Objawienia: dzwonek alarmowy dla ludzkości
Wszystkie uznane dotąd objawienia maryjne miały miejsce w trudnym dla ludzkości czasie. Były jak dzwonek alarmowy, by ludzie się obudzili. Ale jak Kościół bada, czy "widzącym" rzeczywiście ukazuje się Matka Boża? - pyta Tomasz Krzyżak, dziennikarz, publicysta, autor książek biograficznych „Kolbe – Historia życia św. Maksymiliana” i „Nie mam nic do stracenia. Abp Józef Michalik”.
Wszystkie uznane dotąd objawienia maryjne miały miejsce w trudnym dla ludzkości czasie. Były jak dzwonek alarmowy, by ludzie się obudzili. Ale jak Kościół bada, czy "widzącym" rzeczywiście ukazuje się Matka Boża? - pyta Tomasz Krzyżak , dziennikarz, publicysta, autor książek biograficznych „Kolbe – Historia życia św. Maksymiliana” i „Nie mam nic do stracenia. Abp Józef Michalik” .
Portugalska Fatima, francuskie Lourdes, La Salette, Laus i Paryż, w Meksyku Guadalupe, w Polsce Gietrzwałd, Banneux i Beauraing w Belgii, Knock w Irlandii, Kibeho w Rwandzie, wenezuelska Betania-Cua... Lista objawień maryjnych na świecie, które prócz zatwierdzenia przez biskupa diecezji otrzymały akceptację Stolicy Apostolskiej, jest krótka. I choć w samym tylko XX wieku odnotowano ponad 400 objawień, to za wiarygodne uznano jedynie cztery.
Znacznie dłuższa jest lista tych, które zatwierdzono pośrednio, np. ustanawiając w miejscu, w którym do nich doszło, sanktuarium i zgadzając się na publiczny kult lub beatyfikując bądź kanonizując osoby, które miały widzenia. Objawień, co do których Kościół wciąż ma wątpliwości i bada ich autentyczność, są setki. Tysiące, a może nawet dziesiątki lub setki tysięcy objawień uznano po prostu za oszustwo.
Słońce, które wiruje
Tradycja podaje, że pierwsze objawienie miał około roku 271 (lub nieco wcześniej) jeden z ojców Kościoła św. Grzegorz Cudotwórca. Według św. Grzegorza z Nyssy, który w IV w. napisał mowę pochwalną ku jego czci, Cudotwórcy objawiła się Matka Boża wraz ze św. Janem Ewangelistą w czasie, gdy przygotowywał się do święceń biskupich. Maryja za pośrednictwem apostoła podyktowała mu credo (wyznanie wiary) oraz wyjaśniła naukę o Trójcy Świętej. Jeszcze wcześniejsze opisy cudownych objawień pojawiają się w księgach apokryficznych. Apostołom rozsianym po całym świecie Matka Boża miała się objawić, by poinformować o swojej śmierci, i dzięki temu mogli się zjawić na jej pogrzebie. W kolejnych wiekach liczba objawień rośnie. Literatura przedmiotu podaje, że w XII wieku odnotowano 275 przypadków, w kolejnym było ich już 772, a wieku XIV ponad 6 tys. Jako pierwsze Kościół uznał oficjalnie objawienia w Guadalupe z XVI wieku, gdzie Maryja ukazała się Indianinowi św. Juanowi Diego.
(video|http://wp.tv/i,uchwala-o-objawieniach-fatimskich-juz-w-sejmie,mid,1999505,cid,4051,klip.html|620|400)
Ostatnie – jak dotąd – uznano w maju 2008 r., a chodziło o objawienia z 1664 r. z Laus we Francji. Jednak chyba najbardziej znanymi – bodaj ze względu na związane z nimi i długo ukrywane tajemnice – są objawienia z Fatimy. Co wydarzyło się w okolicach tego małego portugalskiego miasteczka, które dziś jest jednym z najliczniej odwiedzanych sanktuariów na świecie i któremu szczególną uwagę poświęcało ośmiu papieży (łącznie z obecnym), a czterech: Paweł VI, Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek (właśnie w tych dniach, 12 i 13 maja), odwiedziło to miejsce?
13 maja 1917 r. trójka dzieci – Łucja dos Santos, Franciszek Marto oraz Hiacynta Marto – dwa kilometry od Fatimy pilnowała pasących się owiec. W samo południe dzieci odmawiały pod dębem różaniec. Nagle nad drzewem ukazała im się postać Matki Bożej. Maryja zaczęła z nimi rozmowę i poprosiła, by przez sześć miesięcy wracały w to miejsce każdego 13. dnia miesiąca o tej samej porze. Wieść o widzeniu dzieci błyskawicznie rozeszła się po okolicy i z miesiąca na miesiąc liczba towarzyszących im osób rosła. Wedle relacji naocznego świadka tych wydarzeń ks. Manuela Nunes Formigao, z czasem nazwanego "czwartym widzącym" (dziś w toku jest jego proces beatyfikacyjny), we wrześniu na łące było razem z dziećmi 30 tys. osób, a miesiąc później, w dniu ostatniego objawienia, ok. 70 tys. Podczas trwania objawień Piękna Pani – jak określały ją dzieci – rozmawiała głównie z Łucją i jej przekazywała swoje prośby i tajemnice. - Poleciła przede wszystkim, aby codziennie odmawiano część Różańca świętego i wyrażano żal za grzechy,
gdyż w ten właśnie sposób uniknąć można nadciągających niebezpieczeństw, złagodzić Boży gniew i Bożą sprawiedliwość. Przekazała także Łucji tajemnicę i poprosiła, aby w miejscu objawień zbudowano kapliczkę – relacjonował w książce wydanej 11 lat po zakończeniu objawień ks. Formigao.
– Pośród licznych obietnic i proroctw istnieje jedno szczególne, poprzez które Fatimska Pani pragnęła potwierdzić nadprzyrodzony charakter objawień, mianowicie to, że 13 października dokona Ona wielkiego cudu, aby wszyscy uwierzyli, iż rzeczywiście jest Królową Różańca Świętego, przynoszącą łaskę i błogosławieństwo wszystkim tym, którzy się do Niej zwrócą – dodawał. Wedle licznych świadków owego cudu tego dnia od samego rana lało jak z cebra. Tłum na łące stał pod parasolkami. W pewnym momencie Łucja poleciła jednak, by je złożyć. Na niebie pojawiło się słońce i jak relacjonował jeden z dzienników, "zadrżało i zaczęło gwałtownie obracać się w sposób nigdy dotąd niewidziany, ignorując wszelkie prawa kosmiczne". Ks. Formigao zapisał, że słońce "obróciło się z zawrotną prędkością wokół własnej osi, wydając się tworzyć niezwykłą kulę sztucznego ognia".
– Zalśniło kolejno wszystkimi kolorami tęczy, wysyłając na zgromadzonych promienie niezwykłego światła. Ten meteorologiczny i astronomiczny fenomen, którego nie zarejestrowały żadne aparaty pomiarowe, powtórzył się trzy razy z rzędu w czasie dziesięciu minut – relacjonował kapłan. Nasączona wodą ziemia błyskawicznie wyschła. Wyschły także ubrania obserwujących to wydarzenie ludzi. Będący wśród nich włoski naukowiec Pio Sciatizzi stwierdził potem: "Nie może być jakiejkolwiek wątpliwości co do historyczności tego wydarzenia... Tylko Bogu musimy przypisać najbardziej oczywisty i największy cud w historii...".
Na zdjęciu: Łucja, Hiacynta i Franciszek, mali wizjonerzy z Fatimy
(img|733682|center)
Pomimo licznych prób wyjaśnienia tego zjawiska, nazywanego "cudem słońca", nikomu do dziś się to nie udało. Choć wieści o objawieniach i pokojowym orędziu przekazanym światu przez Maryję dotarły do papieża Benedykta XV, Kościół oficjalnie milczał w tej sprawie przez cztery lata. Wprawdzie papież w styczniu 1918 r. ustanowił w Fatimie diecezję i napisał list do portugalskich biskupów, w którym wspomniał o „nadzwyczajnej pomocy Matki Bożej", jednak publicznie nie wypowiadał się na ten temat. Ks. Formigao żalił się, że "władze kościelne pozostawały nieugięte, opierając się wszystkim naglącym, lecz wysuwanym w jak najlepszej wierze prośbom".
W roku 1922 Kościół zezwolił na kult publiczny w miejscu objawień, jednak wstrzymał się z ostatecznym osądem co do natury objawień. Powołał też specjalną komisję, która miała przeprowadzić postępowanie w sprawie. 13 października 1930 r. miejscowy biskup José Alves Correia da Silva uznał objawienia fatimskie za "godne wiary" i oficjalnie zezwolił na kult Najświętszej Maryi Panny z Fatimy. Minęło zaledwie 13 lat od ostatniego objawienia.
Nie ma wody, tylko fantazje
W tym przypadku decydujące znaczenie dla uznania prawdziwości objawień miał "cud słońca", którego świadkami było wiele osób, a którego nikt w sposób racjonalny nie potrafił wyjaśnić – tłumaczy mariolog, o. prof. Grzegorz Bartosik z UKSW, konsultor Komisji Maryjnej przy polskim Episkopacie. – Nie bez znaczenia były też relacje "widzących" oraz świadectwa osób, które zostały wówczas uzdrowione – dodaje. Duchowny podkreśla, że Fatima to wyjątkowy przypadek, bo w innych sprawach weryfikacja trwa latami, a niekiedy kilka wieków, i nie zawsze kończy się zajęciem przez Kościół stanowiska. – Bada się przede wszystkim treść objawień, czy nie jest ona sprzeczna z nauką Kościoła, z Ewangelią. Sprawdza się wiarygodność świadków, czy są oni poczytalni, czy przypadkiem nie mają jakichś urojeń psychicznych. Ważne jest także to, czy są posłuszni Kościołowi – wyjaśnia o. Bartosik. – Ponadto aby objawienia zostały uznane za wiarygodne, muszą być definitywnie zakończone.
Tłumaczy to rezerwę Kościoła w stosunku do Medjugorje w Bośni i Hercegowinie, gdzie w czerwcu 1981 r. Matka Boża (Gospa) miała objawić się sześciorgu dzieciom. Mimo że od pierwszego objawienia minęło już prawie 36 lat, część z "widzących" wciąż twierdzi, że ukazuje im się Gospa i przekazuje kolejne orędzia. Ich wiarygodność podważa fakt, że do objawień ma dochodzić nie tylko w Medjugorie, ale także w innych miejscach, w których przebywają "widzący".
– Istotą każdego objawienia jest przesłanie, a to z Medjugorie rozmija się z Objawieniem Chrystusa – stwierdza twardo ks. prof. Wojciech Życiński, kierownik Katedry Mariologii z Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie. Taką opinię już dawno wydała specjalna komisja powołana przez biskupa Mostaru. Po trzech latach badań – w roku 1984 – uznała ona, że nie jest w stanie stwierdzić, że w Medjugorie mają miejsce wydarzenia nadprzyrodzone (non constat de supernaturalitate). Oznacza to, że tematowi trzeba się przyglądać, bo na obecnym etapie jest za wcześnie na wydanie ostatecznej decyzji.
Przez cztery lata – od 1987 do 1991 r. – objawienia badała komisja powołana przez Episkopat Jugosławii, też bez ostatecznej konkluzji. Kilka razy w sprawie wypowiadała się Kongregacja Nauki Wiary, która opierając się na ustaleniach miejscowych biskupów, stwierdzała, że nie można mówić o wydarzeniach nadprzyrodzonych. A dodatkowo wskazywała, że należy powstrzymywać się z organizacją do tego miejsca oficjalnych pielgrzymek kościelnych.
W 1997 r. biskup Mostaru-Duvna Ratko Peric napisał: "Na podstawie poważnych studiów, dotyczących tej sprawy, prowadzonych przez 30 naszych uczonych (trzy komisje), w oparciu o moje pięcioletnie doświadczenie biskupie w Diecezji, biorąc pod uwagę gorszące nieposłuszeństwo związane z tą sprawą, kłamstwa pojawiające się od czasu do czasu w ustach 'Madonny', niezwykłe powtórzenia 'orędzi' od ponad 16 lat, dziwny sposób, w jaki 'kierownicy duchowi' tak zwanych 'widzących' prowadzą ich przez świat, czyniąc im propagandę, oraz praktykę, że 'Madonna' zjawia się na fiat (niech przybędzie!) 'widzących' – moje przekonanie i stanowisko nie jest tylko: non constat de supernaturalitate, lecz: constat de non supernaturalitate zjawień i objawień w Medjugorie". To ostatnie łacińskie sformułowanie oznacza, że jest pewne, że wydarzenie nie ma charakteru nadprzyrodzonego.
Na zdjęciu: figura Matki Boskiej, tzw. Gospa
(img|733683|center)
W październiku 2013 r. Stolica Apostolska wydała oficjalny zakaz uczestniczenia wiernym i kapłanom w celebracjach w Medjugorie. Do kongregacji w 2014 r. trafił też kolejny raport w sprawie rzekomych objawień, ale do dziś pozostaje on tajny.
– To nie są prawdziwe objawienia Błogosławionej Dziewicy Maryi – takie stanowisko w sprawie objawień w Medjugorie przedstawił po raz kolejny w marcu tego roku biskup Peric. "Kobieca postać, która rzekomo pojawia się w Medjugorje, zachowuje się w sposób całkowicie odmienny od zachowania Matki Bożej w objawieniach uznanych dotąd przez Kościół; zazwyczaj nie wypowiada się jako pierwsza, śmieje się w dziwnym sposób, po pewnych pytaniach znika i pojawia się ponownie" – pisze hierarcha w specjalnym raporcie. Biskup zwraca uwagę, że istota pojawiająca się w Medjugorie na początku objawień stwierdziła, że będzie ukazywała się przez trzy dni, a teraz nie jest w stanie powiedzieć, ile razy będzie się jeszcze objawiać, a także pozwala na deptanie jej welonu, dotykanie sukni i ciała. Podkreśla również, że w miejscu objawień – na znak ich prawdziwości – miała pojawić się woda, a tymczasem minęło już prawie 40 lat i nic się nie stało. – Nie ma wody, są tylko fantazje – podkreśla biskup Peric. – To nie jest Dziewica
Ewangelii – dodaje.
Mimo to do bośniackiej wioski wciąż ciągną tłumy pielgrzymów, a papież Franciszek wysłał tam nawet w tym roku polskiego arcybiskupa Henryka Hosera z prośbą o rozeznanie ich potrzeb duszpasterskich. – W sprawie Medjugorje sytuacja jest skomplikowana. Z jednej strony jest twarde stanowisko biskupa miejsca, który twierdzi, że z całą pewnością objawienia nie są autentyczne. Z drugiej mamy ostrożne stanowisko Watykanu, który nie wyklucza ich nadprzyrodzoności – mówi ks. prof. Życiński. – Być może nigdy nie doczekają się one ostatecznej oceny.
