Ota Pavel: artysta słowa zafascynowany sportem
Zanim Ota Pavel stworzył swój najsłynniejszy zbiór opowiadań - "Śmierć pięknych saren", trudnił się głównie pisaniem reportaży i tekstów sportowych. A gdyby nie psychoza maniakalno-depresyjna, Pavel nie objawiłby światu swojego talentu. To właśnie w szpitalu psychiatrycznym napisał m.in. "Bajkę o Rasce", najlepszym czeskim skoczku narciarskim.
Piękne sarny i bajka o skoczku
O sporcie tak jak Pavel nie opowiadał nikt. Z pasją, zaangażowaniem i humorem. Teksty te nie są przeznaczone tylko dla entuzjastów i znawców określonej dyscypliny, ale dla każdego, kto chciałby dowiedzieć się czegoś o życiu. W "Bajce o Rasce i innych reportażach sportowych" Czech opisał sportowców, którzy byli nie tylko herosami, lecz również zwykłymi ludźmi, zmagającymi się z przeciwnościami losu, warunkami atmosferycznymi czy własną psychiką.
"Najważniejsze: pisać jakoś inaczej o tym dziwnym świecie"
Pavel, zanim doznał "pomieszania zmysłów", z zaangażowaniem grał w hokeja w Sparcie Praga. Być może dlatego sport zawsze był w centrum jego zainteresowań? On sam nie był tego taki pewien. "Sport nie sport, czy to nie wszystko jedno? Najważniejsze: wysłowić coś nowego, pisać jakoś inaczej o tym dziwnym świecie" - zwierzał się w liście do znajomej pisarki.
Jego karierę hokejową przerwały jednak ciągłe infekcje górnych dróg oddechowych. Ale już w 1949 roku młody Ota otrzymał posadę komentatora sportowego w Czechosłowackim Radiu. Równocześnie został cenionym reporterem w "Stadionie" i piśmie wojskowym "Československým vojáku". Ale pisanie zawsze przychodziło mu z trudem, był bowiem drobiazgowy i skrupulatny. "Piszę ołówkiem, idzie mi powoli, ale walczę. Pisanie nie szło mi lekko, nawet jak byłem zdrowy" - wyznawał bratu w liście ze szpitala psychiatrycznego.
Choroba psychiczna przynosi sukcesy literackie
Świat nie poznałby talentu czeskiego twórcy, gdyby nie choroba psychiczna, na którą zapadł w 1964 roku. "Dostałem pomieszania zmysłów na zimowej olimpiadzie w Innsbrucku. Mózg mi się zaćmił, jak gdyby spłynęła mgła z Alp. Zobaczyłem pewnego pana jako diabła w całej okazałości, miał rogi, kopyta, sierść i wiekowe spróchniałe zęby. Potem poszedłem w góry nad Innsbruckiem, żeby podpalić zabudowania wiejskie. Byłem przekonany, że taka wielka jasność rozproszy mgłę. Wyprowadziłem już krowy i ogiery ze stajni, żeby nie spłonęły, kiedy dopadła mnie austriacka policja. Wymyślałem im, zdarłem z nóg buty i szedłem po śniegu boso jak Chrystus, którego prowadzą na krzyż".
Praca literacka była dla Pavla elementem terapii. Bo chociaż leczono go głównie litem, to któryś z lekarzy uznał, że reporterowi dobrze zrobi spisywanie wspomnień. W ten sposób powstały jego najsłynniejsze teksty - "Śmierć pięknych saren" "Jak spotkałem się z rybami" czy właśnie "Bajka o Rasce". Z jego opowiadań przebija ładunek pozytywnych emocji (choć w oddali czai się przecież zagłada), niecodzienny humor i melancholijna tęsknota za światem i ludźmi, których już nie ma.
Magiczna "Bajka o Rasce"
Opowieść o Rasce, "pół bajkę, pół prawdę", jak sam zapowiadał ten tekst, skończył w 1972 roku, dwanaście miesięcy przed śmiercią. Samo zbieranie materiałów i rozmowy ze skoczkiem zajęły mu cztery lata. Pisarz regularnie odwiedzał mistrza olimpijskiego w jego domu na Morawach, jeździł z nim w góry, dokładnie poznawał każdy, nawet najdrobniejszy detal. "Wiem, że to będzie wielka książka" - mówił z przekonaniem pomiędzy jednym a drugim pobytem w klinice. I nie pomylił się, a do tego sam Raska materiał zaaprobował, chociaż do takiego pisania o swoich wyczynach nie był przyzwyczajony.
