Trwa ładowanie...
fragment
18-01-2012 10:13

Ostatni rejs Fevre Dream

Ostatni rejs Fevre DreamŹródło: Inne
d1lcimm
d1lcimm

ROZDZIAŁ 1 ###St. Louis kwiecień 1857 Abner Marsh energicznie zastukał gałką hikorowej laski w kontuar, aby zwrócić na siebie uwagę hotelowego recepcjonisty.

- Mam się tu spotkać z niejakim Yorkiem - oznajmił. - O ile mnie pamięć nie myli, z Joshuą Yorkiem. Czy jest tu ktoś taki?

Recepcjonista był mężczyzną w podeszłym wieku i w okularach. Usłyszawszy stukanie, poderwał się, odwrócił i na widok Marsha uśmiechnął się szeroko.
- Proszę, proszę, kapitan Marsh we własnej osobie - rzekł jowialnym tonem. - Nie pojawiał się pan już chyba z pół roku.

Słyszałem, że los nie był dla pana łaskawy. To straszne, po prostu straszne. Jestem tu od trzydziestego szóstego i jeszcze nigdy nie widziałem takiego zatoru lodowego.
- To bez znaczenia - mruknął Abner Marsh z rozdrażnieniem.

Spodziewał się takich komentarzy. Posesja Plantatora była popularnym hotelem, zwykle zatrzymywali się w nim członkowie załóg parowców. Marsh również bywał w nim częstym gościem aż do owej siarczystej zimy. Odkąd rzekę pokrył gruby zator lodowy, trzymał się z dala od Posesji i bynajmniej powodem tego nie były wygórowane ceny. Choć przepadał za podawanym tam jadłem, nie miał ochoty na spotykanie hotelowych gości, pracowników żeglugi rzecznej, pilotów, kapitanów i marynarzy, starych przyjaciół i starych rywali, którzy doskonale wiedzieli o jego ostatnich niepowodzeniach. Abner Marsh nie potrzebował niczyjego współczucia.

d1lcimm

- Powiedz pan tylko, w którym pokoju znajdę tego Yorka - burknął, zwracając się do recepcjonisty.
Mężczyzna nerwowo pokiwał głową.
- Pana Yorka nie ma teraz w pokoju, kapitanie. Znajdzie go pan w jadalni, gdyż właśnie spożywa posiłek.
- Teraz? O tej porze? - Marsh zerknął na ozdobny hotelowy zegar, po czym rozpiął mosiężne guziki surduta i wyjął swój złoty zegarek kieszonkowy. - Dziesięć minut po północy - stwierdził z niedowierzaniem. - Powiada pan, że się teraz posila?
- Właśnie. Pan York to ekscentryk, ma dość osobliwy plan dnia. To człowiek nie znoszący sprzeciwu, kapitanie.

Abner Marsh parsknął drwiąco, schował czasomierz do kieszonki i odwrócił się bez słowa, przechodząc przez hol długim, ciężkim krokiem. Był potężnym, niecierpliwym mężczyzną, nie nawykłym do spotkań w interesach o północy. Chwacko wywijał laseczką, jakby życie wcale mu ostatnio nie dopiekło i wszystko było w jak najlepszym porządku.

Jadalnia była niemal równie wytworna i pełna przepychu jak ta na parowcu, z kandelabrami z rżniętego szkła, mosiężnymi ozdobami i stołami nakrytymi nieskazitelnie białymi obrusami, na których stała porcelanowa zastawa i kryształowe naczynia.

O zwykłej porze przy stołach siedziałyby grupki podróżnych i marynarzy z parostatków, lecz teraz w pomieszczeniu było pusto; prawie wszystkie lampy zostały wygaszone. Może jednak nocne spotkania miały swoje dobre strony, skonstatował Marsh, przynajmniej nikt nie będzie mu współczuł. Przy drzwiach do kuchni dwóch czarnych kelnerów rozmawiało o czymś półgłosem. Marsh zignorował ich i przeszedł na drugi koniec sali, gdzie samotnie posilał się dobrze ubrany nieznajomy.

d1lcimm

Mężczyzna musiał usłyszeć nadchodzącego przybysza, ale nie uniósł wzroku. Był zajęty wyjadaniem z porcelanowej miseczki rzekomej zupy żółwiowej. Po kroju długiego, czarnego płaszcza widać było, że nie należał do pracowników żeglugi rzecznej. Musiał pochodzić ze wschodu, a może nawet ze Starego Kraju.