Orędzie do kupienia
Jeśli jednak Watykan zakazuje oficjalnych pielgrzymek, to po co usiłuje rozeznać potrzeby pielgrzymów? Zdaniem ks. Życińskiego do stanowiska Kościoła należy podchodzić tak: można modlić się w Medjugorie prywatnie, tak jak w innych miejscach, które zostały odkryte przez wierzących jako dobre do modlitwy i ewentualnego nawrócenia – stąd konieczność zapewniania przybywającym odpowiednich warunków. Ale jednocześnie należy ich przestrzegać i informować, że na razie nie zostały uznane za autentyczne. – Trzeba też zauważyć, że w wielu sprawach Kościół w ogóle nie podejmuje się badania sprawy, bo wszystkie okoliczności wstępne wykluczają pozytywną ocenę – dodaje ks. prof. Życiński. Takie postępowanie przyjęto m.in. w sprawie Stanisława Kaczmara z Chotyńca, niewielkiej wsi na Podkarpaciu.
(img|733667|center)
Kaczmar, były traktorzysta w miejscowym PGR, w październiku 1989 r. stwierdził, że objawia mu się Matka Boża. Mówił, że z gipsowej figury, którą miał w domu, wychodziły niebieskie i złote promienie, a z prawego oka, jedna po drugiej, spływały krople krwi. Potem ze starej lipy rosnącej w centrum wsi trysnęło źródło. Gospodarz popędził do proboszcza i opowiedział, co się stało, a ten kazał czekać i obserwować. Z czasem Kaczmar, jak twierdził, zaczął od objawiającej się mu postaci otrzymywać orędzia. Jedno skierowane do duchownych: "Wielu z was pobłądziło, gdyż zapominacie, że wszyscy jesteście wybrani przez Mojego Syna i Mnie, by Nam służyć i prowadzić swoje stada do Nieba". Z przemyskiej kurii przysłano komisję. Duchowni wysłuchali wizjonera, obejrzeli źródełko i płaczącą figurę. Zdecydowali, że trzeba czekać. To było jeszcze za czasów rządów w Przemyślu abp. Ignacego Tokarczuka. – Jak przyszedłem w 1993 r. do Przemyśla, rzekome objawienia już trwały. Początkowo chciałem się temu przyjrzeć bliżej, bo z wielu
stron Polski ciągnęły tu pielgrzymki, ale nie zostaliśmy do "wizjonera" dopuszczeni – opowiada abp Michalik. – Zdecydowałem, że nie ma co tematu drążyć. Trzeba poczekać na rozwój wypadków. A ten był zaskakujący.
Kaczmar zaczął sprzedawać ludziom przybywającym do Chotyńca zapisy swoich objawień. Na początku na kartkach wyrwanych z zeszytu, potem wydane w Kanadzie w formie książki (wyszły dwa tomy). Na sprzedaż poszła też cudowna woda. Można ją było kupić na rynku w Jarosławiu, Przemyślu czy Rzeszowie. W 82. z kolei orędziu Karczmar miał otrzymać polecenie od Matki Bożej, by postawić w Chotyńcu kościół. Trzeci, bo wioska ma już świątynię rzymskokatolicką i greckokatolicką cerkiew. Pieniądze na jej budowę szły z ofiar, które dostawał wizjoner, i ze sprzedaży ziół, bo po drodze Matka Boża przekazała mu ponoć informację, że może uzdrawiać ludzi. "Skład mieszanek dla chorych otrzymuję od Matki Bożej. Jak ją uproszę, dyktuje mi nazwy takich roślin, o jakich nigdy w życiu nie słyszałem. Podaje też proporcje, w jakich należy zioła zmieszać, jak przyrządzać napary i sposób ich użycia. Wszystko to dokładnie spisuję na kartkach, które dostaję od ludzi wierzących, że za moim pośrednictwem Matka Boska im pomoże. Aby było
szybciej, chorzy piszą jej na podpisanych przez siebie karteczkach schorzenia, na jakie cierpią. Karteczki podpisują po to, bym nie pomylił dyktowanych mi receptur. Zdarza się od czasu do czasu, że Matka Boska nie chce komuś pomóc. Wtedy mówię, jaka jest prawda, i na to już nic nie mogę poradzić" – wyjaśniał dziennikarzom wizjoner.
