Triest Claudia Magrisa to Europa Środkowa w pigułce: Słowianie, Niemcy, Żydzi... Tyle że zdaniem pisarza Mitteleuropa należy już do przeszłości. * *Dlaczego określa pan siebie jako „pisarza pogranicza”?
Claudio Magris : Stałem się pisarzem pogranicza, ponieważ urodziłem się w 1939 roku w Trieście – mieście na styku granic, oficjalnie włoskim, ale również słoweńskim, chorwackim, austriackim, ormiańskim, greckim i żydowskim. Nieprzypadkowo najwięksi triesteńscy patrioci nosili greckie, niemieckie czy chorwackie nazwiska. Po wyzwoleniu w 1945 roku, gdy moje miasto było administrowane przez Amerykanów i Brytyjczyków, jego dalsze losy były jeszcze niepewne. Czy Triest pozostanie włoski, czy też stanie się częścią Jugosławii? Z mojego mieszkania do granicy z titowską Jugosławią było wówczas bliżej niż z jednej dzielnicy Paryża do drugiej. Przy czym ta granica nie była wcale taka niewinna, gdyż była to stalinowska żelazna kurtyna. Była to granica, która przecinała świat, dzieląc go na dwa bloki. Amputowano mi zatem część mnie samego.
Najdziwniejsze jest to, że – jak dla mnie – za tą granicą znajdował się zarazem mroczny i groźny świat, zdominowany od 1948 roku przez Stalina, a przy tym świat dobrze znany, dokąd jako dziecko odbywałem sąsiedzkie podróże. Miałem dziwne poczucie, że aby duchowo dorosnąć, będę potrzebować nie tylko paszportu, ale także będę musiał przyswoić sobie ten świat z przeciwka. Dziś mogę bez problemu spotykać się z moimi austriackimi, słoweńskimi czy chorwackimi sąsiadami. Ale nawet w samym Trieście wytworzyły się niewidzialne granice. Co mi obecnie wiadomo o Afrykanach, Turkach albo Chińczykach, którzy tam żyją?
Rozm. Gilles Anquetil, François Armanet
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.