”Piszę o tym, co mnie zadziwia i porusza”, przeczytaj wywiad z Niną Reichter, autorką ”LOVE Line”
Nina Reichter - autorka trzytomowej, entuzjastycznie przyjętej powieści ”Ostatnia spowiedź”, wraca z kolejną świetną książką. ”LOVE Line” to opowieść o sile przyciągania między dwojgiem ludzi. Jednak zarówno Matthew Hansen, psycholog doradzający kobietom, jak zbudować satysfakcjonujący je związek, jak i Bethany McCallum, dziennikarka luksusowego magazynu dla kobiet, coś przed sobą ukrywają.
Agnieszka Groza: Czy pani zdaniem każdy mężczyzna może być świetnym podrywaczem?
Nina Reichter: O nie, na pewno nie każdy.
Ale kilku sztuczek można się nauczyć?
Oczywiście, szereg rzeczy jest do wytrenowania, na przykład pozbycie się strachu przed kontaktem z kobietami. Stres wynika z tego, że większość mężczyzn ma jednak małe doświadczenie.
To znaczy?
Statystyczny facet raczej popija drinka przy barze i obserwuje kobietę, zamiast do niej podejść. Powstrzymuje go strach przed odrzuceniem.
A trener podrywu? On nie ma takich obaw?
Pewnie ma. Ale przeciętnego człowieka siedzącego na belce skoczni narciarskiej strach paraliżuje. A Małysz skacze, bo robił to już wielokrotnie i wie, że jeśli powtórzy wyuczoną sekwencję ruchów, ze sporym prawdopodobieństwem wyląduje bezpiecznie. Nawiązywanie rozmowy z nieznajomą kobietą stresuje mężczyznę, bo trudno przewidzieć, jak się ta rozmowa potoczy. A trener podrywu ma za sobą setki takich „otwarć”. Przekonał się, co działa i opracował schematy. Dla niego to nie jest spacer po omacku – raczej wytrawna szachowa rozgrywka.
Matthew, główny bohater pani najnowszej książki, zanim zmienił swoje życie, był w tych szachach całkiem niezły.
Zgadza się.
Trenerzy rozwoju osobistego. Mówcy motywacyjni. Do tej pory nie gościli w książkach dla kobiet. Dlaczego taki bohater?
Może właśnie dlatego, że to powiew świeżości. Chociaż oczywiście trenerzy, coachowie, na zachodzie funkcjonują od dziesięcioleci. Jedynie u nas dopiero niedawno zaczęli okupować programy śniadaniowe. Pomyślałam, że to będzie ciekawe doświadczenie pisać o kimś, do kogo ludzie przychodzą po radę, wierząc, że ma wszystkie rozwiązania, a jego życie jest satysfakcjonujące. A trenerzy, coachowie, to ludzie jak wszyscy inni, czasami słabi, czasami zagubieni… a innym razem dręczeni wyrzutami sumienia.
Czy akcja ”LOVE Line” mogłaby toczyć się w Warszawie?
Pewnie. Na razie jednak bronię się przed osadzaniem akcji swoich książek w realiach polskich. Mam wrażenie, że czytelnik, który wybiera powieści romantyczne, szuka w nich nie tylko odrobiny rozrywki, ale i oderwania od znajomej szarości. A obserwując polską rzeczywistość mamy na jej temat tyle przekonań i własnych, czasem smutnych obserwacji, że trudno o wiarę w dobre zakończenia. Fajnym przykładem tego, jak te nasze przekonania i obserwacje otaczającej rzeczywistości współgrają w prozie, są książki Zygmunta Miłoszewskiego. On pokazując tę naszą polską żółć i zawiść, sprawia, że powieść zyskuje drugie dno. Ale on pisze kryminały, nie romanse. Nasza polska rzeczywistość do kryminału bardzo pasuje.
No właśnie. Kryminał wydaje się naturalnym wyborem, skoro jest pani prawnikiem z wykształcenia. Zresztą coraz więcej mamy piszących prawników, chociażby Remigiusza Mroza. Dlaczego więc romans/obyczaj, a nie kryminał?
Swoje książki piszę w pierwszej kolejności po to, żeby skomentować otaczające nas realia i absurdy społeczne. Romantyczna fabuła jest istotna, ale jest też narzędziem do prezentowania tych obserwacji. Staram się oczywiście, aby te ostatnie były podane w znośnych proporcjach. A kryminałom nie mówię nie. Może kiedyś, w przyszłości? Lubię, gdy książki, które piszę, zmuszają do refleksji. Bez względu na gatunek.
Wygląda więc na to, że o ile polskie realia to nie pani bajka, to przed aspektami społecznymi się pani nie broni.
Dużo wymagam od historii, które opisuję. Nie mogłabym napisać książki zawierającej jedynie wątek romantyczny, potrzebuję tam jeszcze drugiego dna, głębi. Nie bez powodu ”LOVE Line” ma tyle stron, ile ma.
Gdzie albo jak znajduje pani pomysły na kolejne książki?
To proste. Staram się pisać o tym, co mnie zadziwia, porusza, denerwuje. Tematów szukam wśród spraw, które miały na mnie jakiś wpływ. A potem dopasowuję fabułę, która pomaga mi ten problem uwidocznić. Robię tak, bo wierzę, że wszyscy jesteśmy dość podobni. I jeżeli coś mnie wkurza - nawet jeśli jest to temat tabu - to prawdopodobnie wkurza również kilkanaście innych osób. Albo kilkanaście tysięcy.
”LOVE Line”, Nina Richter, Wydawnictwo Novae Res.