Trwa ładowanie...

Opisała życie "papieża". Daleko mu do świętości

Papież Ron jest po rozwodzie, ma ślicznego synka i nową partnerkę, którą nazywa Aniołem. Pod szatą nosi T-shirt z napisem "Nieomylny, lecz elastyczny", lubi rzeźbić w drewnie i remonty pałaców. Oto papież, którego opisuje Fran Lebowitz w "Nie w humorze".

Fran Lebowitz pokazuje, jak mógłby zachowywać się papieżFran Lebowitz pokazuje, jak mógłby zachowywać się papieżŹródło: Getty Images, fot: Walter McBride
d1477z6
d1477z6

Fran Lebowitz to jedna z najbardziej popularnych amerykańskich pisarek i felietonistek. Ostatnio można było ją oglądać w siedmioodcinkowym serialu dokumentalnym - "Pretend It's a City" ("Udawaj, że to miasto", który poświęcił jej Martin Scorsese). Lebowitz słynie z ciętych ripost i sarkastycznych tekstów. W 1981 r. opisała swoje fikcyjne spotkanie z papieżem o imieniu Ron.

Data nie jest przypadkowa, bo właśnie w tym roku papież Jan Paweł II udał się z pielgrzymką m.in. po USA. Fran skomentowała to wydarzenie na swój sposób, pokazując alternatywną postać postępowego papieża.

ZOBACZ TEŻ: Jak papież powinien zareagować na to, co się dzieje w Kanadzie?

Poniżej prezentujemy felieton ze zbioru "Nie w humorze", który właśnie ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Znak Literanova.

d1477z6

"Szczerze z papieżem"

Jest pogodny, rześki dzień, wieżyce bazyliki św. Piotra błyszczą olśniewająco w promieniach słońca, lecz dzisiaj nie mam czasu napawać się ich widokiem – mknę co tchu przez plac, by zdążyć na wywiad. Papieże nie lubią czekać – to dziennikarski elementarz. Zdyszana wbiegam na Wzgórze Watykańskie, obrzucam szybkim spojrzeniem wyjątkowo atrakcyjnego członka Gwardii Szwajcarskiej, po czym kieruję swoje kroki do apartamentów papieskich na spotkanie z człowiekiem, który pośredniczył w umawianiu wywiadu – kardynałem i najbliższym współpracownikiem biskupa Rzymu.

– Witaj – zwraca się do mnie wysoki, szczupły mężczyzna, na oko tuż po trzydziestce. – Jestem kardynał Jeff Lucas, ale mów mi Jeff. – To rzekłszy, wyciąga przed siebie przyjazną dłoń.

Nie będąc katoliczką, nie bardzo wiem, jak się zachować. Z opresji ratuje mnie męski, lekko zachrypnięty głos.

d1477z6

– Jeff, Jeff, jeśli to ta dziewczyna z gazety, powiedz jej, że zaraz ją przyjmę. Właśnie kończę encyklikę. I faktycznie, sześćdziesiąt sekund później staje przede mną wysoki, nieco kudłaty mężczyzna o zdumiewająco długich rzęsach i żywym, wręcz psotnym uśmiechu.

– Cześć – odzywa się tym samym zniewalająco głębokim głosem, który usłyszałam przed minutą. – Jestem papieżem, ale mów mi Ron. Wszyscy do mnie tak mówią.

Sama jestem zdziwiona, jak łatwo mi to przychodzi. To zasługa wdzięku Rona, jego zaraźliwej serdeczności. Parę chwil później siedzimy już wygodnie na dużej, wiekowej, skórzanej kanapie i rozmawiamy jak starzy znajomi. Wkrótce dołącza do nas Sue, żona papieża, drobna blondynka w aureoli prerafaelickich loków, o długich i smukłych palcach, a także Dylan, cherubinkowy synek Rona z pierwszego małżeństwa.

d1477z6

Sprawdzam, czy dyktafon nagrywa i pytam Rona, czy zechciałby na początek opowiedzieć mi trochę o swoim życiu osobistym, jakie ma sposoby na relaks, gdy musi odpocząć od stresów świątobliwości i nieomylności.

– Wiesz – odpowiada – przede wszystkim chciałbym podkreślić, że to już nie jest ten sam Kościół co kiedyś, mamy tutaj o wiele luźniejszą atmosferę. Staram się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom. Rozumieć i szanować cudze punkty widzenia. Rozwijać się i otwierać na różne sposoby myślenia. Mam takie swoje motto, które bardzo mi się przydaje w tej pracy. Uważam, że dzięki niemu Kościół bardzo zbliżył się do ludzi. Sue tak się ono spodobało, że nawet zrobiła mi koszulkę.

Ron zdejmuje szatę i moim oczom ukazuje się biały bawełniany T-shirt z czerwonym napisem "NIEOMYLNY, LECZ ELASTYCZNY".

d1477z6

– Oczywiście to dopiero prototyp – wyjaśnia. – Jak tylko Sue skończy urnę, nad którą teraz pracuje (na pewno słyszałaś, że robi cuda z gliny), zamówi takie koszulki dla całego Kolegium Kardynałów. A jeśli chodzi o relaks, to cóż, bardzo lubię na przykład prace manualne. Wiesz, fizyczny kontakt z naturalnym surowcem naprawdę uczy człowieka pokory, nawet gdy jest się papieżem. Widzisz to tam berło? Pół roku rzeźbiłem je w palisandrze, ale było warto. Ponieważ zrobiłem je własnoręcznie, czuję, że ono jest naprawdę moje, że jest częścią mnie.

Na te słowa Sue uśmiecha się z dumą i składa krótki pocałunek na pierścieniu Rona. Widać po nich, że tworzą bardzo szczęśliwy związek.