Bo tekst ten zbudowany jest zgodnie z wyznacznikami gatunkowymi bajek, a może raczej baśni (zawiera elementy fantastyki i cudowności, poucza i przestrzega, jego bohater ma wyraźnie określone cechy charakteru, a trud, który podejmuje, ostatecznie zostaje nagrodzony). Tak jest zresztą nie tylko w tytułowej "Bajce o Rasce", ale i w "Beczce pełnej szampana" czy w "O tym, jak pobiegł Zatopek".
Marzenie Raski: skakać jak pstrąg, latać jak albatros
Jiri Raska, z zawodu ślusarz, a z pasji skoczek narciarski, dzięki swojej determinacji i ciężkiej pracy w 1968 roku zdobył złoty i srebrny medal na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Grenoble. Raska już od dziecka marzył o skakaniu, albo raczej lataniu. "Powiem wam prawdę: Jirkę zjeżdżanie z górki nic a nic nie bawiło. To było dla niego za mało. Chciał skakać. Skakać jak pstrąg, chciał patrzeć z góry na ludzi, chciał rwać szyszki z najwyższych jodeł i przede wszystkim chciał skakać dalej, niż kiedykolwiek skoczył człowiek (...). Jirka chciał latać (...) jak albatros, piękny ptak z rodziny ptaków morskich. Zaczynał na zaśnieżonych skoczniach. A jak się bał! Chował głowę między ramiona i drżał z obawy, żeby jej nie rozbić. Od upadków miał guzy przed uszami i za".
Po jakimś czasie "wylatał w powietrzu tyle godzin, co najlepsi piloci linii lotniczych" i zrozumiał, że najważniejsze jest wybicie. Bo jak skoczek dobrze się wybije, to potem daleko poleci. Godziny ciężkich treningów przyniosły owoce, chociaż nie od razu. Początkowo znawcy przepowiadali, że Raska jest "zbyt toporny" i sukcesu raczej nie odniesie. Stało się jednak inaczej, aż w końcu sroki i gawrony, które wcześniej wyśmiewały się z niego, zaczęły latać za nim nawet na zawody zagraniczne - bo w końcu były to "patriotyczne ptaszyska".
Niezwykła pasja sportowa
Innymi bohaterami reportera byli kolarze Jan Kubr i Jan Vasely. W tekście Raski Vesely tak wspominał trud u boku Kubra: "powoli dawał radę i pruł do przodu, chociaż miał problemy podobne do moich: wcześniej zoperowali mu żylaki, krew w nogach nie mogła dobrze krążyć, skarżył się ponadto na jakieś bóle w piersiach; lekarze w ogóle nie powinni dopuścić go do startu. Stanowiliśmy smutną parę. Do tej chwili odczuwałem wewnętrzny rygor, aż nagle miałem dosyć tego forsowania się. Działacze w tatrach 87 [marka samochodu - przyp. red.] już wiedzieli, że tym razem ani im, ani sobie żadnej sławy nie przyniosę, więc mijając mnie, kłuli spojrzeniami. Już mnie pogrzebali".
To słowa Jana Vesely'ego spisane przez Pavela. Kolarza, który w 1957 roku został zmuszony przez czechosłowackie władze do wzięcia udziału w 10. edycji Wyścigu Pokoju. Jednakże z powodu problemów zdrowotnych wycofał się, co uznano niemal za zdradę kraju.
Zdobycie zaufania bohatera kluczem do napisania dobrego reportażu
Vesely jest bohaterem tekstu "Kiedy ci nie idzie". Raska pisał: "Przychodzę do niego, kiedy jest mu źle, albo mnie. Jeździliśmy razem ciężarówką, kilka dni byłem jego konwojentem, pakowaliśmy cegły, a potem leżeliśmy w trawie i gadaliśmy. Dobrze mi z nim, lubi opowiadać, niczego nie udaje i nie kłamie. Mam wrażenie, jakbym czytał wciągającą, nienapisaną dotąd książkę".
Dla Czecha równie ważne jak stworzenie dobrego tekstu, było zdobycie zaufania rozmówcy. Więc "kolarz stulecia" otwiera się przed nim i opowiada, jak po owym pamiętnym Wyścigu Pokoju odebrano mu tytuł Zasłużonego Mistrza Sportu i potraktowano jak zdrajcę, chociaż ten poświęcił sportowi niemal wszystko. "Miałem za sobą ponad połowę życia, a byłem nikim i nic nie umiałem. Zostały mi przede wszystkim wspomnienia o bitwach stoczonych na szosie i na torze, wspomnienia tych chwil, kiedy jedziesz sam, ze wszystkim sam musisz sobie radzić i nikt ci nie pomoże" - zaznacza Vesely, któremu ostatecznie w 1965 roku oddano odebrane wcześniej tytuły.
