Trwa ładowanie...

Pierwsza pełna biografia położnej z Auschwitz! „Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej” – wywiad z autorką książki p. Marią Stachurską

W ciągu trzydziestu pięciu lat pracy jako położna, dwa spędziła jako położna-więzień w kobiecym obozie koncentracyjnym Oświęcim-Brzezinka. Stanisława Leszczyńska przyjęła w Auschwitz ponad trzy tysiące porodów. Wszystkie dzieci urodziły się zdrowe. Obóz przeżyło trzydzieścioro z nich. Stała się ikoną położnictwa, to w rocznicę jej urodzin obchodzony jest w Polsce Dzień Położnej. Maria Stachurska w swojej książce „Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej” opisała życie kobiety niezwykłej, wybitnej, a nadal nie dość dobrze znanej. Opowiada nie tylko o najważniejszych datach z jej życia, heroicznej postawie w czasie drugiej wojny światowej, lecz także życiu codziennym, sposobie bycia, emocjach i pasjach. Pierwsza pełna biografia położnej z Auschwitz już w księgarniach.

Materiał powstał przy współpracy z Burda Media
Pierwsza pełna biografia położnej z Auschwitz! „Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej” – wywiad z autorką książki p. Marią StachurskąŹródło: materiały partnera
d4arosr
d4arosr

Wirtualna Polska: Historia pani cioci, Stanisławy Leszczyńskiej to wzruszające świadectwo człowieczeństwa w obliczu okrucieństw wojny. Co sprawiło, że postanowiła pani opowiedzieć historię cioci dopiero teraz?

Maria Stachurka: To nie tyle ja postanowiłam co zostałam „wywołana” do opowiedzenia. Na początku dostałam propozycję realizacji filmu, gdy kończyłam film dostałam z wydawnictwa propozycję napisania książki. Zgodziłam się. Ponieważ wszystkie materiały źródłowe dotyczące cioci trafiły do mnie niejako w spadku potraktowałam to jako swego rodzaju testament, który muszę wypełnić. Nie wiedziałam kiedy, nie wiedziałam jak, ale miałam świadomość, że przyjdzie czas, kiedy będzie trzeba opowiedzieć światu historię Stanisławy Leszczyńskiej. I tak się stało.

Jak długo trwały prace nad biografią i skąd czerpała pani materiały?
Przede wszystkim z opowieści rodzinnych, ze wspomnień osób, które znały ciocię. Szukałam też odpowiedzi w archiwach, weryfikowałam, czy jakieś informacje są tylko legendami rodzinnymi czy nie, znajdowałam potwierdzenie w faktach historycznych. W ten sposób budowałam jej biografię, w dużej mierze w oparciu o wcześniej przeprowadzone rozmowy na temat naszej rodziny z wujkami (synami Stanisławy Leszczyńskiej), które nagrałam gdy żyli czy też skorzystałam z poszukiwań historii rodzinnych bratanka cioci, dr. Jana Zambrzyckiego. Słuchałam opowieści innych osób, w tym mojej mamy, moich kuzynek i kuzynów, wujka Alka, zięcia Stasi, który jeszcze żyje, osób, które pamiętają ciocię Stasię czy rodziły pod jej opieką. Świadectwo jednej z nich zamieszczone jest w książce.

Jak zapamiętała pani swoją ciocię?

Miałam 16 lat kiedy umarła. Zapamiętałam ją po prostu jako ciocię – cichą, krzątającą się po kuchni i salonie kobietę, która cały czas podawała coś do jedzenia, delikatnie się uśmiechała, ale jednocześnie pozostawała dosyć surową osobą. Pamiętam, że w odniesieniu do młodzieży była raczej wymagająca – przepytywała o wszystkie aktualne sprawy, sprawdzała stan wiedzy. Była bardzo wymagająca od siebie i od innych. Ale przede wszystkim mam w pamięci to, że każdy dzień rozpoczynała od Mszy Św., codziennie szła na 7 rano do kościoła na Julianowie a później na Rynek Bałucki po zakupy Dbała o to, aby zawsze był poczęstunek dla gości. Nigdy nie było wiadomo, ile osób danego dnia zawita na Zgierską 99, bo dom był otwarty.

