Kobieta nie istnieje jako człowiek sam w sobie. Kobiety to obiekty, które stanowią jakiś punkt odniesienia dla mężczyzny. Jeśli miałabym być skutecznym autorem, to lepiej byłoby urodzić się mężczyzną - mówi w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” Olga Tokarczuk , laureatka tegorocznej Nagrody NIKE.
* „Tygodnik Powszechny”: Czy szczęściem jest to, że się urodziłaś w Polsce w drugiej połowie XX wieku?*
* Olga Tokarczuk*: Na pewno, że: teraz, nie przedtem. Jako kobieta nie miałabym większych szans, zdaję sobie z tego sprawę. Jeszcze niecałe sto lat temu nie mogłabym głosować. Żeby studiować, musiałabym wyjechać do Francji albo Szwajcarii, bo polskie uniwersytety nie przyjmowały kobiet. A czy w Polsce? Chyba jednak wolałabym się urodzić w jakimś zachodnim kraju, w którym obywatele mają zdrowe poczucie własnej wartości, nie są neurotyczni ani zakompleksieni, samodzielnie myślą, mają otwarte głowy i gdzie panuje równość, nie ma dyskryminacji ze względu na płeć, wiek, orientację seksualną, kolor skóry czy religię. Nie wiem, czy kraj, który spełniałby te wszystkie warunki, istnieje, ale na pewno nie jest to Polska.
Polska jest boleśnie patriarchalna. I to zarówno w znaczeniu kraju, w którym władzę mają mężczyźni, jak i takiego, gdzie dominuje „ojcowski” system wartości. Ten patriarchat głęboko wniknął w rozmaite struktury. Przybiera trudne do zdefiniowania formy i niewidzialne kształty. To usypia, stwarza iluzję normalności, przyzwyczaja do obecnego stanu rzeczy. Może się wydawać, że tak właśnie ma być. Dlatego tak trudno z nim walczyć.
„Tygodnik Powszechny”: Jako autorka czujesz się dyskryminowana?
* Olga Tokarczuk*: W takim samym stopniu, jak przez to, że jestem kobietą. Antologie, w których jest 90 procent nazwisk męskich, festiwale, na których w większości dominują mężczyźni, składy jury, listy laureatów nagród. Patriarchat poklepuje kobietę protekcjonalnie po plecach, często ośmiesza, podważa autorytet i w końcu z pogardą nazywa feministką. Jeśli miałabym być skutecznym autorem, poważanym, bezpiecznie czującym się w tym, co robi, to lepiej byłoby urodzić się mężczyzną.
„Tygodnik Powszechny”: Jest aż tak źle?
* Olga Tokarczuk*: Są i plusy: kobieta ogląda świat z perspektywy żaby, stąd dużo więcej można zobaczyć, A koło pięćdziesiątki staje się przeźroczysta jako matka, kochanka, żona... a więc jakby trochę znika ze sceny. Kobieta wciąż jest postrzegana w nierozerwalnym związku z przypisaną jej rolą społeczną; nie istnieje jako człowiek sam w sobie. W potocznej świadomości kobiety nie miewają dylematów moralnych, przemyśleń filozoficznych, są relacyjne. To obiekty, które stanowią jakiś punkt odniesienia dla mężczyzny - wszystko jedno, czy będzie to syn, mąż albo kochanek; fascynują, przyciągają, odpychają, ale nie mają własnego bytu.