Był wysoki, potężnie zbudowany, choć nie tak postawny jak Marsh, nawet na siedząco imponował posturą, lecz daleko mu było do niedźwiedziowatej sylwetki Abnera. Z początku Marsh sądził, że tamten jest stary, miał bowiem siwe włosy. Gdy jednak podszedł bliżej, okazało się, że włosy wcale nie były białe, lecz blond, o bardzo jasnym odcieniu, który nadawał jego obliczu chłopięcy wyraz. York był gładko ogolony, jego pociągłej, przystojnej twarzy nie zdobiły wąsy ani baczki, a skóra była równie jasna jak włosy.

Stając przy stole, Marsh stwierdził, że nieznajomy ma delikatne, niemal kobiece dłonie. Postukał laską w blat. Obrus stłumił dźwięk, nieco łagodząc wymowę całego gestu.
- Pan Joshua York? - zapytał Marsh.
York uniósł wzrok, ich spojrzenia spotkały się.
Abner Marsh zapamiętał tę chwilę do końca swego życia, ten krótki moment, gdy spojrzał w oczy Joshuy Yorka. W ich otchłani znikły wszystkie nurtujące go myśli i finezyjne plany. Chłopiec, starzec, dandys i cudzoziemiec, wszyscy oni przepadli w okamgnieniu i odtąd był tylko York, mężczyzna, którego miał przed sobą, człowiek pełen mocy, marzeń i intensywności.

d1lcimm

Oczy Yorka były szare i zdumiewająco ciemne jak na tak blade oblicze. Źrenice, niewielkie jak łebki od szpilek, płonęły żywą czernią, sięgając w głąb Marsha i przytłaczając jego duszę nowym, niewyobrażalnym brzemieniem. Szarość wokół nich zdawała się żyć i poruszać niczym mgła na rzece w ciemną noc, kiedy brzeg znika, znikają światła, a cały świat dokoła przestaje nagle istnieć.

Pośród tych oparów Abner Marsh dostrzegł różne rzeczy, jakieś istoty, obrazy widoczne tylko przez ułamek chwili i rozpływające się w dali. Zdawało mu się, że z owych oparów przygląda mu się coś obdarzonego chłodną, wyrachowaną inteligencją. Jednakże była tam także bestia, mroczna i przerażająca, spętana łańcuchami i gniewna, wściekle atakująca i usiłująca rozerwać woal mgieł. Śmiech, samotność i okrutna pasja - to wszystko malowało się w oczach Yorka.

Jednak przede wszystkim była w nich siła, przerażająca moc, potęga tak nieokiełznana i bezlitosna jak lód, który skruszył marzenia Marsha. Gdzieś w tej mgle Marsh wyczuł, że lód zaczyna się przemieszczać, wolno, bardzo wolno, i usłyszał ów niesamowity, przejmujący zgrzyt miażdżonych kadłubów statków zwiastujący kres wszelkiej nadziei.

d1lcimm

Abner Marsh w swoim czasie wielokrotnie pojedynkował się na spojrzenia z innymi mężczyznami i także tym razem bardzo długo nie odwracał wzroku, jego palce zacisnęły się na smukłej drewnianej lasce z taką siłą, jakby miały przełamać ją na pół. A jednak w końcu skierował spojrzenie w inną stronę. Mężczyzna przy stole odsunął miseczkę z zupą, skinął ręką i rzekł:
- Kapitanie Marsh, oczekiwałem pana. Zapraszam, niech się pan przysiądzie. - Mówił łagodnym, delikatnym, miodopłynnym tonem.
- Tak - rzekł nazbyt miękko Marsh.

