Nikodem Pałasz: Lubię kryminały. Ale bardziej... oglądać niż czytać
Wywiad z autorem Brudnej gry.
Dlaczego napisał pan kryminał?
Nikodem Pałasz: Lubię kryminały. Ale bardziej... oglądać niż czytać. Spośród wielu książek które przeczytałem kryminały stanowią mniejszość. Choć ostatnio przeczytałem kilkanaście, żeby nadrobić zaległości.
Co to były za książki, te kilkanaście kryminałów, które pan przeczytał?
Dochodzenie Hewsona, czyli książkowa wersja serialu The Killing, kilka książek Cobena, Pattersona.
Dlaczego przeczytał pan akurat te?
Po napisaniu "Brudnej gry", przeczytałem po kilka książek Cobena i Pattersona, bo byłem ciekaw jak piszą ludzie, którzy sprzedali kilkadziesiąt milionów książek.
I jakie wrażenia?
No i nie wiem, dlaczego ich kryminały sprzedają się w takiej ilości. Ale może wybrałem nie te pozycje, co trzeba (śmiech).
A Dochodzenie?
Dobry kryminał. Nie widziałem serialu, ale książka podobała mi się. Zwięzły styl, dużo ślepych zaułków, napięcie tak rośnie, że nie można się oderwać. Dobra robota.
Czy wzorował się pan na kimś lub na czymś, pisząc "Brudną grę".
Nie, jeśli chodzi o literaturę kryminalną. Natomiast pisząc, miałem w głowie wiele filmowych obrazów, różnych bohaterów.
Więc na kim wzorował pan postać inspektora Wiktora Wolskiego?
To nie jest tak, że wzorowałem go na jakimś konkretnym bohaterze. Tworząc Wolskiego, chciałem mu stworzyć unikalne cechy. Ale wiadomo, że w literaturze wymyślono już chyba wszystko, każdy nowy bohater ma w sobie coś z wcześniejszych. Nawet jeśli autor tego nie chce, to zawsze jakaś postać zapada mniej lub bardziej w pamięć. I czasem wychodzi to w tworzonej postaci. Na przykład w serialu Mentalista stworzono bardzo ciekawą postać Patricka Jane'a, konsultanta policji San Francisco. To człowiek, który potrafi manipulować innymi, wykorzystując swoje specyficzne umiejętności. Jest niepokorny, ale zamyka sprawy i to zawsze w oryginalny sposób. Dlatego przełożeni nie lubią go ale chcą mieć u siebie. Dla mnie to nic innego jak współczesna wersja Columbo. Jane i Colubmo są do siebie bardzo podobni, choć postać Patricka została bardziej rozbudowana. Tworząc Wolskiego chciałem oczywiście, żeby był oryginalny. Ale też widziałem w nim cechy Columbo, trochę Jan'e i trochę do Brudnego Harrego. No i kapkę Johna Luthera z
serialu BBC. Czytelnik oceni, jak wyszło.
Opinie czytelników są ważne dla pana?
Jasne. Bardzo ważne. Z tym że bardziej niż ocena książki w kategoriach "dobra - zła", ciekawi mnie nas przykład jak czytelnicy odbierają moich bohaterów, czy domyślali się kto jest mordercą, czy sportowe tło ich zainteresowało. Czytam różne blogi na temat książek. Pojawiają się już recenzje "Brudnej gry". Autor jednej z nich napisał, że Wolski jest trochę jak Harry Calahan. Napisał, że to "bezkompromisowy, chadzający własnymi ścieżkami gliniarz." Czyli trafione. Jeżeli spośród stu czytelników, jeden odnalazł w moim bohaterze Brudnego Harrego to dla mnie ogromny sukces.
Sukces? Myślałem, że sukces, to wejście do, powiedzmy, pierwszej dziesiątki bestsellerów w Polsce.
Może przy każdej książce sukces oznacza co innego? Nie wiem. Na razie napisałem jedną, pracuję nad drugą. Wielu autorów obecnych bestsellerów nie od razu trafiło na górę listy rankingowej. Jo Nesbo zaczął wydawać na długo przed Millenium, i wkurzał się, że w pewnym momencie zaczęto nazywać go nowym Stiegiem Larssonem. Więc nie zajmuję się rankingami (śmiech). Dla mnie sukces, to fakt, że udało mi się przekazać to co chciałem. Nawet jeżeli odkryje to zaledwie kilka osób.
Ale czy nie jest trochę tak, że każdy czytelnik odbiera książkę na swój sposób?