"Sportowa miłość od pierwszego wejrzenia"
Jan Kubr ("Kolarz przeklęty") został nawet przyjacielem Pavla. "To była sportowa miłość od pierwszego wejrzenia" - zapewniał pisarz. I chociaż jego zdaniem Kubr nie miał wielkiego talentu, to "pracował jak Michał Anioł czy też Vincent van Gogh. Dziesięć razy więcej niż pozostali kolarze i pięćdziesiąt razy więcej niż ówcześni piłkarze. No i miał jeszcze jeden dar. Cudowne ciało. Długie mocne nogi i siedmiolitrowe płuca".
Na swoje nieszczęście był jednak przeklęty. Nie został wielkim zwycięzcą, a na koniec zdradzili go ludzie i własne zdrowie. "Chce mi się walić pięścią w stół ze złości, że część jego talentu, część jego ogromnego wysiłku rozbiła się o to najważniejsze i najmniej ważne na świecie - zdrowie i pieniądze" - irytował się Pavel po jednym z ostatnich spotkań z zawodnikiem.
"Chuchro i mizerota" czterokrotnym złotym medalistą olimpijskim
W podobnie płomiennym tonie napisany jest zamykający zbiór reportaż "O tym, jak pobiegł Zatopek", w którym autor przywołuje postać Emila Zatopka, czterokrotnego złotego medalisty olimpijskiego i wielokrotnego mistrza Czechosłowacji. W dzieciństwie nic nie zapowiadało przyszłych sukcesów Zatopka. W piłkę grać nie umiał i bezsensownie plątał się po boisku przeszkadzając kolegom. Ale miał zdrowe płuca i dobre nogi, a do tego był wytrwały. No i robił wszystko inaczej niż inni - co stało się podstawą jego sukcesu.
Zatopek biegnąc machał głową, dziwnie kręcił ramionami, a na jego twarzy malował się wyraz straszliwej udręki. "Wysiłek wykrzywiał mu twarz i usta" - zauważał Pavel, a sam lekkoatleta twierdził, że nie ma wystarczająco wiele talentu, by jednocześnie brać udział w wyścigu i się uśmiechać. Ale jego brzydki styl nie przeszkodził mu w zwycięstwach. Po zdobyciu, jako pierwszy człowiek w historii, złotych medali na dystansach 5 i 10 kilometrów, wygrał trzecie złoto w pierwszym w życiu maratonie. Autor "Śmierci pięknych saren" zauważa, że Zatopek, który każdego dnia, krok po kroku, realizował swoje marzenia, stał się symbolem niezłomności i wiary we własne siły.
Ladislav Bezák w swoim żywiole
Inny z tekstów, "Korkociąg śmierci" ukazał się tylko raz, później reżim zabronił jego drukowania. Jego bohater Ladislav Bezák, światowy czempion w akrobacji lotniczej z 1960 roku, miał być na trwale wymazany z historii czechosłowackiego sportu.
W 1971 roku zbudował on bowiem własny dwuosobowy samolot, zabrał do niego żonę i czwórkę dzieci i przeciążoną maszyną uciekł z kraju, lądując w Norymberdze. I choć prawo nie pozwalało na strzelanie do samolotów cywilnych, ten został ostrzelany dwukrotnie przez czechosłowackie lotnictwo wojskowe. Ostatecznie wraz z rodziną sportowiec zamieszkał w Kanadzie, gdzie naprawiał maszyny, prowadził gospodę, ale również był trenerem kanadyjskich lotników. Zanim jednak do tego doszło, zachwycano się nim, a Pavel w swoim reportażu zwracał uwagę na niebezpieczeństwa, jakie czyhają na pilotów podczas podniebnych wyczynów. "W pozycji, w której tysiące ludzi mogą stracić rozsądek, on uspokaja się jednym spojrzeniem. I leci dalej w prostokącie wysokim na tysiąc i długim na sześćset metrów" - entuzjazmował się pisarz.
"Wspomnienia o łowieniu ryb pomagały mi żyć"
Gnębionemu choroba psychiczną Pavelowi żyć pomagało "mityczne łowienie ryb", które stało się symbolem powrotu do czasów, gdy choroba nie plątała mu myśli i nie odbierała kolejnych lat. "Dziesiątki razy chciałem odebrać sobie życie, gdy już nie mogłem dłużej wytrzymać, ale nigdy tego nie zrobiłem. Pewnie w podświadomości pragnąłem jeszcze jeden raz pocałować usta rzeki i łowić srebrne ryby. To właśnie jako rybak nauczyłem się cierpliwości, a wspomnienia pomagały mi żyć" - wspomina Pavel, który ostatecznie zmarł na zawał serca - wywołany nawrotem psychozy - w 1973 roku.
Bibliografia: Ota Pavel, Bajka o Rasce i inne reportaże sportowe, wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2016. Ota Pavel, Śmierć pięknych saren. Jak spotkałem się z rybami, wyd. Czuły Barbarzyńca, Warszawa 2015.