Nielegalne adopcje i porwania dzieci do Szwecji. Tragiczna historia setek niemowląt i ich rodzin.

Niemowlęta odbierane skrajnie biednym rodzicom, wykradane z domów dziecka po latach chcą poznać swoje rodziny, które odebrano im bezpowrotnie. Prezentujemy fragment książki "Chile południowe. Tysiąc niespokojnych wysp" Magdaleny Bartczak.

Obraz
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
"Chile południowe. Tysiąc niespokojnych wysp” Magdaleny Bartczak to historie ludzi, którzy zaginęli w czasach dyktatury i tych, którzy do dziś czekają na ich powrót. Historie miast, które na zawsze zniknęły z powierzchni ziemi. Opowieści o nieznanych powszechnie faktach z epoki rządów Pinocheta, które dla jednych były koszmarem, dla innych "najlepszym, co mogło przytrafić się temu krajowi”. O rybackich wioskach oraz miasteczkach ukrytych wśród wulkanów i lasów araukarii. O szalonych odkrywcach i samozwańczych królach. O wyspie, na której w pierwszych latach niepodległości zabito tysiące Indian i gdzie ponad 100 lat później wywieziono przeciwników reżimu. O dawnej kolonii karnej, Punta Arenas — mieście wiatru, białych nocy i samobójców, położonym w pobliżu miejsca, w którym Atlantyk spotyka się z Pacyfikiem.

Publikujemy fragment przejmującej historii setek chilijskich dzieci, które w latach 70. i 80. XX wieku, wbrew woli rodziców, zostały odebrane przez rząd.

Obraz
© Materiały prasowe

Ocenia się, że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku ponad dwa tysiące dwieście chilijskich dzieci w bardzo wczesnym wieku zostało zaadoptowanych przez szwedzkie rodziny. Wiele z nich wylądowało też w siedemnastu innych krajach, między innymi we Francji, Niemczech, Włoszech, Holandii, Szwajcarii i Stanach Zjednoczonych. Nielegalne adopcje, które były tak naprawdę kradzieżą niemowląt i dzieci, przeprowadzano w imię prawa i w imię dbałości o nowy wizerunek kraju. Chodziło o pomoc bardzo biednym, wielodzietnym rodzinom i tym samym zmniejszanie poziomu ubóstwa. Nowe, mityczne Chile miało być państwem rozwiniętym, nowoczesnym i bogatym jak z obrazka. Nie było w tym obrazku miejsca na pęknięcia czy rysy.

Na biegające wśród baraków i kartonowych domów callampas (chilijskich slumsów) dzieciaki, które pochodziły z rodzin ledwo wiążących koniec z końcem. Niektóre adopcje odbyły się w porozumieniu z rodzicami, ale ogromna większość – wbrew ich woli. Często odbierano dzieci samotnym, ubogim matkom, szczególnie takim, które już miały liczne potomstwo. Wiele nielegalnych adopcji miało też miejsce w sierocińcach – wtedy kradzież nie była konieczna, bo nikogo nie trzeba było pytać o zgodę. O całej sprawie zrobiło się głośno w 2018 roku, gdy przypadkowo trafiono na ukryte w archiwach SENAME (rządowej instytucji zajmującej się prawami dzieci) dokumenty dotyczące podejrzanych adopcji, które nigdy nikomu nie zostały zgłoszone. Jedną z koordynatorek tych działań od połowy lat siedemdziesiątych była Anna María Elmgren, Szwedka mieszkająca w Chile i dysponująca paszportem dyplomatycznym. Wysoka i elegancka blondynka o niebieskich oczach i jeszcze bardziej niebieskich garsonkach we współpracy z ośrodkami adopcyjnymi w Europie, osobiście lub z pomocą zaufanych współpracowników, wywoziła dzieci za granicę. Jak udało się ustalić, w procederze brali też udział lekarze, osoby duchowne lub pracownicy socjalni, którzy za wysoką opłatą ze strony nieświadomej niczego rodziny adopcyjnej w Europie zabierali dzieci ze żłobków lub przedszkoli. Jeszcze częściej kradzież następowała wkrótce po porodzie.