Jeszcze przed wojną Stanisława Leszczyńska była położną wszystkich kobiet – bez względu na ich rasę, pochodzenie, wyznanie religijne i status majątkowy. Przyjmowała porody Polek, Żydówek i Niemek. Nikomu nie odmawiała pomocy. W swoich wspomnieniach przyznała, że zdarzało jej się pracować po trzy doby, bez wytchnienia. Jak pani sądzi, skąd ciocia czerpała energię do działania?

Z modlitwy, z Eucharystii. To była jedyna jej siła. Zaczynała dzień i kończyła modlitwą. Codziennie była u komunii świętej. Swój zawód położnej zawierzyła Matce Najświętszej. Jeszcze przed wojną należała do III Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Pochodziła z bardzo pobożnej rodziny, modlitwą przesiąknięty był cały jej dom rodzinny. Jej mąż również pochodził z podobnej rodziny. Modlitwa była w centrum ich życia. Ciocia Stasia nie rozdzielała wiary od życia. Nawet w odniesieniu do tych dwóch lat spędzonych w obozie - miała świadomość, że poszła tam w jakimś celu, że te wszystkie doświadczenie są po coś. Całkowicie zawierzyła Bogu i to przeniosło się na całe jej życie, również to w obozie – z tej relacji czerpała niespożytą siłę, potrafiła przeciwstawić się złu, nie patrząc czy straci życie szła za tym, co było zgodne z jej sumieniem i wiarą.

d4arosr

W książce kreśli pani portret silnej, zdecydowanej kobiety, która odważnie i na przekór ówczesnym konwenansom realizowała swoje marzenie o byciu położną. W tym celu podjęła naukę z dala od rodzinnej Łodzi, zostawiając w domu męża i dwoje dzieci, czym naraziła się na sporą krytykę otoczenia.

To prawda, że ciocia Stasia była silną i odważną kobietą, ale nie prawdą jest, że zostawiła na dwa lata swoją rodzinę, by realizować swoje marzenia. Nie, nigdy nie zostawiła swojej rodziny. Naukę w szkole dla położnych w Warszawie rozpoczęła w 1920 roku, a ukończyła w 1922 r., co stanowi rocznikowo dwa lata. Tylko, że szkoła położnych w tamtym czasie była szkołą jednoroczną. Dlatego ciocia rozłożyła naukę na dwa lata tak, aby nie kolidowała z jej z obowiązkami rodzinnymi. Przypuszczam, że ten okres w szkole wynikał z jakiegoś trybu eksternistycznego. Ciocia też w trakcie tej nauki była w ciąży z trzecim dzieckiem. W tamtym czasie w Łodzi była wielka bieda, był deficyt położnych i wysoka śmiertelność wśród noworodków. Ciocia pamiętała, jak bardzo jej matka cierpiała po stracie swoich nowonarodzonych dzieci. Sama bardzo nad tym bolała. Bardzo kochała dzieci. Dlatego wraz z mężem postanowili, że po zdobyciu tak deficytowego zawodu, szczególnie w Łodzi, jakim jest zawód położnej będzie mogła nie tylko pomóc innym kobietom i ich maleństwom, ale również pomóc w utrzymaniu rodziny. Jej nauka nie wynikała z jakiejś chęci spełnienia się tylko wielu czynników, w tym powołania do tego zawodu. Z opowieści wiem, że ciocia miała w rękach coś takiego, dzięki czemu kobiety nie odczuwały bólu podczas porodu. Tak też było w obozie.

W 1943 r. Stanisława Leszczyńska wraz z córką Sylwią trafiła do Oświęcimia. Po wojnie o swoich doświadczeniach z tego okresu mówiła bardzo mało i niechętnie. Dlaczego?

Nie chciała siać nienawiści i żyć przeszłością, zwłaszcza tak traumatyczną. Nie chciała wracać do tych wspomnień. Starała się skupić na aktualnych i istotnych w danym momencie sprawach.