Odsunął krzesło znajdujące się naprzeciw Yorka i usiadł. Marsh był potężnym mężczyzną, miał sześć stóp wzrostu i ważył trzysta funtów. Rumiana cera i gęsta, czarna broda niezbyt skutecznie odwracały uwagę od płaskiego, złamanego nosa i licznych brodawek zdobiących jego oblicze. Nie pomagały w tym nawet sumiaste wąsy. Nazywano go najszpetniejszym mężczyzną na rzece i zdawał sobie z tego sprawę. W granatowym kapitańskim surducie z dwoma rzędami mosiężnych guzików wyglądał zarazem imponująco i groźnie. Jednakże oczy Yorka pozbawiły go zwyczajnej zadzierzystości.

Ten człowiek to fanatyk, uznał Marsh. Widział już wcześniej takie oczy - u obłąkańców i nawiedzonych pastorów, a także u niejakiego Johna Browna w zafajdanym Kansas. Marsh nie chciał mieć do czynienia z fanatykami, kaznodziejami, abolicjonistami i gwałtownikami.
York przemówił, a w jego głosie nie dało się wychwycić nuty fanatyzmu.
- Kapitanie, nazywam się Joshua Anton York, dla przyjaciół Joshua. Mam nadzieję, że będziemy zarazem wspólnikami w interesach i przyjaciółmi. Czas pokaże. - Mówił serdecznym, zrównoważonym tonem.

d1lcimm

- To się zobaczy - mruknął niepewnie Marsh.
Szare oczy naprzeciw niego wydawały się teraz pełne rezerwy, lecz dziwnie rozbawione, cokolwiek malowało się w nich wcześniej, zniknęło. Poczuł się zdezorientowany.

- Mniemam, że otrzymał pan mój list?

- Mam go przy sobie - odparł Marsh, wyjmując kopertę z kieszeni surduta. Gdy ją otrzymał, ta oferta wydała mu się istnym darem niebios, uśmiechem losu, nadzieją na odzyskanie wszystkiego, co, jak się obawiał, utracił bezpowrotnie. Teraz nie był już tego taki pewien. - Chce pan zainwestować w żeglugę rzeczną? - zapytał, wychylając się do przodu.
Pojawił się kelner.

d1lcimm

- Kapitanie, czy zechce pan zjeść kolację z panem Yorkiem?

- Bardzo proszę - nalegał York.

- Chyba się skuszę - powiedział Marsh. York mógł mieć silniejsze od niego spojrzenie, ale na całej rzece nie było mężczyzny, który dorównałby mu w jedzeniu. - Poproszę o porcję tej zupy, tuzin ostryg oraz dwa pieczone kurczaki z ziemniaczkami i sosem. Tylko żeby były dobrze wypieczone. I coś do popicia. Co pan pije, York?

- Burgunda.

- Świetnie. Dla mnie też butelkę.
York wyglądał na rozbawionego.

- Widzę, że dopisuje panu apetyt, kapitanie.

- To cudowne miasto - odrzekł niepewnie Marsh - i cudowna rzeka, panie York. Mężczyzna musi dbać, by nie zbrakło mu sił. To nie Londyn ani Nowy Jork.

- Jestem tego świadom - przytaknął York.

- Mam nadzieję, skoro chce pan inwestować w ten interes.
Żegluga rzeczna to także coś cudownego.

- Może zatem przejdziemy od razu do rzeczy? Jest pan właścicielem linii żeglugowej. Chciałbym wykupić od pana połowę udziałów. Skoro się pan zjawił, przyjmuję, że jest pan zainteresowany moją ofertą.

- Jak najbardziej - przyznał Marsh - ale także trochę zaskoczony. Wygląda mi pan na inteligentnego i bystrego młodzieńca. Podejrzewam, że przed wysłaniem listu dowiedział się pan tego i owego na mój temat. - Postukał palcem w kopertę. - Powinien pan wiedzieć, że zeszła zima omal nie doprowadziła mnie do ruiny.

d1lcimm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1lcimm

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj