Pięciu przyjaciół z uczelni
Największa afera szpiegowska XX wieku? Być może. Uwieczniona niegdyś przez angielskiego powieściopisarza Johna le Carrégo, zresztą byłego agenta MI6, który po sukcesie swojej pierwszej książki porzucił prochowiec i pistolet na rzecz pióra i ryzy papieru, sromotna klęska brytyjskich służb wywiadowczych - lub, jak kto woli, tryumf radzieckiego MGB - nadal budzi niemałe kontrowersje. Nie bez przyczyny. Chociażby do dziś nie ma pewności, kim był tajemniczy piąty członek szpiegowskiej siatki złożonej z absolwentów renomowanego Cambridge, których zwerbowano za murami uczelni. Grupą od strony ZSSR kierował młody agent Jurij Modin.
Kim byli zdrajcy z Cambridge?
Przed dwudziestoma laty wydał swoje wspomnienia opatrzone tytułem "Moja piątka z Cambridge" , gdzie opisał, jak informuje polski wydawca - książka niedawno zagościła także i u nas - "skomplikowane zadania, jakim musieli podołać agenci, ich motywacje, poglądy oraz życie prywatne", tym samym oferując unikalne spojrzenie na tamte wydarzenia. Unikalne, bo z drugiej strony Żelaznej Kurtyny. A przy tym Modin odpowiada na elementarne pytanie: kim była Piątka?
Kim Philby
Cieszący się bodaj największą (nie)sławą podwójny agent w historii międzynarodowego szpiegostwa, który całymi latami wodził za nos brytyjskie służby, przekazując stronie radzieckiej tony informacji, począwszy od mało znaczących, na niezwykle istotnych sekretach dyplomatycznych skończywszy. Kim Philby po zakończeniu drugiej wojny przebywał w podzielonym na strefy okupacyjne Wiedniu, gdzie zajmował się pomocą uchodźcom. Tam poznał komunistkę Litzi Friedmann, z którą połączyło go płomienne uczucie. "Przez ponad trzydzieści lat dziennikarze, pisarze i samozwańczy eksperci wysnuwali różne przypuszczenia co do tego, kiedy został zwerbowany Philby" - pisze Modin. - "Tymczasem prawda jest prosta: to nie była sprawka NKWD ani przedmiot intrygi godnej Johna le Carrégo. Kim Philby, głęboko poruszony i oburzony wydarzeniami w Wiedniu, po prostu towarzyszył Litzi".
Kim Philby
Innymi słowy, zdaje się mówić Modin, Philby szpiegiem stał się z miłości. Oddany komunistycznym ideałom, piął się po kolejnych szczeblach kariery. Ba, służył nawet za łącznika brytyjskich służb z amerykańską Centralną Agencją Wywiadowczą (CIA). Dlatego też, kiedy już został praktycznie nakryty przez swoich, był przez nich względnie nieniepokojony; jedna z wersji mówi, że opieszałość MI6 i niechęć do szybkiego aresztowania Philby'ego stanowiła zasłonę dymną mającą na celu zasugerowanie Rosjanom, że być może ich as nie jest lojalny KGB. Po ucieczce do ZSRR napisał książkę, którą wstępem opatrzył jego przyjaciel Graham Greene. Kazał pochować się w radzieckiej ziemi.
Donald Duart Maclean
"Kiedyś zobaczyłem zdjęcie Donalda Macleana w jednej z angielskich gazet" - pisze w swojej książce Modin. - "Maszerował na czele pochodu robotników. Sprawiał wrażenie młodego człowieka gotowego poświęcić wszystko dla sprawy. To był właśnie prawdziwy Maclean". Będąc synem wysoko postawionego brytyjskiego polityka, Maclean musiał ukrywać się przed ojcem zarówno ze swoim ateizmem, jak i socjalizmem. Nigdy nie był członkiem partii komunistycznej, od samego początku działał pod głęboką przykrywką. "Aż do śmierci pozostał wierny komunistycznym przekonaniom. Wierzył bez zastrzeżeń w marksizm-leninizm" - dodaje na jego temat Modin. - "Jeszcze w Cambridge zwykł mawiać, że jego największym marzeniem jest uczyć rosyjskie dzieci angielskiego".
Donald Duart Maclean
Całkowicie oddany rewolucyjnym ideałom, Maclean był szczególnie istotnym dla KGB nabytkiem - przed zakończeniem wojny został bowiem pierwszym sekretarzem brytyjskiej ambasady w Waszyngtonie. Żył w nieustannym stresie, cierpiał na alkoholizm i gwałtowne wybuchy złości, co popchnęło ostatecznie jego żonę Melindę w ramiona... samego Kima Philby'ego. Nakryty na początku lat pięćdziesiątych - brytyjskie służby przejęły zakodowane przez niego depesze do Moskwy - Maclean zbiegł do ZSSR. Musiało minąć pół dekady, zanim Rosjanie przyznali, że istotnie dla nich szpiegował. Rodzina, którą sprowadził do nowej ojczyzny, jeszcze przed jego śmiercią wyjechała z powrotem na Zachód. Zmarł samotnie.
