Ojciec umiera, a syn przeklina papieża. Pakuła rozprawia się z tematem eutanazji
Ojciec umiera w męczarniach, wyjąc z bólu, a jego syn przeklina papieża i kościelnych hierarchów i jest bliski uduszenia konającego rodzica poduszką. Nowy spektakl dramatopisarza i reżysera Mateusza Pakuły to mocny głos w sprawie legalizacji eutanazji.
Pod koniec stycznia odbyła się podwójna premiera nowego spektaklu Mateusza Pakuły, cenionego dramatopisarza i reżysera. To przygotowane w koprodukcji między krakowskim teatrem Łaźnia Nowa i Teatrem im. Stefana Żeromskiego w Kielcach przedstawienie "Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" na podstawie tekstu Pakuły i w jego reżyserii.
Uścisk ubrudzonej dłoni
To autobiograficzna opowieść o trudnym momencie w życiu artysty: czasie choroby i śmierci jego ojca. To mężczyzna w sile wieku, który dowiaduje się o tym, że jest chory na bardzo trudną w leczeniu odmianę nowotworu. Schorzenie rozwija się błyskawicznie i po kilku tygodniach chory jest już strzępem człowieka. Umiera w męczarniach, przerzucany między kolejnymi szpitalami i rodzinnym domem.
Pakuła opisuje ten proces bardzo drobiazgowo w formie pamiętnika - notuje daty, czasem nawet porę dnia, kolejnych wydarzeń, notuje co się działo i jak na to reagował. To nie są łatwe i przyjemne opowieści. Autor nie waha się bardzo naturalistycznie i obrazowo mówić o całym przebiegu choroby, a potem - procesie umierania własnego ojca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pokazali śmierć papieża. Reżyser o kontrowersyjnym przedstawieniu
Wspomina o fizycznym i psychicznym zapadaniu się cierpiącego mężczyzny w sobie, drobiazgowo opisuje proces leczenia: przyjmowanie coraz większej ilości nie przechodzących przez gardło tabletek czy wbijanie igieł w coraz bardziej poranione żyły. Opowiada o fizjologicznych następstwach choroby: wypadaniu włosów, wymiotach. Opowiada o kale, który wydobywa się z organizmu chorego ojca w niekontrolowany sposób. To jeden z najbardziej drastycznych, ale zarazem przejmujących momentów przedstawienia: ubrudzeni wydzielinami ojciec i syn przytulają się tak czule, jak czule nie przytulali się nigdy wcześniej.
"Nikt nie zauważy"
Towarzysząc umierającemu ojcu, słuchając jego przeraźliwych okrzyków bólu i rozpaczliwych próśb o to, "żeby to się już wreszcie skończyło", bohater spektaklu Pakuły dochodzi wreszcie do momentu, kiedy gotowy jest - tak jak w tytule - zabić swego ojca. Z litości i z miłości. Żeby skrócić jego cierpienia.
Szuka legalnego sposobu, przeszukuje internet, żeby dowiedzieć się, jaka dawka morfiny będzie śmiertelna, zastanawia się nad wyjazdem z ojcem do innego kraju, tam gdzie eutanazja jest dopuszczona prawem. Wreszcie rozważa najprostszy, można powiedzieć: domowy, sposób - uduszenie ojca poduszką. "Chyba nikt nie zauważy, że to zrobiłem" - zastanawia się. Ale jednocześnie nie ma pewności, czy będzie w stanie to zrobić, czy jest na tyle silny, fizycznie i psychicznie.
Bohater jest coraz bardziej wściekły. Na wszystko. Na chorobę ojca, na służbę zdrowia, która nie potrafi pomóc w leczeniu choroby, ale też nie bardzo umie złagodzić trud umierania, na samego siebie, bo nie wie, jak skutecznie zakończyć tę sytuację, na społeczeństwo, które żyje w głębokiej katolickiej hipokryzji, nie pozwalającej na podjęcie tematu eutanazji.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Niech umierają w cierpieniu
I to jest właśnie powód, dla którego Pakuła zdecydował się umieścić w swoim tekście i spektaklu taki ostry opis choroby i umierania, taki osobisty zapis swoich przeżyć. Mówi o tym sam w kilku miejscach przedstawienia: to ma być mocnym głos w obronie eutanazji, apel o to, żeby zmieniło się podejście do niej i została legalnie dopuszczona w Polsce.
Dlaczego? Bo, jak mówi bohater w jednym z monologów, z których składa się przedstawienie: w Polsce zwierzęta mają prawo do godnej śmierci. Kiedy są nieuleczalnie chore, weterynarz usypia je zastrzykiem, często bardzo godny sposób, w spokoju, w otoczeniu bliskich im ludzi. Czemu więc, pyta mocno prowokacyjnie Pakuła, ludzie nie mogą umierać jak zwierzęta? Zasnąć spokojnie po zastrzyku. Muszą się męczyć do ostatniej chwili, choćby była ona zagłuszona krzykiem i ubrudzona kałem.
Protest Pakuły ma bardzo wyraźnego adresata - to zbiorowo traktowany katolicyzm, religia, która nie pozwala na eutanazję w imię swoich arbitralnie przyjętych wartości i buduje paranoiczną narrację, według której eutanazja ma być sposobem masowego uśmiercania starszego pokolenia, żeby zająć jego miejsce.
Ale apel Pakuły ma także adresatów osobowych, bardzo konkretnych na dodatek - to kościelni hierarchowie i papież Jan Paweł II. To oni od zawsze bronią życia "do naturalnej śmierci". Nawet jeśli umierający ludzie krzyczą z bólu w najbardziej nienaturalny sposób. To oni zabraniają prowadzenia rozmowy na temat sensu eutanazji, apriorycznie go przekreślając. To oni, twierdzi niemal wprost Pakuła, przyczyniają się do tego, że wiele osób bezsensownie i bezlitośnie cierpi.
Pakuła powołuje się nawet w spektaklu zupełnie wprost na encyklikę Jana Pawła II, w której jest o tym mowa, przypomina wypowiedzi innych ważnych duchownych. W jednej z najmocniejszych scen przedstawienia bohater posuwa się nawet do tego, że życzy tym, którzy idą tą drogą, bolesnej śmierci - momentów, w których sami będą w bólu i cierpieniu błagać o to, żeby ktoś ich wreszcie dobił, będą żałować tego, że na to nie pozwalali w stosunku do innych cierpiących.
Aktorzy i brat
Pakuła jako reżyser wymyślił bardzo ciekawy sposób inscenizacji swojego tekstu. Na scenie, z tyłu której stoi fragment znanych z basenów rur do zjeżdżania - to czytelna aluzja do wnętrzności człowieka, ale też do życiorysu ojca Pakuły, który jako architekt projektował kielecki aquapark - przez cały czas trwania spektaklu jest pięciu ubranych jak na pogrzeb mężczyzn.
Czterech z nich to aktorzy - dwóch, Andrzej Plata i Jan Jurkowski, kreuje samego Pakułę i jego matkę, trzeci, Wojciech Niemczyk - chorego ojca. Grają w sposób bardzo statyczny, przez większość spektaklu siedzą na krzesłach, jakby byli na stypie i w ponury sposób relacjonują kolejne stadia choroby. I tylko Plata od czasu do czasu daje upust wściekłości bohatera, staje, tupie, kopie, macha rękami, rzucając dookoła wulgarne uwagi. Niemczyk natomiast w bardzo przejmujący sposób oddaje cierpienie ojca - jego jęki, krzyki, wrzaski w niektórych momentach, im bliżej końca - życia jego postaci i przedstawienia - stają się niemal nie do zniesienia.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Jedynym kontrapunktem spektaklu jest postać, a właściwie kilka postaci, które gra Szymon Mysłakowski. W kontraście do reszty obsady ma zadania aktorskie niemal z dziedziny kabaretu albo stand-upu. Przebija kolejne sceny na wskroś pastiszowymi gestami, parodiami różnych postaci: niemiłego lekarza czy recepcjonistki w ośrodku paliatywnym. Jest świadomie przerysowany w niemal cyrkowy sposób. Każde z jego wejść rozbija rosnący ładunek emocjonalny, a czasami - umiejętnie dozowany patos tego przedstawienia.
Jeszcze inny wymiar ma sceniczna obecność Marcina Pakuły. To muzyk, który na żywo tworzy dźwiękową otoczkę przedstawienia. Ale w prawdziwym, pozascenicznym, życiu to jednocześnie rodzony brat Pakuły, uczestnik opisywanych w jego dramacie wydarzeń. Jego bycie na scenie nie jest byciem aktorskim, ale nie jest też do końca byciem nim samym - bo to przecież nie jest spektakl dokumentalny, a jedynie udający dokument. Pakuła-reżyser znakomicie gra za pomocą tego środka z przesuwaniem w świecie swego spektaklu granicy między faktem i fikcją.
"Komu to potrzebne?"
Krakowsko-kielecki spektakl "Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" wywołuje u publiczności prawdziwe łzy w oczach. Ma momenty, wyciszone i pełne powagi i takie, które są zagłuszone krzykami umierania, a na widowni niemal słychać, że wszyscy mocno wstrzymali oddech. Ale stawia też widzki i widzów w obliczu pytań trudnych i ostatecznych: a czy ty byłbyś, byłabyś w stanie udusić poduszką swojego ojca albo matkę w agonii, żeby już dłużej nie cierpieli? Czy byłbyś, byłabyś w stanie za ich zgodą poprosić lekarza o śmiertelny zastrzyk, gdyby to było legalne?
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Ten spektakl powstał też po to, żeby zmienić społeczne nastawienie do eutanazji, żeby zacząć rozmowę o jej dopuszczalności i legalności. I żeby nie było tak jak w jednej scenie z przedstawienia, będącej cytatem z popularnego internetowego filmu, fragmentu ulicznej sondy telewizyjnej, w której dwie starsze panie zastanawiają się: "zalegalizować eutanazję (w oryginale chodziło o marihuanę)? W żadnym wypadku. Komu to potrzebne?". Bo, twierdzi Pakuła, to bardzo potrzebne. Niezbędne.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o prawdopodobnie najlepszym serialu 2023 roku (sic!), załamujemy ręce nad Złotymi Malinami i nominacjami do Oscarów, a także przeżywamy rozstanie Shakiry i Gerarda Pique. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.