Trwa ładowanie...

Opisała zbrodnie polskiego Fritzla. "Próbuję zrozumieć, dlaczego człowiek wybiera zło"

"W ciemnej piwnicy zamykał mnie na kłódkę. W nocy ją otwierał, związywał ręce i nogi i wtedy gwałcił". Katarzyna Włodkowska opisała w książce "Na oczach wszystkich" przypadek kobiety więzionej przez dwa lata przez własnego męża w kaszubskiej wiosce. - Wiele osób z miejscowości Mariusza nie wierzy, iż to wszystko miało miejsce. Jakbym obserwowała zbiorowe wyparcie - mówi WP Włodkowska.

Katarzyna Włodkowska  napisała reportaż o polskim Fritzlu (Fot. Rafał Masłow)Katarzyna Włodkowska napisała reportaż o polskim Fritzlu (Fot. Rafał Masłow)Źródło: Materiały prasowe
degx9vg
degx9vg

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski: Ewa, bohaterka twojej książki, była trzymana w piwnicy przez swojego męża dwa lata. Gwałcił ją, bił, wiązał, kazał jeść z miski. Zapytałaś Ewę wprost, dlaczego nie uciekła? Przecież były momenty, że oprawca ją wypuszczał, zostawała sama w domu.

Katarzyna Włodkowska, reporterka: Nie mogłam zadać tego pytania w taki sposób.

Dlaczego?

Bo obciążyłabym Ewę odpowiedzialnością za to, co się zdarzyło. Rozmawiając z osobą pokrzywdzoną trzeba być delikatnym, ważyć słowa. Pytając wprost, mogłabym wywołać postawę obronną, poczucie winy. Odpowiedzi i prób zrozumienia było wiele. Nie oceniałam, słuchałam.

degx9vg

W jaki sposób zdobyłaś zaufanie Ewy?

Cierpliwością. Najpierw musiałam Ewę odszukać. Nie było łatwo, zwolniła się z pracy, trzykrotnie przeprowadziła. Pierwsze spotkanie przełożyła. Potem przestała odpowiadać na moje telefony. Pomogły listy, zostawiałam je we framudze drzwi. Podkreślałam w nich, że nie chcę pisać bez niej.

Nasza pierwsza dłuższa rozmowa odbyła się w kawiarni przy gdyńskim dworcu. Później spotykałyśmy się w różnych miejscach, także u Ewy. Czułam, że nie może się poczuć swobodnie. W końcu zaproponowałam, choć zwykle tego nie robię, by przyjechała do mnie. Zrobiłam śniadanie, kawę, odtąd było nam łatwiej.

W trakcie pracy nad książką uświadomiłam sobie, że pracuję w zawodzie od 2003 roku, mam doświadczenie trzech redakcji, a nikt nigdy nie powiedział mi, jak empatycznie rozmawiać ze świadkami lub ofiarami przemocy. Nie wyjaśnił, że rozmowa ze mną jest ważna dla zdrowia psychicznego i bezpieczeństwa emocjonalnego bohaterek i bohaterów. Nie poinstruował, jak zacząć i właściwie zakończyć wywiad z osobą, która ma za sobą doświadczenie gwałtu. Wszystkiego musiałam nauczyć się sama. Gdybym chciała napisać relację z meczu koszykówki, nikt by mnie nie puścił, bo się na tym wystarczająco nie znam. Ale żeby pójść do osoby po latach bicia, zagrożenia życia, wystarczą dobre chęci.

degx9vg

Ale dałaś radę.

Sporo się naczytałam, odbyłam wiele rozmów z psychoterapeutkami i psychoterapeutami, dużo wyniosłam z warsztatów studentów psychologii poświęconych przemocy w rodzinie, w których mogłam wziąć udział dzięki uprzejmości Anny Hebenstreit-Maruszewskiej i Tomasza Maruszewskiego z sopockiego Uniwersytetu SWPS.

"Polski Fritzl" skazany na 25 lat wi?zienia21.06.2017 Gdansk. Sad Okregowy. Mariusz L. nazwany "Polskim Friztlem" uslyszal wyrok 25 lat wiezienia za kilkuletnie wiezienie zony oraz brutalne znecanie sie fizyczne i psychinczne  nad zona i dwoma maloletnimi corkami.  Fot. Karolina Misztal / REPORTERKarolina Misztal/REPORTER East News
21 czerwca 2017 r. Mariusz S., nazwany polskim Friztlem, usłyszał wyrok 25 lat więzieniaŹródło: East News, fot: Karolina Misztal/REPORTER

W książce nie podajesz prawdziwych imion ani Ewy, ani jej córek - starsza była molestowana, a młodszą wiązał i zaklejał jej usta taśmą. Dlaczego to takie ważne, żeby pozostały anonimowe?

Chodzi o to, by je chronić. W naszej branży mówi się: "mam temat". Ale to nie nasz "temat", lecz czyjeś życie.

degx9vg

Gdy w czerwcu 2017 opublikowałam w "Dużym Formacie" reportaż "Dom zły", to ten tekst dał początek mojej książce, całe dnie poświęcałam na monitorowanie mediów i uczulanie dziennikarzy, by nie podawali prawdziwych personaliów Ewy oraz jej córek, które poznali w sądzie. Większość ich wolę pozostania anonimowymi uszanowała, ale byli i tacy, którzy na moje prośby nie reagowali. Jeden dziennikarz ustalił nazwę szkoły, chciał pokazać nauczycielkę dziewczynek. Redaktor Piotr Stasiński z "Wyborczej" pół dnia walczył, by te szczegóły – jeszcze przed emisją – zniknęły z materiału. Udało się, ów dziennikarz zarzucił nam później cenzurę. Zastanawiam się, czy zareagowałby w ten sam sposób, gdyby chodziło o jego dzieci lub dzieci jego bliskich. Brakuje nam czasem empatii.

Wracając do mojego pierwszego pytania: dlaczego Ewa, która czasem była jednak wypuszczana z piwnicy przez męża-oprawcę, mimo wszystko nie uciekła?

Powodów, dla których osoby doświadczające przemocy, pozostają w związkach jest wiele. To zależność finansowa, nadzieja na zmianę, wstyd, strach o dzieci, lęk, że nikt nie uwierzy. Mariusz zresztą tak Ewie powtarzał: "I tak nikt ci nie uwierzy". Miał rację.

degx9vg

Po publikacji reportażu "Dom zły" spotkałam się z Wandą Paszkiewicz, psycholożką i wiceprezeską Stowarzyszenia Niebieska Linia. Wyjaśniła mi wtedy, że każdy kolejny akt przemocy osłabia. Nazywa się to wtórnym zranieniem, które utwierdza ofiarę w przekonaniu, że nic nie może. Bo skoro żadne podejmowane działania nie przyniosły efektu, a otoczenie nie reaguje na sygnały, taka osoba przestaje siebie szanować i dołącza do myślenia kata: "Na nic lepszego nie zasługuję".

To dlatego zwykle upływa kilka lat, zanim pokrzywdzone lub pokrzywdzeni wprost poproszą o pomoc. Ważna jest też nasza przeszłość. Jeśli ktoś w dzieciństwie naruszył nasze granice, akceptujemy przemoc jako zwykłą cenę związku. Eksperci wskazują także, że ofiary przemocy mają często osobowość zależną. Oznacza to wyuczoną bezradność, predyspozycje do podporządkowywania się w zamian za opiekę.

Tytuł twojej książki to "Na oczach wszystkich". Sąsiedzi nic nie widzieli, najbliższa rodzina też nie, zawiodła pomoc społeczna, otoczenie - Ewa przez pewien czas pracowała w sklepie spożywczym. Dla większości Mariusz był zwykłym mężczyzną, który czasem lubił wypić. A przecież był okrutnym seksualnym sadystą. Dlaczego nikt nic nie widział?

W oczach niektórych niczym się nie wyróżniał i jestem w stanie w to uwierzyć. Potrafi sprawiać wrażenie łagodnego. Sama się o tym przekonałam, gdy go na chwilę spotkałam. Ale najbliżsi dobrze wiedzieli, jaki ma charakter. Mieli świadomość problemów z alkoholem i agresywnej osobowości.

degx9vg

Pytasz, dlaczego nikt nie zareagował. W każdej firmie wystarczy wyjść kilka razy na papierosa, by się dowiedzieć, kto mobbinguje lub molestuje. Ale – z powodu naszej obojętności – tacy ludzie funkcjonują po 10 lat, albo i więcej. Bywa, że nigdy nie ponoszą odpowiedzialności, a ich działalność zatrzymuje się na poziomie korytarzowych plotek. Żadna z upoważnionych osób nie sprawdza, co za tymi plotkami stoi. Adekwatna reakcja pojawia się zwykle dopiero wtedy, gdy sprawa wyjdzie na zewnątrz.

Sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, kiedy dzieje się to w małej, zamkniętej społeczności. Gdzie wszyscy się znają, obecny jest konserwatyzm i tendencja do podporządkowywania interesów jednostki interesom grupy.

Kiedy już Ewa uciekła od męża, zawiódł ją także wymiar sprawiedliwości. Prokuratorzy trzy razy umarzali śledztwo, nie dając wiary jej słowom. Dopiero w 2016 roku sprawa została wznowiona. Co nie zadziałało?

W pierwszej fazie nie zadziałało nic, lista zaniedbań jest długa i – z dzisiejszej perspektywy – aż trudna do uwierzenia. Dość powiedzieć, że gdy Ewa po raz pierwszy przyszła na policję i wszczęto nadzorowane przez pucką prokuraturę dochodzenie, nikt jej nie przesłuchał. Stało się to dopiero po lutym 2016, kiedy na jaw wyszły pamiętniki jej córek. Wcześniej nie uwierzono także jednej z nich, bezpośredniemu świadkowi wielu sytuacji.

degx9vg

W książce analizuję wymiar sprawiedliwości. Nie jest do budujący obraz, polską prokuraturą rządzi statystyka, a nie dobro pokrzywdzonych. Pokazuję też, że do przesłuchania osoby po urazie psychicznym trzeba być przeszkolonym. I że nie jest najlepszym pomysłem, by pytania kobiecie, która boi się mężczyzn, zadawał właśnie mężczyzna, w dodatku nie za dobrze przygotowany.

Wyciągnęliśmy z dramatu Ewy wnioski? Następnym razem społeczność zareaguje?

Wiele osób z miejscowości Mariusza mówi, że nie wierzy, iż to wszystko miało miejsce. Jakbym obserwowała zbiorowe wyparcie. Ale są i tacy, którzy przyznają, że odtąd będą czujniejsi.

Zapytałam lokalną opiekę społeczną, czy przeanalizowali przypadek Ewy. Na ich miejscu chciałabym wiedzieć, czy ich procedury zawiodły, a jeśli tak, to w którym momencie. Przecież zeznania pracownicy tej placówki, nie do końca zgodne z prawdą, co ujawniłam już w marcu 2018 roku, w drugim reportażu prasowym dotyczącym tej sprawy, miały wpływ na los śledztw. Nic, zero analizy. Usłyszałam: "Przecież prokuratura niczego nam nie zarzuciła".

a Wielka Litera
"Na oczach wszystkich"Źródło: Wielka Litera

Bardzo przeżyłaś napisanie tej książki?

Były momenty, gdy wydawało mi się, że jej nie napiszę.

Opisujesz koszty tej pracy, w tym wtórne PTSD [syndrom stresu pourazowego] u dziennikarzy. Faktycznie – temat emocjonalnego obciążenia w naszej branży właściwie nie istnieje.

A niemal codziennie relacjonujemy tragedie ofiar przemocy, wypadki czy morderstwa. Przeglądamy akta sądowe, gdzie natykamy się na drastyczne zdjęcia, rozmawiamy ze świadkami tych zdarzeń. Od lat koncentruję się na różnych formach przemocy. Odsłaniam się odrobinę w książce, byśmy zaczęli się zastanawiać, jak to na nas wpływa, nauczyli dbać o siebie.

Co cię ciągnie do takich tematów?

Próbuję zrozumieć, co powoduje, że człowiek decyduje się na zło. Reporterka Hanna Krall powiedziała kiedyś: "Mówienie, że istnieje tylko dobro, jest szkodliwe, bo nie przygotowuje na spotkanie ze złem. A ludzie powinni być przygotowani".

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Książka Katarzyny Włodkowskiej "Na oczach wszystkich. Historia przypadku polskiego Fritzla" ukazała się 28 września w wydawnictwie Wielka Litera.

a Materiały prasowe
Autorka książki "Na oczach wszystkich. Historia przypadku polskiego Fritzla" Katarzyna Włodkowska (Fot. Rave Caven - Adrian Kulesza)Źródło: Materiały prasowe

Katarzyna Włodkowska (ur. 1979) – reporterka "Dużego Formatu", była wieloletnia dziennikarka trójmiejskiej "Gazety Wyborczej". Za reportaż "Dom zły", opowiadający o polskim Fritzlu, została nominowana do najważniejszych nagród dziennikarskich i zdobyła Grand Press 2017 w kategorii "Reportaż prasowy". W kwietniu 2018, podczas Festiwalu Wrażliwego, nagrodzono ją za cykl tekstów o przemocy wobec kobiet. W tym samym czasie zdobyła nominację do Nagrody "Newsweeka" im. Teresy Torańskiej w kategorii "Najlepszy materiał dziennikarski" za reportaż o nieprawidłowościach w szkołach baletowych. Była też współautorką materiału, ujawniającego, że Marek Lisiński, założyciel Fundacji "Nie Lękajcie Się", walczącej z kościelną pedofilią, wyłudził od jednej z ofiar pieniądze i sam nigdy nie był molestowany. Tekst ten został wytypowany do Nagrody im. Dariusza Fikusa w kategorii "Dziennikarstwo najwyższej próby". W 2020 roku ponownie znalazła się w finale konkursu Grand Press. Nominowany reportaż opowiada o zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.

Bestialstwo Rosjan wobec cywilów. Szokujące nagranie z pierwszych dni wojny

degx9vg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
degx9vg