Trwa ładowanie...
fragment
24-08-2010 01:31

Pendragon 1. Wędrowiec

Pendragon 1. WędrowiecŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

Myślałem, że już po mnie. Że tylko mi zostało czekać na ból. Czy nadejdzie szybko i uderzy mocno? A może zacznie się od stóp i stopniowo będzie sunąć w górę nóg, ogarnie całe ciało i na koniec wybuchnie w głowie oślepiającym błyskiem, po którym zrobi się ciemno?
Wolałem, żeby to się stało szybko. Ale nie. Ból w ogóle się nie pojawił. Nie bolało. Nie umarłem. Spadałem w tym wijącym się tunelu. Jakbym zjeżdżał po jednej z tych zjeżdżalni w wodnym parku. Ale szus po zjeżdżalni jest o wiele brutalniejszy. Teraz, kiedy to się już skończyło, mogę do tego wrócić pamięcią i powiedzieć, że właściwie to było zabawne. Ale dopiero teraz. Wtedy byłem spanikowany.
Gdy tylko pojąłem, że nie wciągnęło mnie do jakiegoś wielkiego młynka na odpadki, otworzyłem oczy i się rozejrzałem. Czułem, że rozwijam sporą szybkość.
Jak już napisałem, ściany tunelu były chropowate jak skała. Ale były też przejrzyste, niczym z kryształu. Najdziwniejsze, że nie trzęsło. Sunąłem stopami do przodu, jak na zjeżdżalni, ale miałem wrażenie, że unoszę się w powietrzu. Nie czułem ścian tunelu. Było tam wiele załamań i zakrętów, ale nigdy o nic nie uderzyłem, jak to się dzieje na skrętach wodnej zjeżdżalni. Zupełnie jakby mnie niósł zaczarowany dywan, który świetnie wie, dokąd zmierzamy.
I było słychać źwięki. Ciche tony, niczym kamertonu. Niezwykłe. Słodkie tony. Takie same jak te, które usłyszałem, kiedy tunel ożył, ale bardziej rozproszone. Także dlatego wiedziałem, że szybko się poruszam, bo “mijałem” te tony. Dźwięk nadbiegał szybko od przodu, przemykał obok mnie i ginął w tyle. To było niesamowite wrażenie.

Obejrzałem się – tylko kryształowy tunel jak daleko mogłem sięgnąć okiem. Popatrzyłem do przodu, pomiędzy stopami – to samo. Wijący się tunel. Nieskończoność.
Po jakimś czasie trochę się z tym otrzaskałem. I tak w żaden sposób nie mogłem się zatrzymać, więc uznałem, że nie ma co się szarpać. A teraz coś zupełnie dziwacznego (jakby to, co opisałem do tej pory, nie było wystarczająco dziwaczne) – mogłem przeniknąć wzrokiem kryształowe ściany, za nimi była ciemność. Uznałem, że to normalne, w końcu byłem pod ziemią. Ale gdy się lepiej wpatrzyłem, wydało mi się, że w mroku migoczą tysiące gwiazd.
Wariactwo, no nie? Zacząłem podróż na stacji metra i niosło mnie coraz głębiej pod ziemię, więc niby jak mogłem patrzeć na gwiazdy? Ale tak to wyglądało. Niby czemu miałoby mieć więcej sensu niż cała reszta?
Nie wiem, jak długo leciałem. Trzy minuty? Trzy miesiące? Poczucie rzeczywistości i czasu już dawno się rozmyło. Poddałem się nowemu doświadczeniu i nie miało znaczenia, dokąd mnie to zaprowadzi i jak długo potrwa.
A potem usłyszałem coś odmiennego. Nie był to jeden z tych słodkich tonów, które mnie prowadziły w tej zwariowanej podróży. To było coś twardego. Szorstkiego. Jakbym docierał do końca linii. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem to. Ten koniec. Wijący się, lśniący tunel tonął w mroku, a mnie szybko tam niosło. Dokoła ściany tunelu zaczęły się zmieniać. Z przejrzystych i kryształowych stawały się znowu chropowate, ciemnoszare, kamienne, jak na początku, koło stacji metra.

