Piotr Gliński ujawnia kulisy sensacyjnej transakcji i zakupu Damy z łasiczką
Prezentujemy fragment "Najdroższej. Podwójnego życia Damy z gronostajem", pierwszej książki opisującej całościowo historię najcenniejszego dzieła w polskich zbiorach.
29 grudnia 2016 roku w Warszawie było słonecznie i wietrznie. Pięknie. W wielu miejscach stały udekorowane choinki i widać było przedsylwestrową krzątaninę. Porannym pociągiem z Krakowa do stolicy jechała niewielka grupa pracowników Muzeum Czartoryskich i dyrekcja Muzeum Narodowego w Krakowie. Rozmawiali o tym, o czym od rana trąbiły wszystkie media, i zastanawiali się, jak to, co się tego dnia ma wydarzyć, zostanie przyjęte. Uważali za realne zagrożenie, że arcydzieło Leonarda mogłoby trafić do jakiegoś szejka i wtedy Damy… nie mamy. Bo – jak stwierdziła ironicznie pewna urzędniczka w ministerstwie – wysłanie do niego GROM-u na nic by się zdało.
Przed godziną czternastą w sali balowej na Zamku Królewskim w Warszawie zjawiło się sporo elegancko ubranych osób. Jedna z przybyłych z krakowską delegacją opowiedziała mi później, że przyzwyczajeni do skromnych imprez krakowianie byli zszokowani przepychem i splendorem imprezy. Przyszli przedstawiciele rządu, ministrowie i wiceministrowie: Elżbieta Rafalska, Jarosław Gowin, Mateusz Morawiecki, dziennikarze, naukowcy, celebryci. Lustra, złoto, czerń i pyszna choinka podkreślały uroczysty klimat wydarzenia, które z emfazą poprowadziła aktorka Małgorzata Kożuchowska, a przygrywał kwartet smyczkowy, grając Mozarta.
Moja rozmówczyni najbardziej zapamiętała przemówienie członka zarządu Fundacji Książąt Czartoryskich Jana Lubomirskiego-Lanckorońskiego, który zaczął od słów: "Szanowni państwo, dostojni goście, wuju…". Oprócz niego za stołem nakrytym purpurowym obrusem siedzieli: wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, fundator i prezydent rady Fundacji Książąt Czartoryskich Adam Karol Czartoryski, jego żona i zarazem członek rady Fundacji Josette Naime Calil Czartoryski Borbon, prezes Fundacji Czartoryskich Maciej Radziwiłł, notariusz Robert Błaszczak oraz tłumacz.
(...)
Niestety ministerstwo sprawę transakcji z Czartoryskim utrzymywało dotychczas w tajemnicy i to się miało teraz zemścić. Społeczeństwo dowiadywało się co nieco z nieścisłych spekulacji pojawiających się w nielicznych mediach. Ludzie zadawali więc sobie pytanie: ile warta jest ta kolekcja? Dlaczego mówi się o stu milionach euro, skoro sama Dama… jest warta trzy razy tyle (tak interpretowano kwotę ubezpieczeniową obrazu), a wicepremier Gliński podawał kwotę dziesięciu miliardów złotych za całość? I dlaczego Czartoryski zwyczajnie nie podarował narodowi kolekcji, skoro wcześniej przedstawiciele narodu wiele z jej elementów ofiarowali jego prapraprababce, zamiast żądać wynagrodzenia?
(...)
No i po co w ogóle wydawać pieniądze na coś, co – jak zwracała uwagę w mediach była minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska – i tak było nasze i bezpieczne w ojczyźnie, bo bez zgody ministerstwa nie mogło z niej wyjechać? A jednak – jak twierdzi Zofia Gołubiew i niektórzy muzealnicy – Czartoryski mógł wiele. "Mógłby powiesić sobie ten obraz nad łóżkiem w krakowskim apartamencie i tyle byśmy go widzieli – uważa była dyrektor MNK. Możliwe było też, że obraz zawisłby w jakiejś rezydencji na terenie Polski, co nie byłoby złamaniem prawa. Istniało jeszcze inne, bardziej bezpośrednie zagrożenie. Naprawdę można było się obawiać, że delikatnie, metodą podnoszonych ostrożnie bierek, zbiory Czartoryskich zostaną uszczuplone".
(...)
