Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:09

Opowieści Ivy

Opowieści IvyŹródło: Inne
d3godml
d3godml

Konrad nalegał, aby najpóźniej o 7.45 rano wszyscy siedzieli już za swoimi biurkami. Bez wyjątku. Twierdził, że przyznawanie w tej sprawie jakichkolwiek ulg matkom byłoby przejawem seksizmu. Łatwo mu to mówić. W jego domu niepracująca żona i dwie zatrudnione w pełnym wymiarze godzin nianie sprawowały kontrolę nad rozgrywającą się każdego ranka rodzinną batalią, jaką niemal wszyscy staczamy dzień po dniu. Ja musiałam wyprowadzić psa, ubrać dzieci, przygotować śniadanie, umyć naczynia, dopilnować czesania, szczotkowania zębów i słania łóżek, znaleźć zgubione zadania domowe, spakować plecaki, a jednocześnie sama zwlec się z łóżka, wziąć prysznic, ubrać się, umalować i wyjść z domu.
Na ulicy wyścig z czasem trwał dalej: złapać taksówkę, odstawić Sir Eltona do psiego przedszkola, zawieźć dziewczynki do ich zdecydowanie za drogiej szkoły. Jeśli zdołałam się z tym uporać do siódmej, czasu wystarczało mi akurat na to, aby sprintem dobiec do metra na rogu Osiemdziesiątej Szóstej i Lex i dojechać na Fulton Street. Tam wyskoczyć z pociągu, wrzucić pani dolara do kubka z napisem: PROSZĘ, NAKARM MNIE. JESTEM GŁODNA, wślizgnąć się do budynku, w Starbucksie kupić w biegu kawę, dwa słodziki i bajgla, pognać do windy i odtrąbić zwycięstwo, jeśli udało mi się posadzić tyłek na krześle, zanim zegar pokazał godzinę 7.45.
Technicznie rzecz biorąc, mój bezrobotny mąż mógłby wziąć na siebie ciężar porannej rutyny. Chcę przez to powiedzieć, że istniałaby fizyczna możliwość, aby się tym zajął, gdyby nie utrzymywał z uporem, że musi się wysypiać do dziewiątej. Tak, wiem. Powinnam być bardziej stanowcza, ale łatwiej mi zrobić wszystko samej, niż staczać z nim boje. Cad był bez pracy od ośmiu miesięcy. Pracował jako makler giełdowy, specjalista od instrumentów pochodnych w Bear Stearns, ale został zwolniony, gdy źle obstawił dług rosyjskiego rządu. Mimo to upierał się, żebyśmy dalej żyli tak, jak gdyby nic się nie zmieniło. Najchętniej zatrudniłby pomoc do porannych prac, jednak ze względu na naszą sytuację finansową oraz to, że żadne z nas nie spędzało wystarczająco dużo czasu z dziewczynkami, nie mogłam się na to zgodzić. Nie ma się zresztą co oszukiwać – który facet wytrzyma taki poranny maraton? Tak, są oczywiście wyjątki, może w równoległej rzeczywistości, ale na pewno nie w moim świecie. Tego szczególnego dnia jedyne, o czym
marzyłam, to dać nura do mojego luksusowego, ergonomicznego łóżka szwedzkiej firmy Duxiana, z boską poduszką i cudowną kołdrą, które kupiłam w ABC Carpet and Home za cenę małego samochodu. Mm… ależ byłoby cudownie. Uporałam się już z codziennym kieratem, dodatkowo zahaczając o jeden ze sklepów Duane Reade, żeby kupić brokatowy lakier do włosów, jaki Skyler i Kate koniecznie musiały mieć na Chanukę . Gdy dotarłam do biur na dwudziestym pierwszym piętrze Myoki Bank, w którym pełniłam dość ważną funkcję wiceprezesa, zegar wskazywał godzinę 7.47. Czułam się tak, jakbym miała już za sobą cały długi, pracowity dzień.

Kiedy weszłam do gabinetu, światła włączyły się automatycznie. Wieszając płaszcz na przymocowanym do drzwi haczyku, przypomniałam sobie wszystkie poświęcenia, jakie musiałam ponieść, żeby dochrapać się przywileju pracy w pokoju z drzwiami, nie zaś jedynie w zwykłym boksie. Przez ostatnie pół roku zajmowałam się bardzo ważnym projektem o kryptonimie „Bull Chip”, z którego to powodu byłam zmuszona pracować do dziewiątej, a czasem do dziesiątej wieczorem przez cały tydzień, nie wspominając o przynajmniej kilku godzinach podczas weekendu. Nie mogłam uczestniczyć w przyjęciu urodzinowym mojej sześciolatki, bo nadzorowałam sprawdzanie systemów. Połowę wakacji poświęciłam na rozwiązywanie wynikające z projektu problemów, z którymi nikt inny nie mógł się uporać. Nie pojechałam na piętnastolecie ukończenia college’u biznesu, ponieważ dwóch członków zespołu złożyło niespodziewanie wypowiedzenie i Konrad się uparł, żebym została w mieście i osobiście zajęła się zatrudnieniem nowych osób na ich miejsce. Lecz dzięki
projektowi moja kariera zawodowa nabierze kosmicznego przyspieszenia i zdobędę awans, na który w pełni zasługuję, nie mam więc czego żałować.
Wyciągałam właśnie bajgla z brązowej papierowej torby, kiedy mój wzrok przyciągnęła biało-żółta plama zlokalizowana centralnie na moim krześle. Była to notatka służbowa z przyczepioną samoprzylepną karteczką, umieszczona tak, żebym nie mogła jej nie zauważyć:
NATYCHMIAST U MNIE – KONRAD
Konrad był moim niewyobrażalnie ambitnym, pogrążonym w chemicznej depresji szefem. Jednym z tych złotych chłopców firmy, z profesjonalnie wyuczonym uśmiechem, nauczycielem wymowy, kierowcą i asystentem asystenta asystenta – wszystko opłacane przez firmę, gdyż czas Konrada był tak niezwykle cenny. W przeciwieństwie do swoich rówieśników, przystojniaków w typie gwiazdorów oper mydlanych, Konrad swoją urodą po prostu powalał. Wyobraźcie sobie wszystko, co najlepsze z Brada Pitta, Pierce’a Brosnana i Roberta Redforda, połączone w idealną całość, na dodatek z autentyczną muszką od Brioniego. Taki właśnie był Konrad – jasnowłosy, niebieskooki Adonis, od siedmiu lat uświetniający swoim wizerunkiem okładkę rocznego raportu Myoki. Jego bezpośredni podwładni nazywali go za plecami Twarzą. Żywiliśmy niezachwianą pewność, że drogę na szczyt sobie „wypozował”.
Notatka trochę mnie zaniepokoiła. Nie była to standardowa procedura. Gdy Konrad chciał się ze mną zobaczyć, wzywał mnie jego sekretarz-autor piosenek.
– Ivy, Konrad chce się z tobą natychmiast widzieć. Czy możesz rzucić wszyyystko i przyfrunąć na sześćdziesiąte?
– Wziął prochy? – pytałam.
Żaden z podwładnych Konrada nie ośmieliłby się stanąć przed nim, wiedząc, że ten nie zażył jeszcze wellbutrinu. Lepiej było wiedzieć, z czym ma się do czynienia.
– Nie jestem pewien, ale Ed wyszedł zapłakany.
Słysząc to, zwlekałam. Jednak dzisiaj znalazłam jedynie krótkie polecenie na karteczce doczepionej do notatki służbowej od… Właśnie, od kogo? Skupiłam wzrok na nagłówku:
DO: Konrad Kavaler
OD: Drayton Bird
DOTYCZY: Propozycja restrukturyzacji Konradzie, jestem przekonany, że jeśli chodzi o 5 milionów dolarów, które obaj mamy zaoszczędzić, moglibyśmy sobie nawzajem pomóc, zmniejszając dział Ivy Ames i łącząc go z moim, tworząc „Centrum Doskonałości Marketingowej”. Funkcje mojego zespołu są identyczne z funkcjami jej działu, ale my możemy zwiększyć tempo pracy, ponieważ działamy w skali międzynarodowej. Mógłbyś zlikwidować jej stanowisko, plus dwóch bezpośrednich podwładnych, oszczędzając 700 tysięcy dolarów na pensjach, dodatkach, szkoleniach, nieruchomościach itd. Moglibyśmy zastąpić jej centrum obsługi klienta w Iowa telemarketerami w Indiach, oszczędzając kolejne 2,5 miliona dolarów. Rozwiązałem podległy mi zespół akwizycyjny, pozbywając się dwudziestu sześciu osób i 7 milionów dolarów kosztów. Mogę z powodzeniem pełnić połączone funkcje i mam zdolność budżetową do przejęcia kosztów. Korzyść będzie obopólna.
Daj znać, co o tym sądzisz.

Jasna cholera, pomyślałam.

Usiadłam, obróciłam się razem z krzesłem i zapatrzyłam na rozciągającą się z mojego okna efektowną panoramę Zatoki Nowojorskiej, na którą od miesięcy nie zwróciłam uwagi. Nonszalancko przyłożyłam do twarzy brązową papierową torbę i – mając nadzieję, że nikt tego nie widzi – zaczęłam głęboko przez nią oddychać. Oddychaj, oddychaj, oddychaj, nuciłam w duchu, próbując się nie zakrztusić drobinkami słodziku unoszącymi się w torbie.

d3godml
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3godml

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj