Trwa ładowanie...

Nieznany dziennik z września 1939 r. "W Warszawie wszyscy kupowali maski przeciwgazowe"

"Widziałem oblężenie Warszawy" jest jak scenariusz dobrego, trzymającego w napięciu filmu – zwykły przyjazd na wakacje do Polski zamienia się nagle w ciąg dramatycznych przygód i walkę o życie we wrześniu 1939 roku.

Nieznany dziennik z września 1939 r. "W Warszawie wszyscy kupowali maski przeciwgazowe"Źródło: Domena publiczna
d1dqv7r
d1dqv7r

Książka Aleksandra Poloniusa wydana w Wielkiej Brytanii w 1941 roku, natychmiast zyskała rozgłos, a jej egzemplarze znajdują się w bibliotekach na całym świecie, w tym w bibliotece amerykańskiego Kongresu. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebis publikujemy fragment książki "Widziałem oblężenie Warszawy", która jest już dostępna w polskich księgarniach.

Środa, 30 sierpnia

Niemcy są dalecy od pokojowych nastrojów. W Gdańsku nieustannie wtrącają się w sprawy dworca kolejowego, dezorganizując celowo jego działania, za które odpowiada strona polska. Co więcej, przejęli budynek dworcowy, aresztując czterech polskich urzędników celnych. Wszyscy zastanawiają się, czy uda się uniknąć wojny, gdyż wisi ona na włosku.
Przed wyjściem do biura ojciec rzekł do mnie:
– Nie mogę doprawdy zrozumieć, na co my czekamy. Dlaczego nie ogłaszamy pełnej mobilizacji? Wszystko to wygląda tak dziwnie, a jestem pewien, że jeśli Hitler zdecyduje się rozpocząć wojnę, nie będzie zawracał sobie głowy żadnymi deklaracjami, tylko po prostu uderzy.
– Oczywiste jest – odparłem – że nie chcemy, aby uznano nas za agresywnych, a także to, że alianci wywierają na nas wielką presję, aby czekać na rozwój wypadków.
– Ale czy potem wezmą na siebie odpowiedzialność? Wydaje mi się, że oni nie znają Niemców. Brytyjczycy nigdy się niczego nie nauczą. Są zbyt łatwowierni i zbyt przyzwoici, żeby pojąć niemiecką mentalność.

Ojciec skomentował także odpowiedź, jaką prezydent Mościcki wysłał zaledwie kilka dni temu prezydentowi Rooseveltowi w sprawie propozycji arbitrażu. Była ona jak najbardziej pojednawcza, Niemcy natomiast nie uznali za stosowne wysłać jakiejkolwiek odpowiedzi poza zwykłym potwierdzeniem.
Tuż po południu Warszawa została zaskoczona ogłoszeniem mobilizacji dla wszystkich mężczyzn do czterdziestego roku życia. Nowinę tę przyniosła kucharka, która dowiedziała się od swojej przyjaciółki. Wkrótce gazety wydały dodatek specjalny z pełnym tekstem dekretu. Wyszedłem z domu, aby zobaczyć, jak na to wszystko reaguje ulica. Wielkie płachty papieru zostały już rozlepione na murach i informowały szczegółowo o poborze. Wprawdzie data na nich była dzisiejsza, lecz spod czarnego prostokąta farby przebijała wczorajsza. A więc prawdą było to, co usłyszeliśmy poprzedniego dnia w restauracji!

Co chwila przed plakatami zatrzymywały się gromadki mężczyzn i kobiet, aby sprawdzić, jakie grupy zostały już powołane.
– Nie mają prawa tyranizować trzydziestopięciomilionowego narodu – zauważył ktoś. – My także mamy prawo do życia.
Inni powtarzali słowa marszałka Śmigłego-Rydza:
– I niech nikt nie sądzi, że nasza miłość do ojczyzny ma mniejsze prawa lub mniejsze nakłada obowiązki aniżeli jego miłość do ojczyzny.
Ci mężczyźni, którzy zostali zmobilizowani, pospiesznie szli albo pożegnać najbliższych, albo złapać pociąg do swojej jednostki. Można sobie tylko wyobrazić te tłumy na dworcu kolejowym! Patrząc na to, doznałem po raz pierwszy szoku. To, że wszystko nie działało tak gładko, jak powinno, było oczywiste – w przeciwnym razie nie byłoby tak wielkiego zamieszania. Setki żołnierzy nie były w stanie znaleźć miejsca w pociągach i czekały, nie wiedząc, co ze sobą począć. Sam dworzec, mimo iż wybudowany niedawno, został absurdalnie zaprojektowany i nie mógł poradzić sobie w tych wyjątkowych okolicznościach.