W Sali Złotej zapadła cisza, gdy wiceminister Gliński zaczął przemawiać:
– Decyzji o podjęciu rozmów na temat zakupu przez rząd Rzeczypospolitej Polskiej kolekcji Książąt Czartoryskich przyświecała myśl księżnej Izabeli Czartoryskiej, patronki polskich zbiorów muzealnych, która wstrząśnięta rozbiorami i utratą przez Polskę niepodległości postanowiła zbierać pamiątki polskie, by je potomności powierzyć. Od tej chwili wszyscy jako obywatele Rzeczypospolitej polskiej jesteśmy właścicielami kolekcji Czartoryskich.
Kiedy wiceminister i książę podpisywali dokument, Małgorzata Kożuchowska z patosem stwierdziła:
– To jest historyczny, niepowtarzalny moment.
Adam Karol Czartoryski, którego przodek nabył Damę… do kolekcji, powiedział:
– Za pośrednictwem tego daru kontynuuję dzieło moich przodków.
Dla niego sprzedaż kolekcji za sto milionów euro plus osiem milionów VAT była prezentem dla Polski.
A wszystko zaczęło się w maju tamtego roku, gdy podczas audytu rządu PO-PSL wicepremier Gliński powiedział:
– Jest zagrożenie, że utracimy Damę z łasiczką; my w tej chwili prowadzimy rozmowy i będziemy podejmowali decyzję.
Lanckoroński powie potem, że Czartoryski przyznał się do kłopotów finansowych fundacji i to był pewnie powód sprzedaży. (...)
Wicepremier Piotr Gliński ujawnia kulisy transakcji:
– (...) Zdecydowałem wstępnie: spotkajmy się z księciem Czartoryskim i spróbujmy dojść do porozumienia. Przy tym jacyś szatani byli tam czynni, ponieważ nasze spotkanie dwukrotnie nie doszło do skutku, dwukrotnie było odwoływane w ostatniej chwili. Jakby ktoś był zainteresowany tym, by nie doszło do kontaktu. Później – może i dość przypadkowo – pewne osoby dobrze zorientowane i poinformowane, a życzliwe tej inicjatywie, zadziałały i spotkaliśmy się w Warszawie na kolacji: książę, księżna i kilka innych osób z grona najbliższych współpracowników moich i księcia. Zaczęliśmy rozmawiać na temat możliwości zakupu kolekcji Czartoryskich. Zostało to jeszcze poprzedzone listem, w którym w sposób dość ogólny dawałem do zrozumienia, jakie są moje intencje.
Z drugiej strony prowadziłem rozmowy polityczne między innymi z moim zapleczem i panią premier Beatą Szydło. Usłyszałem: tak, Polska powinna zakupić kolekcję, no ale mamy ograniczone możliwości finansowe. Nie stać nas na to, żeby wyjąć jedną czwartą budżetu resortu, miliard złotych – bo taka była wstępna propozycja – i zapłacić za kolekcję. Koncepcja była taka, żeby rozłożyć płatność na raty na dziesięć lat. Ale w pewnym momencie mój kolega premier Mateusz Morawiecki powiedział: "Słuchaj, idzie nam dobrze budżet, będziemy mieć możliwości pod koniec roku, zaproponuj inaczej: raty nie, bo nie wiadomo, czy następne lata będą tak dobre budżetowo, lecz możemy zapłacić połowę tego, o czym jest mowa. Mniej więcej pół miliarda, ale w tym roku, czyli do grudnia".
Byłem jeszcze sprytniejszy: sto milionów euro brzmi prawie tak samo, ale to jest trochę mniej. Zaproponowałem księciu taką właśnie kwotę, w gotówce, od ręki – do końca roku kalendarzowego, czyli 2016. W pewnym sensie książę dostał ultimatum, ale uczciwe. (...)
Cisza, Czartoryski gdzieś wyjechał, nie byliśmy przekonani, czy to się uda, czy nie. Mieliśmy czyste sumienie, zrobiliśmy wszystko, co można było. Na początku grudnia byłem na konferencji w Abu Dhabi, którą organizowali szejkowie razem z prezydentem Hollande’em, dotyczącej dzieł sztuki zagrożonych działaniami wojennymi, gdy dostałem e-mail. Książę godzi się na naszych warunkach.
Mamy niecały miesiąc, ze świętami w środku, na całą operację: przeprowadzenie tego przez parlament, bo musimy zabezpieczać pieniądze, i doprowadzenie do zawarcia prawnego kontraktu. (...)
Nastąpiła ciężka praca wszystkich instytucji: MNK i mojego resortu, prawników, także osób, które po drugiej stronie rozwiązywały pewne przeszkody ze strony fundacji, jako że nie wszyscy w niej byli tego samego zdania co właściciel, czyli książę Czartoryski. Cud. Udało się.