Wróciła panika. Czy łupnę w jądro Ziemi? A czy przypadkiem nie ma tam płynnej lawy? Czy ten czarodziejski lot miał być tylko wstępem do śmierci w ogniu? Bez względu na to, co się miało stać, nastąpi teraz. Więc przygotowałem się na koniec w jedyny sposób, jaki przyszedł mi do głowy. Zamknąłem oczy.
Ale końcówka wcale nie polegała na runięciu w ogień. Poczułem takie samo mrowienie, jak na początku tunelu. Potem – kaskada dźwięków. Wszystkie słodkie tony, które słyszałem, zmieszały się, jak na początku podróży. Poczułem na piersi ciężar. Chwilę później dotarło do mnie, że stoję. Melodyjne tony odpłynęły. Czarodziejski dywan doniósł mnie na miejsce przeznaczenia.
Dziwnie było znów poczuć ciężar własnego ciała po tej podróży, kiedy nic się nie ważyło. Byłem jak wracający z kosmosu astronauta, który na nowo musi się przyzwyczaić do grawitacji. Otworzyłem oczy, obejrzałem się i ujrzałem tunel. Wyglądał tak samo jak ten, do którego wszedłem na stacji. Był szary, ciemny i prowadził donikąd.
Bezpiecznie dotarłem na miejsce. Ale gdzie byłem? Na innej stacji metra? A może w Chinach? Odwróciłem się, żeby zobaczyć, dokąd tunel mnie doniósł, i okazało się, że stoję u wejścia do jakiejś pieczary. Już całkiem doszedłem do siebie i poczułem, że mi zimno. Ten przenikliwy dźwięk, który słyszałem w końcówce podróży, to było wycie wichru. Już nie byłem pod ziemią.

Chwiejnie opuściłem wlot tunelu i znalazłem się w jaskini. Gdy dotarłem do jej szerszej części, zauważyłem, że i tu widnieje taka sama gwiazda jak na drzwiach w metrze. Wyryto ją w skale, na poziomie oczu. Dziwne.
Zobaczyłem światło, wpadające przez otwór w drugim końcu jaskini. Było tak jaskrawe, że reszta pieczary zdawała się smoliście czarna. Nagle dotarło do mnie, że zbyt długo przebywałem w ciemnościach. Chciałem się stamtąd wydostać; światło wskazywało mi drogę, więc powlokłem się ku niemu. Kiedy tam dotarłem, okazało się, że faktycznie stoję u wyjścia z jaskini. Blask świadczył, że panuje dzień. Jak długo byłem w tym tunelu? Całą noc? A może był to dzień, ale w Chinach? Moje oczy nie były przyzwyczajone do blasku, więc musiałem je osłonić i zmrużyć. Wyszedłem z jaskini i natychmiast się okazało, że na zewnątrz jest jeszcze zimniej. Miałem na sobie tylko T-shirt i bluzę Stony Brook, więc od razu mnie przewiało. Ależ marzłem, stary! Zrobiłem parę kroków, popatrzyłem pod nogi – śnieg! Ziemia była pokryta śniegiem! I dlatego było tak jasno. Słońce odbijało się od śniegu i mnie oślepiało. Wiedziałem, że oczy raz dwa mi się przyzwyczają, więc zamiast się schować do jaskini i trochę rozgrzać, poczekałem, aż zacznę
widzieć. Chciałem wiedzieć, gdzie jestem.
Po paru chwilach odsunąłem dłonie od oczu. Źrenice na tyle mi się skurczyły, że mogłem patrzeć, a widok, który na mnie czekał, omal nie ściął mnie z nóg.
Stałem na szczycie góry! I nie jakiejś tam górki w Vermoncie, gdzie jeździmy na narty. Była jak Everest! No, może nie aż taka wielka, ale i tak miałem wrażenie, że stoję na dachu świata, śnieżne połacie rozciągały się jak okiem sięgnąć. A daleko, daleko w dole śnieg ustępował zielonej, bujnie zarośniętej dolinie; ale dzieliła mnie od niej dłuuuga, stroma droga.
W głowie kołowała mi jedna myśl:
Gdzie ja, u diabła, jestem?!

d4i7yg0

Dobre pytanie, ale nie było nikogo, komu mógłbym je zadać. No to zawróciłem, żeby się schować w jaskini, wziąć się w garść i wymyślić jakiś plan. Ale zanim zawróciłem, ujrzałem, rozrzucone kilka jardów od wejścia, jakieś żółtawe, gładkie, spiczaste głazy, mające ze dwie stopy wysokości. Wystawały spod śniegu niczym stalagmity. Albo stalaktyty. Nigdy nie mogłem zapamiętać, które są które. Sterczały i miały ostre czubki. Nie miałem pojęcia, co to może być, ale pałętały mi się po głowie “płyty nagrobne”. Przepędziłem tę szczególnie makabryczną myśl i pobrnąłem przez śnieg do jaskini.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj