Pili, uwodzili, łamali rozkazy dowódców. W powietrzu byli najlepsi. Tajemnice Dywizjonu 303
Symbolem brytyjskiego lotnictwa wojskowego od przyszłego roku będzie Polak. Franciszek Kornicki służył m.in. w słynnym Dywizjonie 303. O nim właśnie opowiada książka, którą napisał John Kent, kanadyjski pilot, który w Bitwie o Anglię walczył u boku Polaków. Mówili o nim: ”Kentowski”. A on do końca życia nosił dumnie krzyż Virtuti Militari przypięty do munduru.
W przyszłym roku wojskowe siły lotnicze Wielkiej Brytanii – Royal Air Force (RAF), będą obchodziły setną rocznicę powstania. Z tej okazji gazeta "The Telegraph" i Muzeum Royal Air Force zorganizowały głosowanie w internecie. Kiedy okazało się, że pośród 11 kandydatów jest też Polak - Franciszek Kornicki - w sprawę zaangażowały się polska ambasada w Londynie, brytyjska ambasada w Warszawie, a także media polonijne. Internauci nie zawiedli. Na polskiego pilota zagłosowało 325 tysięcy osób. Zwyciężył miażdżącą przewagą. Drugi w kolejności był Sir Douglas Bader, który zdobył głosów… 6,3 tysiąca.
Z biografii lotnika można się dowiedzieć, że przyszedł na świat w 1916 r. w Wereszynie w woj. lubelskim. Do Wielkiej Brytanii trafił w roku 1940. Najpierw dołączył do słynnego Dywizjonu 303. A już w roku 1943 został dowódcą Dywizjonu 308. Był wtedy najmłodszym pilotem na tym stanowisku w Polskich Siłach Powietrznych w Wielkiej Brytanii działających w ramach RAF.
Pan Franciszek Kornicki w grudniu 2016 roku obchodził 100 urodziny. Jest ostatnim ocalałym dowódcą eskadry II wojny światowej w Polsce.
Na zaplanowanej na 2018 rok wystawie, tuż obok kultowego Spitfire'a VB BL614, stanie naturalnych rozmiarów podobizna Franciszka Kornickiego.
– Jestem zaskoczony i nieco oszołomiony swoją popularnością – przyznał szczerze w krótkiej rozmowie z ”The Telegraph”. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że ”Polacy są najlepsi” - taki tytuł nosi książka, która niedawno ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona. To wspomnienia Kanadyjczyka służącego w Dywizjonie 303. Przybliża historie polskich asów, pokroju fantastycznego Franciszka Kornickiego.
John Kent – as myśliwski, który został Polakiem
Kiedy dostał skierowanie do Dywizjonu 303, prychnął z pogardą: "O polskim lotnictwie wiedziałem tylko tyle, że przetrwało jakieś trzy dni w starciu z Luftwaffe". Nie spodziewał się zbyt wiele po tej "bandzie dzikusów" – przymusowo uziemieni, zamiast Niemców podbijali Brytyjki i lokalne puby, nie przejmując się nieznajomością angielskiego. Gdy wreszcie pozwolono im latać – pierwsze zestrzelenie było efektem samowolnego wyłamania z szyku. "Rozwalają wszystko, co wejdzie im w drogę. Uwielbiają strzelać do Szkopów i traktują to jako świetny ubaw" – przyznał osłupiały Kent.
John Kent ”Kentowski” na tle swojego bojowego Hurricane Mk I.
Zachwycony polską brawurą zaczął uczyć się języka polskiego: ”Wśród Polaków tylko dwóch mówiło trochę po angielsku: jeden, oficer techniczny, odwiedził Anglię kilka lat wcześniej i znał ciut języka; drugi umiał powiedzieć po angielsku: ”No, dalej, chłopaki!” – i to było wszystko. (…) za to wszyscy mówili po francusku. Ronald Kellett także mówił całkiem dobrze po francusku, a Athol Forbes był w pełni dwujęzyczny, co ogromnie nam pomagało. Mój francuski był, niestety, słabiutki, więc musiałem nauczyć się trochę polskiego” - wspominał wojenne lata. Polaków pokochał, przyjął jako osobisty emblemat polskiego orła na tle kanadyjskiego klonowego liścia, a brytyjskiego oficera, który nie wstał do polskiego hymnu, położył jednym uderzeniem pięści.
Lotnicy znad Wisły imponowali mu swoim bojowym zacięciem. Dla wroga nie mieli litości. Pisał o nich tak: ”Polacy byli na mnie wkurzeni, kiedy przyznałem, że nie potrafiłem się zmusić do zastrzelenia tego gościa na spadochronie. Przypomnieli mi o tym, co się wydarzyło w tym miesiącu, kiedy powiedziano nam, że niemieccy myśliwcy zastrzelili jednego czy dwóch pilotów 1 Dywizjonu, ratujących się na spadochronach. Pytali mnie wtedy, czy to prawda. Musiałem im odpowiedzieć, że, o ile mi wiadomo, tak. Wtedy zapytali:
– My też możemy?(…)
Nie było wątpliwości, że Polacy traktują tę rozgrywkę o wiele bardziej serio niż my”.
_Wojenna statystyka. 126 Niemców mniej. _
Zanim odszedł, dywizjon zorganizował mu wspaniała imprezę w kasynie w Leconfield. Wspomina ją w książce. 21 lat w lotnictwie wojskowym miało swoją cenę. Nieudane związki z kobietami, trudne relacje z dziećmi oraz alkohol, pozwalający oswoić powracające koszmary. Dopiero po śmierci John Kent mógł wrócić tam, gdzie czuł się najlepiej, do swoich Polaków – jego prochy rozsypano nad bazą myśliwską RAF w Northolt.
_”Polacy są najlepsi”, Johnny Kent, Wydawnictwo Bellona. _