Podczas pobytu w Auschwitz pani ciocia przyjęła ponad 3 tys. porodów. Jak sama mówiła: „wszystkie dzieci – wbrew wszelkim przewidywaniom – rodziły się żywe, śliczne i tłuściutkie”. Niestety, zdecydowana większość z nich musiała pożegnać się z życiem już w pierwszych godzinach po przyjściu na świat, bo tak chcieli naziści. Jak Stanisławie Leszczyńskiej udało się zachować zimną krew i jeszcze wspierać w bólu zrozpaczone matki?

Modlitwa i wiara pomogła jej znieść to piekło.

d4arosr

Pani ciocia już w bardzo wczesnym wieku zetknęła się ze śmiercią, tracąc kilkoro rodzeństwa. Odejście siostrzyczki Marty przeżyła wyjątkowo mocno, bo osobiście asystowała przy jej porodzie. Może dzięki tym doświadczeniom łatwiej jej było pogodzić się ze śmiercią obozowych niemowląt?

Podczas przyjmowanych przez nią porodów w obozie nigdy żadne dziecko nie umarło. Dzieci umierały później zabierane od matek, albo z głodu czy podczas eksperymentów na nich wykonywanych. Jak można zareagować na masową śmierć, zwłaszcza niemowląt? Czy w ogóle można się z czymś takim pogodzić? Na pewno się z tym nigdy nie pogodziła, ale udało jej się to przetrwać, bo wszystkie dzieci chrzciła. Głęboko wierzyła i chciała, aby każde z nich, bez względu na wyznanie czy rasę, było zbawione. Przeżycia obozowe bez wątpienia odbiły się na jej psychice, już nie była taką ciepłą, wesołą i wylewną osobą, jaką najprawdopodobniej była przed wojną, o czym opowiadały jej dzieci. Zauważyli jak bardzo schudła i przygarbiła się, jak krótki miała oddech.

Myśli pani, że wspomniany wyżej udział w porodzie matki zaważył na jej decyzji o zawodzie położnej?

Opisałam w książce mój punkt widzenia. Myślę, że mogło się w niej rodzić powołanie, kiedy uczestniczyła przy narodzinach siostry i potem jej śmierci albo gdy rodziła swojego pierworodnego syna. Jak już wspomniałam, do tego doszła na pewno sytuacja, jaka panowała wtedy w Łodzi, czyli wysoka śmiertelność noworodków i deficyt położonych. To są hipotezy, też oparte o rodzinne wspomnienia i rozmowy z jej bliskimi oraz różne zapiski. Poza tym ciocia wręcz szaleńczo kochała dzieci i wiedziała, że jeśli będzie miała solidną wiedzę na temat rodzącego się życia, to będzie mogła je uratować w przypadku zagrożenia.

Niewielka garstka dzieci urodzonych w Auschwitz przeżyła wojnę. To niebywały cud, którego sprawczynią była pani ciocia. Miała pani okazję porozmawiać z tymi ludźmi?

Tak, podczas realizacji filmu „Położna” rozmawiałam z osobami urodzonymi w obozie, jak też z jedną kobietą, u której poród przyjmowała ciocia w obozie oraz z drugą kobietą, która rodziła zaraz po wojnie w Łodzi.

d4arosr

Stanisława Leszczyńska wzbudzała szacunek u Josefa Mengele – nie bała się mu przeciwstawiać, choć ryzykowała utratą życia. Co sprawiło że sam „anioł śmierci” liczył się z jej zdaniem?

W opinii publicznej krąży informacja, że moja ciocia powiedziała w obozie do Mengelego słowa: „Nigdy nie wolno zabijać dzieci”. Owszem to są jej słowa, natomiast powiedziała je, a właściwie wykrzyczała je, już po wojnie na spotkaniu Izby Lekarskiej. W tych słowach wykrzyczała cały swój ból niepogodzenia się z tym, co działo się w obozie. Stosunek Josefa Mengele, obozowego lekarza, do Stasi wynikał zupełnie z czegoś innego. Mengele prawdopodobnie nawet jej nie przyjmował na sztubę położniczą, ponieważ on przybył do obozu dopiero w połowie maja 1943 r. Moja ciocia początkowo była przydzielona do całkiem innego zajęcia – zajmowała się wywozem gliny na taczkach. Kiedy dowiedziała się, że akuszerka ze sztuby położniczej zachorowała miała odwagę i podeszła do lekarza niemieckiego i powiedziała, że jest położną i może wykonywać tę pracę w zastępstwie chorującej. Dzięki temu została skierowana na sztubę położniczą. W tym czasie przyjechał do obozu Mengele. Również w tym czasie władze niemieckie zmieniły zasady na sztubie, - dzieci aryjskie mogły mieć wiązane pępowiny (wcześniej było to zakazane), w przypadku dzieci żydowskich tego zakazu nie zniesiono i tu ciocia stanowczo powiedziała, że się temu nie podporządkuje. Miała odwagę powiedzieć to lekarzowi, który przedstawiał jej te zasady. Powiedziała, że ze względu na szacunek dla jego przysięgi Hipokratesa, którą składał jako lekarz, tego nie zrobi. Mengele przybył do obozu, aby prowadzić swoje prace naukowe i robić różne eksperymenty w tym na noworodkach. Zatem dzieci były mu potrzebne do wykonywania eksperymentów medycznych. Do swoich badań potrzebował też raportów ze sztuby położniczej. Dlatego ciocia Stasia musiała mu zdawać codzienne sprawozdania dotyczące śmiertelności, powikłań, zakażeń, gorączki poporodowej itp. Ponieważ wszystkie porody przebiegały bez powikłań, kobiety nawet nie pękały, a dzieci rodziły się zdrowe, Mengele nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, że w takich warunkach są tak dobre wyniki. Nawet najlepsze kliniki III Rzeszy nie mogły się poszczycić takimi efektami. To wyzwoliło w nim atak agresji i nienawiści do cioci. A ona spokojnie odpowiadała: ale taka jest prawda.

Poza tym też sama postawa mojej cioci w obozie sprawiła, że zyskała jakiegoś rodzaju jego szacunek – była pracowita, dokładna, pokorna, bardzo skupiona na tym, co robi, nawet podczas pracy modliła się. Podczas któregoś wigilijnego wieczoru, Mengele zobaczył symbolicznie świętujące i modlące się kobiety i nie ukarał je tylko powiedział: „Przez chwilę poczułem się człowiekiem”. Musiał niejednokrotnie ją obserwować. Swoją postawą - głęboką wiarą, którą żyła, myślę, że musiała wzbudzić w nim jakiś respekt, jakieś może zastanowienie, jakieś refleksje. Myślę, że mogła być dla niego jakąś tajemnicą. Poza tym nadal była mu potrzebna. W pewnym momencie Mengele zaczął się nawet zwracać do niej „Mutti”. To, że była nieulękniona i po prostu robiła swoje, musiało zrobić na nim wrażenie. Była dla niego jedną wielką zagadką.

Zawód położnej sprawił, że Stanisława Leszczyńska przeżyła Auschwitz, ocaliła swoją córkę od komory gazowej, a także uchroniła od śmierci wiele kobiet, które bez jej wsparcia nie przetrwałyby obozowego koszmaru. Pokrewieństwo z tak wspaniałą kobietą z całą pewnością jest dla jej potomków powodem do dumy, ale może też na swój sposób obciążeniem?