Ulica Marszałkowska w Warszawie. Manifestacja po wypowiedzeniu wojny III Rzeszy przez Wielką Brytanię i Francję/domena publiczna
Źródło: Ulica Marszałkowska w Warszawie. Manifestacja po wypowiedzeniu wojny III Rzeszy przez Wielką Brytanię i Francję/domena publiczna

Wszyscy rzucili się na sklepy sprzedające maski przeciwgazowe. Jednakowoż ci klienci, którzy zamówili swoje trzy miesiące temu, zostali poinformowani, iż jeszcze ich nie dostarczono. Maski posiada zaledwie mały odsetek ludności. Niektóre sklepy sprzedają zastępcze maski przeciwgazowe – sproszkowany węgiel drzewny w płóciennych torebkach zakładanych na nos – wytwarzane przez jakiegoś pomysłowego producenta. W domu mamy jedną maskę z prawdziwego zdarzenia oraz trzy zastępcze – zbyt mało dla wszystkich domowników.
Wieczorem w kawiarni spotkałem mojego kolegę, majora Kaśniaka, i poprosiłem go o pomoc w znalezieniu jakiegoś zajęcia w wojsku. Niestety przebywał tam z żoną, więc nie chciał zawracać sobie głowy moją prośbą. Tak wielu chciało zrobić to samo co ja! Powiedział mi po prostu, żebym czekał.

d1dqv7r

W drodze powrotnej napotkałem grupę zachowujących się zbyt głośno chuliganów. Byli w awanturniczym nastroju i używali wulgarnego języka. Policjant kazał im się uspokoić, ale nic to nie dało, więc musiał zabrać dwóch z nich na posterunek.
Usłyszałem rozmowę kilku kobiet.
– Och, teraz, gdy wypuścili wszystkie te ptaszki na wolność, dopiero będą złodziejstwo i rabunki – powiedziała jedna z nich.
– Tak, moja droga, trzeba będzie uważać na mieszkanie.
– Nie widzę doprawdy żadnego sensu w ogłaszaniu amnestii w tym czasie. Przeciwnie, jeśli kiedykolwiek skazani mają siedzieć w więzieniu, to właśnie podczas mobilizacji – dodała jeszcze inna.
– Oczywiście, że nie ma w tym żadnego sensu. Zresztą już widać efekty: ledwie ich wypuścili, mogą ich znowu zamykać.
Istotnie, rząd zrobił wszystko co w jego mocy, aby ułatwić mobilizację i zmniejszyć ewentualne napięcia. W całym kraju ogłoszono ścisłą prohibicję i kupno wódki lub nawet butelki piwa było niemożliwe.
– Czy major Kaśniak zaoferował ci jakieś zajęcie, dzięki któremu byłbyś przydatny? – zapytał ojciec, gdy wróciłem do domu.
Dobrze wiedziałem, jak mu na tym zależy. Tym bardziej było mi przykro, że musiałem zaprzeczyć. Właśnie mówił, jak bardzo zdezorganizowana jest gospodarka w całym kraju i jak trudno wyegzekwować czynsz od najemców, kiedy weszła matka. Miała na sobie polowy mundur z opaską Obrony Przeciwlotniczej i była podekscytowana. Wracała z naszego lokalnego dowództwa.
– Dzisiejszej nocy będziemy mieli próbne zaciemnienie. To oczywiście tylko próba, ale wszyscy muszą potraktować ją naprawdę poważnie.

Czwartek, 31 sierpnia

Od czasu do czasu oddziały wojska maszerują głównymi ulicami na dworzec lub do punktów, skąd będą przewożone dalej ciężarówkami. Ich postawa jest doprawdy wspaniała, wyposażenie nie mogłoby być lepsze. Ale ulice są ciche i poważne. Nie ma kwiatów, śpiewów ani wiwatów, nic z patriotycznego ducha oprócz kilku plakatów zapewniających o ufności w armię. Twarze ludzi wyrażają wyczekiwanie, skupienie i troskę. Oblegane są sklepy z artykułami do zaciemnienia, ale także te z wszelkim innym dobrem. Odwlekane do niedawna zakupy artykułów spożywczych ruszyły pełną parą. To skutek zaniedbań rządu, który niezbyt stanowczo do tej pory podkreślał konieczność uzupełnienia zapasów w spiżarniach.

Anemiczny płomień pokoju wciąż płonie, a ludzie zadają sobie pytanie, czy Hitler naprawdę nas zaatakuje, czy ustąpi w ostatniej chwili. Ale nie mamy wielu pocieszających wieści. Nie nastąpiła tylko spodziewana aneksja Gdańska, dla nas sygnał do wojny, a Francja zdecydowała się przyznać nam łaskawie pożyczkę, choć raczej symboliczną i poniewczasie.

d1dqv7r

Cały ranek pracowaliśmy przy okopach, więc po południu wybraliśmy się z Zulą na przechadzkę. Na ulicach jest mnóstwo młodych mężczyzn, którzy jeszcze nie zostali zmobilizowani. Nikt z niebieskim zaświadczeniem mobilizacyjnym nie dostał dotąd powołania, nie mówiąc już o mnie. Zapewne muszą się najpierw uporać ze zmobilizowanymi, nim zaczną się martwić o ochotników.
Jestem wciąż przekonany, że zbierająca się burza przejdzie bokiem. Wieczorem dowiedzieliśmy się z oświadczenia Hitlera, że Polska odrzuciła jego ultimatum, ale ono jeszcze nie zdążyło opuścić Berlina, gdy to ogłosił. Wygląda na to, że Niemcy szukają pretekstu do natychmiastowego działania. Hitler jest jak gracz, który wykonuje posunięcia za przeciwnika. Nie czeka nawet na reakcję na swój ruch, zanim wykona następny. Oczywiście nasza odpowiedź nie interesuje go w najmniejszym stopniu.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Piątek, 1 września

d1dqv7r

– Wstawaj, wstawaj! Alarm przeciwlotniczy! – Szarpanie matki wyrwało mnie ze snu.
Radio bez końca nadawało pierwsze takty poloneza Chopina. Nagle usłyszeliśmy spikera powtarzającego słowa: „Uwaga, uwaga! Nadchodzi, nadchodzi... Przeszedł F.A. 36”. Minutę później głos oznajmił znowu: „Uwaga, uwaga! Przeszedł C.H. 54”.

Od mojego kuzyna Andrzeja Kotka wiedziałem, że te ogłoszenia są częścią systemu ostrzegania przeciwlotniczego i informują posterunki w kraju o sytuacji w powietrzu. A więc to nie był alarm dla Warszawy.
– Mamo, to nie jest alarm dla Warszawy. Oni podają w ten sposób pozycję nieprzyjacielskich samolotów. Jestem pewien, że to nie alarm. Może to jakieś ćwiczenia. Nie przejmuj się tym, proszę, i wracajmy do łóżek. Jest tak wcześnie.
Ledwie to powiedziałem, rozległ się alarm przeciwlotniczy. Rozbrzmiały wszelkie możliwe syreny, a w radiu spiker poważnym głosem ogłaszał alarm dla miasta Warszawy. Tym razem nie było mowy o pomyłce. Skoczyliśmy na równe nogi i ubierając się w pośpiechu, zbiegliśmy do kuchni. Chwilę później zameldował się tam Antek, maminy posłaniec z ramienia OPL. Wkrótce oboje wyszli sprawdzić, czy wszyscy strażnicy są na swoich posterunkach, oraz ostrzec ludzi, by pozostali w ukryciu. Antek był rozbawiony powagą sytuacji, uważając, że to kolejne ćwiczenia. Tak samo zresztą jak większość ludzi, którzy z ociąganiem udawali się do schronów. Aby ich tam zapędzić z ulicy, strażnikom musiała pomagać policja. Kilka minut później dało się słyszeć stłumione echo dział przeciwlotniczych.

– A więc TO się zaczęło.
W tym jednym słowie zawierało się wszystko, czego nienawidziliśmy, czego chcieliśmy uniknąć, ale niestety przebieg wydarzeń nie zależał od nas.
Kucharka była przerażona, ale Bronka, nasza pokojówka, powtarzała jej bez przerwy:
– Nie ma się czym przejmować, to są tylko ćwiczenia!
I jakby na potwierdzenie jej słów radio ogłosiło odwołanie alarmu, a na zewnątrz rozległ się dźwięk syren.
Czekając na wiadomości radiowe, powitaliśmy naszego fryzjera Aleksandra, który wbiegł z porannymi gazetami. Był wielce podekscytowany.
– Wojna już się zaczęła! Dzisiaj rano Niemcy przekroczyli granice!
– A więc zaatakowali – powiedział ojciec i dodał: – Zobaczmy, czy Anglia i Francja wypowiedziały już wojnę Niemcom.
Nie, jeszcze nie, jednakowoż było to poranne wydanie gazet, a więc zapewne później pojawią się następne komunikaty. Ogoliwszy się pośpiesznie, zebraliśmy się wszyscy przy radioodbiorniku.
Nie było wątpliwości – zostaliśmy zaatakowani tego ranka w wielu miejscach, wróg przekroczył granice. Marszałek Śmigły-Rydz wydał odezwę do żołnierzy i odczytywano ją teraz w radiu.
„Niemiec – odwieczny nasz wróg – napadł dnia 1 września 1939 roku na Rzeczpospolitą. Ostateczne zwycięstwo będzie należało do nas i do naszych sprzymierzeńców”.
Ale dlaczego nie było żadnych wieści o aliantach podejmujących działania militarne? Dlaczego nic nie mówiono o tym, że Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom? Wszyscy byli tym zdezorientowani. Było to strasznie zniechęcające. Na co oni czekali? Osobiście wciąż wierzyłem, że jeśli alianci podejmą natychmiast stanowcze kroki, Niemcy się zatrzymają. Ale powinni zrobić to doprawdy kategorycznie.

Ofiary nalotu na ulicy Ostroroga w Warszawie we wrześniu 1939/domena publiczna
Źródło: Ofiary nalotu na ulicy Ostroroga w Warszawie we wrześniu 1939/domena publiczna

Zula i kucharka były bardzo podekscytowane sytuacją. Patrząc na nie, można by pomyśleć, że nasz dom właśnie został zbombardowany. Jednak to one wyrządziły szkody. Kucharka zostawiła odkręcony kran w łazience, gdy zeszliśmy wszyscy na dół po ogłoszeniu alarmu. Zrobiła to – jak powiedziała – abyśmy mieli odpowiedni zapas wody, lecz po odwołaniu alarmu zapomniała zakręcić kran, w efekcie czego mieliśmy pierwszorzędną powódź na piętrze.

d1dqv7r

Po śniadaniu alarm był ogłaszany jeszcze dwa razy. Pomału zaczęliśmy się do tego przyzwyczajać. Po odwołaniu ostatniego natychmiast udałem się do lokalnej komendantury OPL, gdzie zostałem zastępcą matki. Otrzymałem żółto-zieloną opaskę na ramię upoważniającą do przebywania na ulicach podczas nalotów.

Kiedy szedłem ulicą, zauważyłem dużą liczbę wojskowych aut zmierzających w kierunku Hotelu Emigracyjnego. Wiozły one generałów i innych oficerów. Wyglądało na to, że założono tam jakąś ważną kwaterę główną. Oficerowie szybko wyskakiwali z samochodów i wbiegali do środka. Niektórzy pozostawali tam dosyć długo, inni wybiegali natychmiast z powrotem. W jednym z aut zauważyłem generała Berbeckiego, inspektora armii, odpowiedzialnego za naszą obronę przeciwlotniczą. To dzięki jego zabiegom oraz umiejętnościom innych generałów z Dowództwa Lotnictwa posiadamy obecnie ogromną flotę nowoczesnych samolotów, których liczbę niektórzy oceniają nawet na 1500. Jest to olbrzymia siła, z którą będą musieli się liczyć Niemcy, szczególnie że muszą pozostawić sobie rezerwę do walk z Francją i Wielką Brytanią.

Na ścianach domów zauważyłem rozlepione przez OZN plakaty, na których polski żołnierz uzbrojony w karabin z bagnetem nawoływał:
„Do broni. Zwarci i zjednoczeni zwyciężymy wroga!”.

d1dqv7r

Ale nie trzeba było nawoływać w ten sposób narodu do zjednoczenia. Przedstawiciele wszystkich partii politycznych wydali krótkie oświadczenia radiowe, w których energicznie, żarliwie i w patriotycznym duchu zapewniali o gotowości do zaniechania wszelkich waśni. To samo zadeklarowali liderzy mniejszości narodowych: Żydzi, Ukraińcy i inni, wyrażając gotowość obrony Polski. Później nadano także oświadczenia różnych ważnych osobistości z prezydentem na czele – wszystkie pełne entuzjazmu. Każdy czuł, że staliśmy się przedmurzem w walce o utrzymanie cywilizacji.
Zaledwie przemówienia się skończyły, ponownie ogłoszony został alarm, a tuż po nim rozległy się odgłosy dział i eksplozje od strony lotniska na Okęciu. Tym razem alarm trwał niemal godzinę, a nawałnica ogniowa była bardzo intensywna. Zapewne niemieckie bombowce próbowały zbombardować lotnisko i fabrykę samolotów.

Do tej pory nie widzieliśmy niemieckich maszyn, lecz bez przerwy musiałem napominać Zulę i Bronkę, aby nie stały w oknach. Popołudniowe wydania gazet po prostu wyrywano gazeciarzom z rąk. Dały nam one pewne pojęcie o nalotach na Warszawę, a na pierwszych stronach widniało zrobione w szpitalu zdjęcie rannego kapitana Palusińskiego, który po dzielnej walce zestrzelił pierwszy niemiecki samolot.

Nasz przyjaciel z Rembertowa, którego kiedyś zaprosiliśmy na noc, zadzwonił, aby powiadomić nas o intensywnym bombardowaniu miasta, w którym uszkodzona została kolejowa linia elektryczna. Niemieckie bombowce trafiły kilkakrotnie napowietrzną linię i stąd przepełnienie w pociągach obsługiwanych przez parowozy. Specjalne oddziały saperów zostały zatrudnione przy naprawie linii elektrycznej, ale nie były w stanie podołać temu w tak krótkim czasie.
Telefonowałem do przyjaciół, aby dowiedzieć się, czy udało im się dołączyć do obrońców, ale niezmiennie słyszałem, że ich propozycja została odrzucona. Mobilizacja przerosła władze i nie chciały one nowych chętnych. I nic dziwnego!

d1dqv7r

Kiedy ojciec wrócił z biura, opowiedział o tym, jak Niemcy zrzucili bomby na Otwock, powodując ofiary wśród ludności cywilnej. Jedna z bomb miała trafić w szpital dziecięcy. Jednak nie sądzę, aby to była prawda. Jakiż bowiem cel mieliby Niemcy w atakowaniu szpitala dziecięcego? Nie tylko byłoby to niehumanitarne, ale także zachęcało do odwetu. Nasze samoloty mogłyby zacząć bombardować Berlin. Co więcej, alianci mieliby znakomity pretekst do atakowania miast w zachodnich Niemczech.

Ale kiedy tylko pojawia się temat naszych sprzymierzeńców, z zaskoczeniem pytamy: „Dlaczego nic o nich nie słychać? Dlaczego jeszcze oficjalnie nie ogłoszono ich przystąpienia do wojny? O co chodzi z tą całą aktywnością dyplomatyczną? Przecież wszyscy ambasadorowie i neutralni obserwatorzy zdążyli już przekonać się o tym, że zostaliśmy zaatakowani. Polscy wysłannicy w Paryżu i Londynie powołali się na traktaty o wzajemnej pomocy, skąd więc ta tragiczna zwłoka?!”. Jestem pewien, że to wszystko musi wprawiać w konsternację zarówno nasz rząd, jak i naczelne dowództwo, czyniąc sprawy ekstremalnie trudnymi. To wiąże im ręce. Mogliby przecież nakazać bombardowanie niemieckich lotnisk, lecz wstrzymują się – prawdopodobnie, aby potem nie oskarżono nas o to, że zaatakowaliśmy pierwsi. Katastrofalny jest fakt, że świat wciąż wymaga dowodów, iż zostaliśmy napadnięci. Paraliżuje to nasze ruchy w momencie, gdy szybkość i zdecydowane działanie są sprawą najwyższej wagi.

Wieczorem wysłuchaliśmy komunikatu naczelnego dowództwa, który według zapewnień Śmigłego-Rydza miał dać nam pełen i prawdziwy obraz sytuacji. W nim wiadomość o zestrzeleniu siedmiu nieprzyjacielskich samolotów i opanowaniu pociągu pancernego. Zaczęły się działania zbrojne. Niemieckie samoloty zaatakowały wiele miast, powodując spore straty wśród ludności cywilnej. I faktycznie zbombardowały szpital dziecięcy.

Tak, zaczęło się.

Powyższy fragment pochodzi z książki "Widziałem oblężenie Warszawy" Aleksandra Poloniusa, która ukazała się nakładem wydanictwa Rebis.

d1dqv7r
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1dqv7r