W sierpniu 1974 roku, gdy zbliżają się moje czternaste urodziny, znów pojawia się rodzinny kurier. Nie przyjeżdża specjalnie po to, żeby mówić o ślubie czy małżeństwie, ale by przekazać różne nowinki. Ten jest z kasty szewców i kiedy przyjeżdża, żeby powiadomić rodzinę na przykład o pogrzebie, zwraca się zawsze do patriarchy rodu, nigdy do kobiet czy młodych wujków. Tego dnia pożartowaliśmy sobie z nim trochę, bo jest bardzo sympatyczny i lubi się powygłupiać.
- Hej, ty, kurier, co nam przywiozłeś? Mamy nadzieję, że dzisiaj są to same dobre wiadomości. Nie ma zwłaszcza mowy o żadnym pogrzebie!
Poszedł prosto do mojego ojca. Kiedy ojciec ma gościa, domownicy się oddalają, nikt nie zostaje, żeby posłuchać. Wróciłam więc do swoich zajęć. Pół godziny później ojciec każe zawołać babcię, mamę i ciotkę - wszystkie kobiety w domu. Wychodzą od niego mniej więcej po trzydziestu minutach. Widzę, że są zaaferowane, o czymś żywo dyskutują. Jak zwykle nikt mi nic nie mówi; o złej wiadomości dowiaduję się później.
„Mąż" wczoraj wieczorem przyjechał z Francji, teraz jest w Dakarze, ślub i skonsumowanie małżeństwa muszą się odbyć jak najszybciej, bo on nie ma za wiele czasu. Przyjechał na miesięczne wakacje i podczas tego miesiąca musi się ożenić i odwiedzić swoją rodzinę w odległym miasteczku; sama podróż zajmie mu co najmniej dwa dni... Ustalono zatem, że ślub odbędzie się w przyszły czwartek, a dziś jest poniedziałek. To pilna sprawa. Kobiety są niezadowolone.
- To za szybko! Za szybko!
Uważają, że należało je uprzedzić co najmniej dwa, trzy miesiące wcześniej. Ten chaotyczny pośpiech jest brakiem szacunku dla nich i dla pracy, jaką muszą wykonać. Przygotowanie ceremonii zaślubin naprawdę wymaga wysiłku. Trzeba zawiadomić resztę licznej rodziny, przygotować wyprawę. Na szczęście z wyprawą można trochę poczekać, bo to mężczyzna, który przyjechał z Francji i wkrótce do niej powróci; wyprawę pokaże się później rodzinie, taki jest zwyczaj. Wyprawa składa się z masy przyborów kuchennych, ubrań, materiałów, przepasek do utkania i uszycia w ręku, co jest niezwykle czasochłonne. Na zakończenie wszystkich ceremonii należy pokazać posag rodzinie męża. Takie „normalne" wiano kosztowało pewnie w tamtych czasach około siedmiuset euro. Dla rodziny to prawdziwa fortuna. I wiele dziewcząt pracuje na to całymi latami. Pieniądze, które przekazuje przyszły mąż, niewiele poprawiają sytuację; zostają rozdane rodzinie - każdy dostaje swoją część.
W moim przypadku te pieniądze są naprawdę symboliczne. Mój ojciec powtarzał: „Nie sprzedaję moich córek". Dziadek pod tym względem miał jeszcze sztywniejsze poglądy. „Nie wydaje się pieniędzy na głupoty, zbyt ciężko jest je zarobić".
Babcia surowym tonem ogłasza kolejne zakazy:
- Od tej chwili nie wolno ci ani na chwilę opuścić domu. Będziesz robić to, co masz do zrobienia, ale tu, w domu, nie wychodząc na zewnątrz!
Koleżanki jeszcze mnie odwiedzają, ale nasza radość gdzieś się ulotniła. Jestem zamknięta, zakleszczona i coraz bardziej nerwowa. Pozostają mi tylko cztery dni...
W tym czasie codziennie wieczorem przychodzą do mnie koleżanki: tańczymy, śpiewamy, wygłupiamy się, gadamy głupstwa; one w ten sposób dają mi do zrozumienia, że już nie należę do ich klanu: jestem teraz w gronie kobiet zamężnych.
Trzeciego dnia przychodzi ciotka; ma zadanie symbolicznie sprawdzić „stan mojej cnoty".
- Jesteś siebie pewna? Jeśli nie jesteś pewna, masz mi to natychmiast powiedzieć!
- Jestem siebie pewna.
U nas słowo się liczy. Nie przeprowadza się brutalnego, ohydnego sprawdzania, czego doświadczają jeszcze kobiety w innych krajach. Żadnego badania, żadnego zakrwawionego prześcieradła, wywieszanego po nocy poślubnej niczym trofeum na środku miasteczka. Jednak dziewictwo pozostaje bardzo ważne, a pilnowanie dziewczyny przynosi efekty. Trzeba być dziewicą. Koniec. Kropka. Uważałam czasem, że moja matka była zbyt surowa podczas okresu zaręczyn.
- Widzisz tę linię? Jeśli ją przekroczysz, utnę ci nogę.
A przecież, od kiedy zaczęłam miesiączkować, moja wolność została ograniczona. Właśnie wtedy zaczęłam być strzeżona znacznie pilniej niż przedtem.
- Za dużo chodzisz! Dlaczego tyle chodzisz? Młoda dziewczyna powinna siedzieć w domu. A ty cały czas gdzieś latasz, to do jednej, to do drugiej koleżanki.
- Ale przecież spotykam się tylko z koleżankami i kolegami, których znam od zawsze!
- Nadchodzi taki czas, kiedy dziewczyna powinna pozostać w domu.
Rzeczywiście, według tradycji młoda dziewczyna nie może wychodzić. Ale w tej dzielnicy wystarczyło tylko przejść przez ulicę, by znaleźć się w domu którejś z koleżanek, więc nie widziałam w tym nic złego czy godnego potępienia. Moja matka w zasadzie też nie, ale dla niej była to podstawowa zasada, norma, której musiałam się poddać. A kiedy nie znała jakiejś koleżanki, denerwowała się:
- Kto to jest? Znasz wszystkich w mieście, a ja tu się wychowałam, w tym mieście wyszłam za mąż i nikt mnie nie zna. A ciebie wszyscy znają! Ciągle gdzieś latasz!
Wszystkich znałam, bo wszędzie chodziłam i wsadzałam swój ciekawski nos. A to było źle widziane.
Kobiety rozpoczęły przygotowania. Trzeba znaleźć wielkie garnki, kupić ryż, proso i barany. Bliżsi i dalsi krewni powoli zaczynali się zjeżdżać z Dakaru i innych części kraju. Lokowali się w domu i brali się do pracy. Niektórzy mieszkali w wielkim domu dziadka, kiedy u nas brakło miejsca. Sąsiedzi z przeciwka też przyjęli kilka osób. Zjechało się istne morze ludzi! Krewni z tej samej kasty co my przebywają u nas cały dzień, wstają o świcie i przygotowują jedzenie dla tej ciżby.
W czwartek jest wielkie święto. Po raz pierwszy zdaję sobie sprawę, co mnie czeka, i w gronie koleżanek zalewam się łzami. Płaczę z wielu powodów, pomieszanych, poplątanych; nie dlatego, że mam opuścić rodzinę, to nie wchodzi w rachubę. Mąż wróci do Francji i nie boję się rozstania, przynajmniej na razie...
Płaczę przede wszystkim dlatego, że nie ma tu babci Fouley, która mnie wychowała. A tak bym chciała, żeby teraz była blisko mnie, radosna w dniu mojego ślubu. Odeszła siedem lat temu, ale zamieszkała w moim sercu i wciąż tam jest. Zawdzięczam jej szczęśliwe dzieciństwo i wychowanie. Otrzymałam od niej wiele miłości, nauczyła mnie szacunku, godności i prawości. Tak bardzo mi jej brakuje. Boję się.
Nigdy nie widziałam tego mężczyzny, nie mam pojęcia ani jak wygląda, ani ile ma lat. Powiedziano mi jedynie, że miał już żonę i rozwiódł się kilka dni temu. Zdaje się, że jego żona zaszła w ciążę „bez jego udziału"; przebywała w innym mieście, a on nie odwiedzał jej od kilku lat. To był powód rozwodu. Ale ta wiedza wcale mnie nie pociesza. Kiedy pojawia się ciotka, ja nadal płaczę. Nadszedł czas depilacji. Żyletką, taką samą straszliwą żyletką, z którą zetknęłam się w wieku siedmiu lat. Nie ma jeszcze odpowiednich produktów, żadnych wosków, muszę sobie z tym jakoś poradzić. Mężczyźnie należy dać kobietę dziewiczą pod każdym względem, oczyszczoną ze wszystkiego. Czystą na duszy i ciele, to znaczy pozbawioną wszelkiego owłosienia, które rośni niepożądanie pod pachami i w dole brzucha. Są ze mną koleżanki, we wszystkich garnkach coś się gotuje, baran jest już zarżnięty. Dom wypełniają trzaski i inne odgłosy. Nie mam nic innego do roboty, muszę się tylko ogolić.