Tak! Tak właśnie jest. To kolejne ciekawe doświadczenie. Każdy zwraca uwagę na inne rzeczy. Ktoś dostrzega detale, ktoś inny patrzy wyłącznie na złożone problemy, inny rozpoznaje w jakimś bohaterze znajomego.
Rozpoznanie rzeczywistych osób to kolejna, oprócz kryminalnej strona pana książki.
Właśnie nie. Opisuję środowisko sportowe, ale bohaterowie są fikcyjni. Każdy jest posklejany jak dzieło Frankensteina. Ręka, noga, szyja, płuca, serce - każda część od innego trupa. Tak jak u mnie. Podpatruję ludzkie cechy, zachowania, nawyki, słabości. A potem składam bohatera z kilku różnych osób. To znaczy z ich cech. Czasami jest to świadome, a czasami nie. W "Brudnej grze" nie ma nikogo, kto odpowiadałby istniejącej osobie. Ani w sporcie ani w policji. Zresztą co to za zabawa, opisać kogoś kto jest. Frajda przy pisaniu polega na tym, że jest się Franknsteinem.
Wspomniał pan o policji. Jak zdobywał pan wiedzę na jej temat.
To jest fikcja, więc wiele rzeczy wymyśliłem. Mam nadzieję, że czytelnik czuje, że puszczam do niego oko. Tak się raczej nie pracuje w policji. Wiktor Wolski działa trochę jak samotny łowca, niepokorny indywidualista, a zarazem kieruje grupą podwładnych. Czasem pojawia się w komendzie stołecznej, a czasem nie. Jest niezależny jak... bohater kryminału. Ale starałem się przygotować jak najlepiej do pisania. Zrobiłem co mogłem, aby zbliżyć się do pacy policji, odkryć rzeczy, które potem mogłem wykorzystać. Przeczytałem sporo ogólnodostępnych raportów, analiz. Byłem na Międzynarodowych Targach Techniki i Wyposażenia Służb Policyjnych oraz Formacji Bezpieczeństwa Państwa Europoltech 2013. Miałem tam okazję poznania różnych technik, między innymi programów do analizy maili i połączeń telefonicznych. Nie wszystko czego się dowidziałem wykorzystałem. Ale dało mi to ogólny obraz pracy policji oraz głębsze spojrzenie na problemy policjantów.
Jakie to problemy?
Odreagowywanie stresu w domu, korupcja, nadużycia, rozbite związki. To są bardzo złożone sprawy, nie można generalizować. Wykorzystałem kilka wątków w "Brudnej grze". Ale obraz policji nie jest w mojej książce negatywny. Wręcz przeciwnie, jest jedna czarna owca, a reszta to inteligentni i pracowici gliniarze.
To chyba nie jest obraz bliski prawdy?
A czy ja nie napisałem fikcji (śmiech)? Obraz policji na pewno nie jest przesłodzony. Ale jeżeli komuś nie pasuje i jest zbyt optymistycznie, to zapewniam, że w drugiej książce już tak nie będzie.
Czy przygotowywał się pan do opisania brudnej tenisowej rzeczywistości?
Lata pracy w środowisku sportowym dostarczyły mi wielu doświadczeń i obserwacji. Ponadto oglądałem filmy dokumentalne na temat hazardu, czytałem dostępne w internecie raporty z kontroli w polskich związkach sportowych. Jeśli chodzi o kwestie związane z dopingiem, to spotkałem się z pracownikiem polskiej komisji antydopingowej. Ciekawa rozmowa. Studiowałem publikację Amerykańskiej Agencji Antydopingowej na temat Armstronga. Czytałem rapty dotyczące pracy Europolu w sprawach związanych z ustawianiem meczów.
Czy sport jest ważny w "Brudnej grze"?
Ważny ale nie najważniejszy. Najważniejsi są bohaterowie. A wśród nich Inspektor Wolski i zamordowany Artur Malewicz. Mam nadzieję, że czytelnika zaintryguje postać Malewicza, którego życie odkrywamy wraz z prowadzącym śledztwo policjantem. Ciekawi mnie jak czytelnik odbierze tę postać. Czy Malewicz to owładnięty żądzą wygrywana socjopata, czy niedojrzały młodzian, który zarabia miliony dolarów i korzysta z życia? A może zagubiony celebryta, któremu życie wymknęło się spod kontroli?
Dziękuję za rozmowę i, mimo wszystko, życzę "Brudnej grze" wysokiego miejsca na liście bestsellerów.