Zobacz też: Z tymi co się znają - Lech Janerka

Na podstawie specjalnych umów między szpitalem i jednostką organizującą adopcje maluchy wykradano potajemnie z sali dla noworodków. Matce mówiono, że niemowlę nie przeżyło. Czasem, jak w przypadku Eduarda, który potem stał się Kristofferem, dzieci zabierano siłą z domów. Gdy wykradziono go ubogim rodzicom, miał zaledwie dziewięć miesięcy, był grudzień 1977 roku. Nie przypomina sobie z tego czasu nic, więcej wspomnień ma rodzeństwo. Między innymi starszy braciszek – dziś dorosły mężczyzna, Rubén Viveros. Pamięta, że ich dom był bardzo biedny, ale nigdy nie brakowało w nim miłości. Matka codziennie wieczorem nuciła dzieciom do snu tradycyjne kołysanki, bardzo lubiła śpiewać. Rubén pamięta też, że dzień, w którym to się wydarzyło, był upalny i słoneczny. Było wczesne popołudnie, a do ich domu w towarzystwie policjanta przyszła kobieta, która przedstawiła się jako pracowniczka opieki społecznej. Chwilę później, po nerwowej rozmowie, dwójka tajemniczych gości wyrwała Eduarda z rąk matki, która była sama z dziećmi i nie miała jak stawić skutecznego oporu. Nie wiedziała też, jak potem walczyć o swoje prawa, bo podobnie jak jej mąż była niepiśmienna. Od kiedy dziewięciomiesięczny chłopiec zniknął w policyjnym wozie, ślad po nim zaginął. Nikt nie wiedział, co dalej się z nim stało – gdzie trafił, jak mogło potoczyć się jego życie. Rubén wspomina, że matka płakała przez całą noc i przez wiele następnych dni. I na zawsze przestała śpiewać.

Dziennikarzom udało się ustalić, że kobieta, która zabrała rodzinie Viveros małego Eduarda, nazywa się Nancy Torres Soto, dalej mieszka w Temuco i od kilku lat jest na emeryturze. Wciąż niczego jej nie udowodniono i nadal nie została postawiona w stan oskarżenia, zaprzeczając stawianym zarzutom i podejrzeniom. Kristoffer Tobías Ohrn Johansson ma dziś czterdzieści jeden lat i za sprawą badań DNA oraz działań fundacji zrzeszającej nielegalnie zaadaptowane dzieci w Szwecji, pod koniec 2018 roku trafił na informacje o biologicznej rodzinie. Kilka miesięcy później po raz pierwszy przylatuje na południe Chile, żeby poznać swojego brata, dwie siostry i resztę rodziny. Odwiedza grób rodziców, którzy od kilkunastu lat nie żyją. Długo nie może przestać przyglądać się rodzeństwu, szczególnie jednej z sióstr, która wydaje mu się bliźniaczo podobna. Czuje, że wreszcie znalazł się wśród swoich, że nie będzie musiał już nigdy wstydzić się swojego niższego wzrostu i ciemniejszej cery. Kiedy rozmawia z odnalezionymi po czterdziestu latach bliskimi, w jego głosie, zdławionym i drżącym, słychać łzy. Niedługo potem musi wracać do Szwecji, ale postanawia, że niedługo znów przyjedzie do Chile. I wtedy pozostanie tu już na zawsze.

Magdalena Bartczak - z wykształcenia polonistka (UW) i filmoznawczyni (UJ). Pochodzi z Warszawy, od 2016 roku mieszka w Santiago de Chile, gdzie pracuje jako dziennikarka, przewodniczka i organizatorka wydarzeń kulturalnych. Publikuje głównie w czasopismach podróżniczych i filmowych, m.in. na łamach „Poznaj Świat”, „Podróży” i „Ekranów”. Prowadzi blog poświęcony Chile i pozostałym krajom Ameryki Południowej – „Pocztówki z Południa”.

Obraz
© Materiały prasowe
Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]