Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 09:57

Ostatni brzeg

Ostatni brzegŹródło: Inne
d2epqwz
d2epqwz

W staroświeckim jednopiętrowym domu z czerwonej cegły na przedmieściu Malvern John Osborne stał przy łóżku matki. Nie czuł się źle, ale starsza pani zachorowała już w niedzielę rano, nazajutrz po tym wyścigu, w którym zdobył Grand Prix. Lekarz, którego udało mu się do niej sprowadzić w poniedziałek, niewiele mógł pomóc i po raz drugi już nie przyszedł. Służąca od kilku dni nie stawiała się do pracy, więc tylko fizyk pielęgnował swą chorą matkę.

Oczy miała przymknięte już od kwadransa i dopiero teraz je otworzyła.
- John - zapytała - To jest właśnie to, co zapowiadali, prawda?
- Myślę, że tak, mamo - odrzekł z tkliwością. - Ze mną też tak będzie.
- A doktor Hamilton... czy on mówił, że to właśnie to? Nie mogę sobie przypomnieć.
- Mówił mamo. I chyba już tu nie przyjdzie. Powiedział, że u niego też się zaczyna.

Nastąpiła długa chwila ciszy. - Prędko ja umrę, John?
- Nie wiem. Może to potrwać nawet tydzień.
- Absurdalne - westchnęła starsza pani. - Znacznie za długo by się to ciągnęło.
Znów przymknęła oczy. Wziął basen do łazienki, umył i z powrotem przyniósł do sypialni. Matka znów miała oczy otwarte.
- Gdzie jest Ming? - zapytała.
- Wypuściłem go do ogrodu - powiedział John. - Wyraźnie chciał wyjść.
- Tak mi strasznie żal tego psiaka. Będzie przeraźliwie sam, kiedy nikt z nas już tu nie zostanie.
- On da sobie radę, mamo - pocieszał ją syn bez wielkiego przekonania. - Inne psy przecież zostaną i będą się z nim bawić.

Nie rozwinęła tego tematu, tylko powiedziała:
- Nic mi teraz nie potrzeba; mój kochany. Idź tam, dokąd masz iść, i zajmij się swoimi sprawami.
Zawahał się.

d2epqwz

- Myślałem o tym, że powinienem zajrzeć do pracowni. - powiedział. - Wrócę przed obiadem. Co by mama chciała zjeść na obiad?
Znów przymknęła oczy.
Jest jeszcze trochę mleka? - zapytała.

- Pół kwarty jest w lodówce - odpowiedział: - Spróbuję kupić więcej. To jednak niełatwe. Wczoraj nigdzie nie było mleka.

- Ming powinien się napić - zauważyła. - Dobrze mu to zrobi. W spiżarni są trzy puszki króliczego mięsa. Otwórz jedną, daj mu część na obiad, a resztę schowaj w lodówce. On bardzo lubi królika. A o obiedzie dla mnie nie myśl, dopóki nie wrócisz. Gdybym nabrała apetytu, może bym zjadła filiżankę papki kukurydzianej.

- Czy naprawdę mama może obejść się przez jakiś czas beze mnie?

d2epqwz

- Naprawdę - zapewniła. Wyciągnęła do niego ręce. - Pocałuj mnie, zanim pójdziesz.

Ucałował zwiędłe policzki, a wtedy ona opadła uśmiechnięta na poduszkę.
Wyszedł z domu i udał się do gmachu Organizacji Badań. Nie było tam nikogo, ale w jego pracowni na biurku leżało codzienne sprawozdanie o rozprzestrzenianiu się radioaktywności. Znalazł kartkę przez sekretarkę. Dziewczyna zawiadamiała go, że czuje się niedobrze i pewnie już nie przyjdzie do biura. Dziękowała muza to, iż zawsze był dla niej dobry, gratulowała zwycięstwa w wyścigu i na koniec zapewniała, że bardzo jej było przyjemnie dla niego pracować.

Odłożył tę kartkę i wziął sprawozdanie. Przeczytał, że w Melbourne prawie pięćdziesiąt procent mieszkańców wykazuje objawy choroby popromiennej. Siedem wypadków zanotowano w Hobart na Tasmanii i trzy w Christchurch w Nowej Zelandii. Sprawozdanie to, prawdopodobnie ostatnie, jakie otrzymał, było znacznie krótsze niż zazwyczaj.

d2epqwz

Przeszedł przez puste biura i pracownie, tu i ówdzie przeglądając leżące na wierzchu pisma. Ta faza jego życia dobiegała końca. Tak samo zresztą jak wszystkie inne. Nie został tam zbyt długo. Dręczyła go myśl o matce. Wyszedł i część drogi odbył jednym z kursujących dorywczo, zatłoczonych tramwajów. Nie było w nim konduktora. Czasy płacenia za bilety już się skończyły. John Osborne zaczął rozmawiać z motorniczym.

- Będę prowadził ten cholerny tramwaj - rzekł motorniczy - dopóki się nie rozchoruję, kolesiu. - Wtedy zjadę do remizy i pójdę do domu. Bo ja tam przy remizie mieszkam, pan rozumie? Jestem tramwajarzem od trzydziestu siedmiu lat, jeżdżę ciągle, czy słońce, czy deszcz, więc nie przestanę i teraz.

W Malvern wysiadł z tramwaju i ruszył na poszukiwania mleka. Szybko doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Niewielkie ilości, jakie można było znaleźć w mleczarniach, zarezerwowano dla niemowląt. Wrócił do domu z pustymi rękoma. Zaraz po przyjściu zabrał z ogrodu pekińczyka, przypuszczając, że matka będzie chciała go zobaczyć. Poszedł na górę do jej sypialni za pieskiem skaczącym po schodach.

d2epqwz

W sypialni zastał matkę z zamkniętymi oczami, leżącą na wznak, w świeżej, czystej pościeli. Podszedł trochę bliżej i dotknął jej ręki. Już nie żyła. Na stoliku przy łóżku stała szklanka z wodą i leżała kartka zapisana ołówkiem, obok jednego z tych małych pudełeczek z czerwonej tektury i pustej fiolki. Nie wiedział, że ona to miała.
Sięgnął po tę kartkę. Przeczytał:
”Mój kochany synu.

To wręcz absurd, żebym miała psuć ostatnie dni Twojego życia, kurczowo trzymając się własnego, będącego już dla mnie takim nieznośnym ciężarem. Nie zawracaj sobie głowy moim pogrzebem. Po prostu zamknij te drzwi i zostaw mnie w moim łóżku, w moim pokoju wśród tych wszystkich moich rzeczy. Będzie mi tam zupełnie dobrze.

Zrób z Mingiem to, co uznasz za najlepsze. Bardzo, bardzo mi go żal, ale ja już nic nie mogę dla niego zrobić.
Cieszę się ogromnie, że wygrałeś ten wyścig. Mój najdroższy synku
Matka”

d2epqwz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2epqwz