Ludzie ciągnęli z całej Polski. W specjalnych zeszytach wpisywali podziękowania "za wielkie łaski i cudowne uzdrowienia". Zostawiali laski, kule. Świątynia rosła w błyskawicznym tempie. Część środków na jej budowę i luksusowej plebanii obok miała pochodzić ze sprzedaży pieniążka ofiarowanego Kaczmarowi osobiście przez Matkę Bożą. Ponoć pieniędzy starczyło też na samochody dla wizjonera i jego rodziny. Biskup był cierpliwy. Wprawdzie wydał księżom zakaz organizacji pielgrzymek do Chotyńca, ale na samego wizjonera nie nakładał żadnych kar kościelnych. – Parę lat temu ten pan przyjechał do kurii. Oświadczył, że odwołuje swoje wizje i chce bezpłatnie przekazać nam swoją świątynię – opowiada abp Michalik. – Początkowo odrzucaliśmy tę propozycję, bo parafia jest za biedna, by utrzymywać dwa kościoły. Ostatecznie na przyjęcie darowizny zgodził się Caritas. Ja zaś dopuściłem obiekt do kultu i poleciłem miejscowemu proboszczowi, by odprawiał tam msze. Dziś, choć do Chotyńca czasem zaglądają jeszcze pielgrzymki, kult
właściwie wygasł. Proboszcz msze w kościele Kaczmara odprawia jedynie okazjonalnie.
(img|733685|center)
W trudnym czasie
Fatima, Lourdes, La Salette, Laus, Guadalupe, Gietrzwałd... W każdym z tych miejsc Matka Boża zostawiła jakieś przesłanie. Czy katolicy są zobowiązani do tego, by w nie wierzyć? – Nie. Nikt nie ma obowiązku w nie wierzyć, nawet gdy zostały uznane za autentyczne – wyjaśnia ks. prof. Życiński. – Nikt nie ma obowiązku ich stosowania, choć jest jeden wyjątek: osoby, które doznały tych objawień. Wszyscy wierzący mają zaś obowiązek wiary tylko w objawienie Chrystusa. Z innych objawień, które określamy mianem prywatnych, możemy oczywiście korzystać, jeśli służą one naszemu rozwojowi duchowemu – dodaje. Duchowny zwraca też uwagę, że cechą charakterystyczną dla wszystkich uznanych dotąd objawień jest fakt, że miały one miejsce w trudnym dla ludzkości czasie.
– Proszę zobaczyć: Fatima to I wojna światowa i rewolucja w Rosji, Beauraing oraz Banneux w Belgii to czas dojścia Hitlera do władzy, Kibeho w Rwandzie – rzezie plemienne, nasz Gietrzwałd – to niewola Polaków – opowiada. – A kiedy spojrzymy jeszcze na treść tych objawień, na prośby Maryi o modlitwę, pokutę, post, pokój, to można je traktować, jak mawiał ks. prof. Celestyn Napiórkowski, jako swego rodzaju dzwonek alarmowy, byśmy się obudzili. Choć podkreślam raz jeszcze: nie musimy w nie wierzyć, bo istotowo nie wnoszą one nic nowego do depozytu wiary – mówi. Skąd zatem w ludziach tęsknota za cudem, za nadprzyrodzonym wydarzeniem? – Z natury ludzkiej, z chęci poznania i dowiedzenia się o wszystkim natychmiast – mówi z uśmiechem o. Bartosik. – Przecież ciągle szukamy jakiegoś namacalnego potwierdzenia i umocnienia dla swojej wiary i czasem w cudownych uzdrowieniach czy objawieniach takie znaki dostajemy. Choć czasem są one inne niż te, na które czekaliśmy. Trudno nam to pojąć, bo logika Boga jest inna niż
nasza – konkluduje.
Korzystałem z książki ks. Manuela Nunes Formigao "Fatima w relacjach naocznego świadka" wydanej w 2017 r. w Krakowie przez Wydawnictwo AA.