Dorastał pan w Stambule, w rodzinie należącej do zapatrzonej na Zachód burżuazji. Uważa pan też, że to na Zachodzie wymyślono powieść – gatunek literacki najlepiej nadający się do opowiadania o świecie. Jak pan pogodził zamiłowanie do zachodnich powieści ze swym tureckim dziedzictwem?
* Orhan Pamuk*: Teraz, gdy minęło już tyle lat, nadszedł moment, aby zdystansować się od młodzieńczych ideałów, gdy formułowałem teorie na temat swej dwojakiej tożsamości – tureckiej i europejskiej zarazem, oraz o wzajemnym wzbogaceniu, jakie w opinii licznych tureckich intelektualistów miało zapewnić przenikanie się tych dwóch tradycji. Mój niegdysiejszy entuzjazm niestety osłabł. I nie chodzi tylko o zapał polityczny, ale również o entuzjazm dotyczący kwestii kulturowych, będący okazją do takich spektakularnych twierdzeń na temat podwójnej tożsamości.
Gdy rozwijałem te koncepcje w wieku około 25 lat, zanim jeszcze wyraziłem je w swoich książkach, Turcja była krajem introwertycznym, zupełnie tak jak ja. Mając siedem lat, odwiedziłem Szwajcarię, ale potem ponownie wyjechałem z Turcji dopiero w wieku 33 lat. W tym sensie byłem typowym Turkiem: samowystarczalnym prowincjuszem zadowolonym ze swojego losu. Ale to właśnie ten prowincjonalizm sprawiał, że marzyłem o Europie, tak samo jak wcześniej mój ojciec, jak Dostojewski , Tanizaki i tylu innych w swojej młodości. O Europie wyobrażonej, wyidealizowanej, którą usiłowałem uczynić namacalną poprzez swoje książki i refleksje i która po okresie powolnego dojrzewania nasyciła moje dzieła: Kara Kitap (Czarną księgę), Biały zamek , a nade wszystko Nazywam się Czerwień . Nieustannie rozmyślałem o stosunkach między Turcją a Europą, dramatyzując dzielące je różnice, co pozwoliło mi również lepiej
uchwycić swą turecką tożsamość. Ale nawet gdy składałem hołd naszej kulturowej tradycji, to wychwalałem również czekającą nas nieuchronnie okcydentalizację.
François Armanet, Gilles Anquetil
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.