– Robię też inne rzeczy, trochę majsterkuję w pałacu. Razem z Sue, czasem Dylan pomaga, prawda, Dyl? – Ron z ojcowską czułością targa chłopcu włosy. – Nie uwierzyłabyś, jak wyglądało to miejsce, kiedy się wprowadziliśmy. Pompa, patos i przepych. Pałac jest ogromny, więc przed nami jeszcze mnóstwo pracy. Ale jedno udało nam się już osiągnąć, skończyliśmy dosłownie kilka dni temu, to znaczy Sue i ja, ma się rozumieć. Obdarliśmy ściany w kaplicy Sykstyńskiej do gołej cegły. Ta prostota w połączeniu z ciepłymi kolorami wygląda znakomicie.

d1477z6

Pijemy miętę i patrzymy z rozbawieniem, jak mały Dylan przymierza mitrę taty. Gdy wielka czapka opada mu na oczy, śmiejemy się wszyscy cichutko.

– Dobrze, Ron, przechodzę do kolejnego pytania. Wiem, że mogę liczyć na szczerą odpowiedź. Czy papież jest katolikiem?

– Wiesz, jeżeli pytasz konkretnie o mnie, o moją osobę, to tak, jestem katolikiem. Ale umówmy się, że takie sztuczne podziały są już przeżytkiem. Na pewno nie uważam, żeby mój katolicyzm zaważył na decyzji konklawe. Kolegium Kardynałów szuka osoby otwartej na Boga, będącej w zgodzie ze sobą, takiej, która umie się, że tak powiem, komunikować, a nie tylko ekskomunikować, bo to przecież strasznie negatywne i sprzeczne z duchem postępu, który Kościół, chcę w to wierzyć, teraz reprezentuje. Tak, Kościół otwiera się na różne scenariusze i nie widzę powodu, dlaczego w niedalekiej przyszłości nie mielibyśmy się spodziewać papieża o imieniu Rochester, Ellen czy nawet Ira…

d1477z6

– Ira? – pytam. – Czy to jednak nie byłoby spore zaskoczenie? Po tym, jak Kościół przez stulecia powtarzał, że to Żydzi zabili Chrystusa?

– Było, minęło – kwituje Ron. – Dziś już nie obwiniamy Żydów o śmierć Chrystusa. To znaczy, wiadomo, że mieli w tym swój udział, ale trzeba spojrzeć na sprawę z perspektywy historycznej. Dziś Kościół zajmuje stanowisko, które wyraziłem w ubiegłorocznej bulli, że prawdopodobnie Żydzi tylko mu dokuczali. Właśnie takie przesłanie płynęło z mojej bulli: Żydzi dokuczali Chrystusowi, ale go nie zabili.

Uspokojona tymi słowami zapytałam Rona o jego wczesne lata, czas prób i zmagań, z jakimi mierzy się każdy młody człowiek, który celuje w tron Piotrowy.

– No tak – odpowiada Ron – to był trudny czas, bardzo trudny, choć mam też wiele miłych wspomnień. Przeszedłem całą drogę, że tak powiem, po bożemu, od ministranta do głowy Kościoła. Słuchałem w konfesjonale, jak mali chłopcy spowiadają się z nieczystych myśli. Nachrzciłem się dzieci do diabła i trochę. – Śmieje się cicho z własnego żartu.

– Organizowałem turnieje bingo, udzielałem ślubów, doglądałem swoich owieczek. Byłem najmłodszym kardynałem z Five Towns. Nie zawsze wszystko szło jak z płatka, ale bywało też wesoło, a zresztą wybór na papieża wynagrodził mi cały mój trud. Pamiętam tamten wieczór jak dziś. Było ciepło, wietrznie. Razem z Pam, moją pierwszą żoną, staliśmy wpatrzeni w komin i czekaliśmy, i czekaliśmy. Dziewięć razy unosił się czarny dym, chociaż dla nas to było jak milion razy, aż wreszcie buchnął biały i przekazano mi nowinę. Boże, to było coś pięknego, naprawdę coś pięknego.

Ron ociera łzę wzruszenia, lecz widać po nim, że nie wstydzi się uczuć, nie tłumi ich w sobie, jak to czynili mężczyźni przez całe wieki. Nie jest niewolnikiem skostniałych wartości, które odmawiają mężczyznom prawa do przeżywania własnych emocji. Gdy zwracam mu na to uwagę, wydaje się zadowolony, a nawet wdzięczny, że to dostrzegam.

– Powiem tak – zaczyna z nutą dogmatyzmu w głosie, a mnie przemyka przez myśl: oto właściwy człowiek na właściwym miejscu. – To jest nasz wspólny projekt, mój i Sue. Jesteśmy partnerami. Wszystko dyskutujemy, dosłownie wszystko. Nie przyszłoby mi do głowy wydać edykt bez narady z nią. Nie dlatego że jest moją żoną, tylko dlatego, że szanuję jej zdanie, jej ocena ma dla mnie duże znaczenie. Wiele inicjatyw przeprowadziła w pojedynkę, na przykład pełnoziarnista hostia to był od początku do końca jej pomysł. To ona zwróciła mi uwagę, że przez lata wierni zatruwali sobie organizm opłatkami z nadmiernie oczyszczonej mąki. A to tylko pierwszy z brzegu przykład. Wszystkich nie zliczę, można by wymieniać bez końca. Tak, Sue jest niesamowita. Naprawdę troszczy się o członków Kościoła. Stale myśli o innych. To anioł nie człowiek, jak Boga kocham. Mówię to z ręką na sercu, bez owijania w sutannę.

Felietony "Nie w humorze" ukazały się w Polsce nakładem wydawnictwa Znak Literanova 11 sierpnia 2021 r.

Fran Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe
d1477z6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1477z6