30 zamiast 300 złotych może kosztować komplet książek dla jednego ucznia, jeśli jednemu z posłów PO uda się przekonać resort edukacji do idei wolnych podręczników.
Chodzi dokładnie o książki do nauki które będą opracowywane nieodpłatnie przez rzesze nauczycieli-wolontariuszy, którzy zrzekną się praw autorskich do tych opracowań.
Taki system mógłby nawet 10-krotnie obniżyć koszt zakupu podręczników. Niewątpliwie ułatwiłoby to dostęp do wiedzy, szczególnie dzieciom pochodzącym z najuboższych rodzin. Dzięki wolnym podręcznikom, które mogłyby być umieszczane np. na stronach internetowych ministerstwa, ich koszt ograniczony zostałby do zakupu papieru oraz tuszu do drukarki. Można to zorganizować jeszcze taniej, wystarczy przecież, że jedna osoba w klasie (np. nauczyciel) przygotowałaby wydruk, a uczniowie powieliliby materiały na ksero.
Taki system dałby nauczycielom możliwość wpływu na kształt materiałów, z których korzystają. Co więcej, jest bardziej prawdopodobne, że dzięki możliwości szybkiej edycji treści podręczników oraz wielu umysłom pracującym nad nimi na bieżąco, podręczniki te nie zawierałyby tak wielu błędów oraz nieaktualnych informacji, jak znajdujące się w użytku wydania.
Całkowicie przeciwni tej idei są oczywiście wydawcy, dla których każdy argument przeciwko jest istotny, jak np. ten, że dzieci będą wolały ładnie wydane, kolorowe książki, a nie wydruki.