Sławny autoportret Vincenta Van Gogha z 1889 r. przedstawia go z zabandażowanym uchem. Malarz utrzymywał, że w przypływie wzburzenia sam obciął sobie małżowinę. Jednak dwoje niemieckich historyków sztuki twierdzi, że w rzeczywistości okaleczył go podczas sprzeczki przyjaciel Paul Gauguin - poinformował brytyjski dziennik „Telegraph”.
W 1888 r. holenderski malarz przeniósł się z Paryża do Arles w Prowansji. Chcąc stworzyć tam wspólnotę artystów, wynajął „Żółty dom” i ściągnął do niego swego przyjaciela Paula Gauguina. Artyści nie mogli się jednak porozumieć. Po kolejnej sprzeczce, autor „Słoneczników” zagroził przyjacielowi brzytwą, po czym obciął sobie fragment małżowiny.
Taka wersja wydarzeń, rozpowszechniona w biografiach Van Gogha, została zmyślona przez samego malarza - twierdzą Hans Kaufmann i Rita Wildegans, autorzy książki Ucho Van Gogha: Paul Gauguin i pakt milczenia.
Według nich, to Gauguin - wyborny szermierz - obciął Van Goghowi ucho szpadą. Do incydentu doszło w toku kłótni, która wywiązała się po tym, gdy francuski malarz postanowił opuścić „Żółty dom”. Nie wiadomo jednak, czy zrobił to w samoobronie, czy w przypływie złości.
Dalsza część historii w obu wariantach jest taka sama. Van Gogh miał podobno owinąć odcięty fragment ucha w chusteczkę i oddać go prostytutce z pobliskiego burdelu. Wykrwawiającego się artystę następnego dnia odnalazła policja i przewiozła go do szpitala.
Zdaniem niemieckich historyków sztuki, malarze postanowili zachować faktyczny przebieg wydarzeń w tajemnicy, aby nie ściągać na Gauguina kłopotów.
Dowodząc swojej tezy, Kaufmann i Wildegans odwołują się przede wszystkim do korespondencji malarzy, gdzie czynią oni pewne aluzje do tamtych wydarzeń, choć nigdy nie mówią o nich wprost. Autorzy książki wskazują też, że choć Van Gogh miał problemy ze zdrowiem psychicznym, to w okresie, gdy doszło do tego incydentu, był jeszcze zdrowy.