania BBC z 2018 r., z których wynika że 40 proc. osób w wieku 16-26 lat czuje się samotnych, z kolei u osób powyżej 75. roku życia ten odsetek jest znacznie niższy (27 proc.). Również wśród twoich bohaterów-klientów większość stanowią osoby młode. Podejrzewam, że pracując nad tym tematem nie uniknęłaś smutnych refleksji…
Mam poczucie, że "Usługa czysto platoniczna" skupia się na pewnym zjawisku, który nie jest powszechne, to ekstremum. To ekstremum wskazuje jednak jakąś niepokojącą tendencję.
Co do badań BBC – wydaje mi się, że młodzi mają wysokie oczekiwania wobec swojego życia i innych ludzi, z kolei osobom starszym łatwiej zaakceptować różnego typu sytuacje, niepowodzenia. Wciąż mierzymy się z przekonaniem, że młody człowiek powinien być szczęśliwy; że na polu towarzyskim, romantycznym, wszystko powinno mu przychodzić łatwo. Kiedy tak się nie dzieje, może to wywoływać silną frustrację. Być może z tej presji zrodził się rynek usług, o którym piszę. Na razie jednak, tak jak mówiłam, korzysta z nich stosunkowo niewiele osób.
Ale to się może wkrótce zmienić….
Świadczy o tym choćby dynamicznie rosnący koszt sesji płatnego przytulania. Z początkowych 79 zł za godzinę ceny doszły już 199 zł do 45-minutową sesję.
Czyli samotność jest odczuciem uniwersalnym, ale jej przeżywanie różni się od zasobności naszych portfeli.
Oczywiście. Pokazują to zresztą także rynki innych usług. W Polsce o wiele rzadziej niż za granicą można zobaczyć osoby starsze przesiadujące ze sobą na ploteczkach w kawiarniach. Gdyby kawa nie była u nas tak horrendalnie droga w stosunku do wysokości przeciętnych emerytur, może wyglądałoby to inaczej. Kiepska sytuacja finansowa może pogłębiać samotność. Z drugiej strony mamy na przykład więźnia, który przechwalał się przede mną jaki to kupił sobie zegarek, jakie buty, jaki miał na wolności samochód. Wiele razy podkreślał, że stać go na luksusy, ale przecież chciałby, żeby ktoś pokochał jego, a nie jego pieniądze.