Ciocia Stasia bez wątpienie była wzorem do naśladowania, wzbudzała wśród nas respekt ale my nie żyliśmy jej bohaterstwem. O tym się niewiele mówiło. Natomiast jej całkowite zaufanie Bogu sprawiło, że ciocia miała w sobie bardzo dużo odwagi, ale i konkretne postawy, nie zawsze dla nas, wtedy młodych, wygodne. W obozie, kiedy omal nie zginęła jej córka Sylwia, nie prosiła o ocalenie, ale tak mocno trzymała swoje dziecko, że nie można było ich rozdzielić i zdecydowanie powiedziała, że idą obie do komory. Stasia jednak była potrzebna na sztubie. Rodzących przybywało a w tym czasie ciocia nie miała zastępstwa. Wtedy zostawiono obie.

d4arosr

Zanim na sklepowych półkach pojawiła się biografia Stanisławy Leszczyńskiej pani autorstwa, zrealizowała pani film dokumentalny o życiu i działalności swojej cioci. Gdzie można obecnie zobaczyć ten obraz?

Film nadal czeka na premierę, gdyż przez pandemię, dwukrotnie została ona odwołana i przesunięta. Zaplanowana pierwotnie na czerwiec premiera została przeniesiona na październik po czym w przededniu ponownie została odwołana bo w Teatrze Wielkim w Łodzi gdzie miała odbyć się uroczystość pojawił się wirus. Mam nadzieję, że w trzecim terminie już się odbędzie. Film pokazywany był na 60. Krakowskim Festiwalu Filmowym, został wyróżniony na 35. Międzynarodowym Festiwalu w Niepokalanowie. Wiem, że jeszcze ma trwać jego życie festiwalowe. Aktualności o jego losach, o pokazach można zawsze znaleźć na profilu na FB @położna/Midwife. Być może będzie dystrybuowany kinowo wraz z innym filmem. Równolegle do mojego filmu powstawał austriacki obraz o prof. Stanisławie Leszczyńskim, synu cioci Stasi, znanym profesorze radiologii. Być może premierę „Położnej” uda się zorganizować 11 marca, w rocznicę śmierci cioci. Zobaczymy jak będzie wyglądała sytuacja pandemii.

W księgarniach można znaleźć kilka tytułów inspirowanych życiem Stanisławy Leszczyńskiej, Jak ocenia pani wiarygodność obu publikacji?

Nie czytałam żadnej ostatnio wydanej książki na temat Stanisławy Leszczyńskiej tym bardziej powieści. Powieść jest często fikcją, fantazją autora natomiast moja książka jest biografią Stanisławy Leszczyńskiej. Są to jednak różne gatunki literackie.

Od 1992 r. trwają przygotowania do beatyfikacji Stanisławy Leszczyńskiej. Na jakim etapie ten proces jest obecnym momencie?

Sprawą zajmuje się Kuria Metropolitalna w Łodzi. Niestety nie znam szczegółów.

Pani ciocię śmiało można uznać za wielką bohaterkę i prawdziwy wzór do naśladowania. Czego jej postawa może nauczyć kolejne pokolenia?

Chciałabym, aby moją książkę przeczytali młodzi ludzie. Chciałabym, żeby opowieść o mojej cioci stała się inspiracją dla kolejnych pokoleń, dla młodych ludzi, żeby była drogowskazem do tego, jak żyć czy też do czerpania natchnienia w pracy twórczej. Ciocia przede wszystkim kochała Boga i drugiego człowieka, szanowała życie, wiarę, ludzi, walczyła o każde życie i każdą rodzinę w kryzysie. Oczywiście młodość ma swoje prawa, swoje okresy buntu i przekory, ludzie chcą próbować różnych doświadczeń, sami muszą doświadczyć wielu rzeczy, mają prawo, aby błądzić, ale może dzięki mojej bohaterce będą umieli spojrzeć na wiele rzeczy z innej perspektywy, może zauważą, że dzięki odpowiednio ukształtowanemu kręgosłupowi moralnemu, opartemu o pewne wartości, człowiek wie, gdzie wrócić, jak zachować pion, jak wyprostować swoje drogi czy jak poradzić sobie gdy będą kłopoty... Mam też nadzieję, że udało mi się przekazać klimat naszej całej rodziny, który jest dla mnie wielkim bogactwem. Daje mi to dużą siłę… To wszystko próbuję też przekazać swoim dzieciom.

Materiał powstał przy współpracy z Burda Media
d4arosr

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4arosr