Guy Burgess
"Kiedy tak patrzę na jego życie, trudno mi zrozumieć, dlaczego ten niezwykle uzdolniony student wyrzekł się kariery wyższego urzędnika państwowego, światowca i dyplomaty, by przejść na naszą stronę i podjąć się tego, było nie było, dość niebezpiecznego i niewdzięcznego wyzwania, za które jedyną nagrodą miało być to, że przysłuży się sprawie światowej rewolucji", pisał Jurij Modin o Guyu Burgessie, synu oficera brytyjskiej marynarki, pochodzącemu z rodziny z tradycjami człowiekowi obytemu i elokwentnemu, któremu łatwo przychodziła rekrutacja kolejnych chcących stanąć do boju o komunistyczną sprawę (w tym Donalda Macleana). Burgessowi pisano świetlaną przyszłość. Szybko sięgnął po wysoką pozycję administracyjną.
Guy Burgess
Dzięki posadzie asystenta ministra spraw zagranicznych mógł regularnie wykradać ważne dokumenty i słać ich kopie do KGB. Potem pracował razem z Kimem Philbym w brytyjskiej ambasadzie w Waszyngtonie. Po ucieczce do Rosji nie mógł przystosować się do tamtejszej rzeczywistości. Nieprzychylnie patrzono na jego homoseksualizm oraz nieustające zamiłowanie do kultury brytyjskiej. Burgess nadal zamawiał swoje garnitury u londyńskiego krawca i nie miał zamiaru nauczyć się rosyjskiego. Pod koniec życia, nękany stresem i niemożnością aklimatyzacji, miał problemy z alkoholem.
Anthony Blunt
Do szpiegowania na rzecz KGB zwerbował go przyjaciel, Guy Burgess; na jego polecenie sam zajął się wyszukiwaniem odpowiednich kandydatów pośród studentów Cambridge. "Cennym darem Blunta jest jego zdolność zdobywania zaufania bliźnich" - pisał Modin. - "Wszyscy bez cienia lęku powierzali mu swoje najskrytsze sekrety". Użyteczność Blunta dla sowieckiego wywiadu polegała również na umożliwieniu szpiegom KGB dostępu do dokumentów Secret Intelligence Service, dzięki czemu komuniści byli o krok przed Brytyjczykami, mając wiedzę o kolejnych planowanych operacjach. Zdekonspirowany Blunt, skuszony całkowitym immunitetem, ujawnił swoje powiązania z ZSSR w połowie lat sześćdziesiątych; lecz do publicznej wiadomości fakt ten podano dopiero pod koniec następnej dekady.
Anthony Blunt
Szanowanemu historykowi sztuki, autorowi wielu znakomitych opracowań i znawcy malarstwa, odebrano tytuł szlachecki i resztę życia spędził w infamii, nachodzony przez głodną skandalu prasę. Szpiegowanie na rzecz ZSRR uznawał za swój największy życiowy błąd. Nazwał się w swoim pamiętniku "naiwniakiem", zaś panującą przed wojną atmosferę w Cambridge określił mianem "intensywnej", sprzyjającej antyfaszystowskim nastrojom i pchającej ku komunizmowi. Zmarł w 1983 roku na atak serca spowodowany przepracowaniem i sporymi ilościami wypitego alkoholu.
Piąty człowiek
Na jego temat powstało całe mnóstwo teorii. Bodaj najwięcej przychyla się do wersji, że był nim John Cairncross, zidentyfikowany jako piąty członek siatki z Cambridge przez Olega Gordijewskiego, pułkownika KGB, współpracującego z MI6 w ostatniej dekadzie Zimnej Wojny. I choć Jurij Modin przyznaje, że był on jednym z jego podopiecznych, nie potwierdza przynależności Cairncrossa do grupy Philby'ego, co nie znaczy, iż nie dostarczał on stronie radzieckiej wartościowych informacji. "Czytając jego akta, byłem szczególnie zaintrygowany listą i streszczeniami dokumentów, które przekazywał Centrali" - pisał Modin. - "Już sama ich liczba robiła wrażenie, a co dopiero ich treść". Cairncross działał w oderwaniu od pozostałej czwórki.
Zresztą historycy skłaniają się ku wersji, że grupa z Cambridge liczyła nawet nie pięciu, a więcej członków; pośród nich wymienia się tak wysoko postawionych agentów brytyjskiego wywiadu jak Guy Liddell - plotki pozbawiły go stanowiska szefa MI5, choć jego grzechem była raczej nierozwaga niż świadome szpiegostwo na rzecz ZSRR - czy James Angleton, który kierował kontrwywiadem w latach 1954-1973. Modin w "Mojej piątce z Cambridge" nie precyzuje, ilu tych "przyjaciół" było - nie podejmuje się zresztą żadnego kategorycznego sądu w tej sprawie, ale i tak udaje mu się rzucić nowe światło na aferę, która, jak by się wydawało, została już przeżuta i przetrawiona przez historię.
Bartosz Czartoryski/ksiazki.wp.pl