Trwa ładowanie...
fragment
23-12-2012 19:58

Niecierpliwość serca

Niecierpliwość sercaŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

Przez pierwsze dwie czy trzy minuty czuję się jeszcze bardzo niewyraźnie. Nie ma nikogo z pułku, ani jednego znajomego, nawet nikogo z notablów miasteczka - sami obcy, najzupełniej obcy ludzie. W większości są to zapewne ziemianie z okolicy, z żonami i córkami, oraz urzędnicy państwowi. Ale wyłącznie cywile, jedyny mundur wojskowy to mój! Boże drogi, jakżeż ja, niezręczny i nieśmiały, mam zacząć z tymi nieznajomymi rozmowę? Na szczęście dobrze mnie uplasowano. Obok siedzi owa brązowa, żwawa istota, owa ładna siostrzenica, która musiała jednak wówczas w cukierni zauważyć moje spojrzenie pełne podziwu, bo uśmiecha się do mnie przyjaźnie jak do dawnego znajomego. Oczy majak ziarnka kawy, doprawdy wydaje się, że coś trzeszczy, gdy się śmieje, zupełnie tak, jak trzeszczą przypalone ziarna kawy. Uszy ma czarujące, małe, przeświecające pod gęstymi, czarnymi włosami. „Jak cyklameny w mchu" - robię porównanie. Nagie ramiona są pulchne i gładkie, przy dotknięciu pewno sprawiają wrażenie obranych brzoskwiń.
Przyjemnie jest siedzieć obok tak ładnej dziewczyny mówiącej z lekko węgierskim akcentem, który mógłby mnie doprowadzić do utraty głowy. Dobrze jest siedzieć w jasno oświetlonym pokoju i jeść obiad przy wytwornie nakrytym stole, mając za sobą służących w liberii, a przed sobą najsmakowitsze potrawy. Moja sąsiadka z prawej strony, mówiąca z lekko polskim akcentem, wydaje mi się także bardzo apetyczna, jakkolwiek nieco za tęga. A może to działanie wina złocistego i czerwonego jak krew, a teraz tego perlącego się szampana, który mi od tyłu rozrzutnie nalewa ze srebrnych karafek i brzuchatych butelek służący w białych rękawiczkach.
Rzeczywiście, poczciwy aptekarz nie nablagował, wygląda tu jak na cesarskim dworze. Nigdy jeszcze nie jadłem tak wykwintnych, doskonałych i rzadkich potraw. Na nieskończonej ilości półmisków wnoszono coraz droższe i wspanialsze dania; bladoniebieskie ryby, ukoronowane sałatą i obłożone plastrami homara, pływały w złotych sosach; kapłony w piórach siedziały na podściółkach z ryżu; puddingi płonęły w błękicie zapalonego rumu; kolorowe bomby lodów rozpływały się słodyczą na języku; owoce, które zapewne przewędrowały pół świata, całowały się wzajemnie w srebrnych koszykach. Nie było temu końca, nie było końca, aż wreszcie podano całą tęczę kolorowych likierów, zielonych, czerwonych, białych i żółtych, do grubych cygar i przepysznej czarnej kawy.
Wspaniały, zaczarowany dom - Boże, błogosław temu poczciwemu aptekarzowi! Przemiły, szczęśliwy, rozdźwięczony wieczór! Sam nie wiem, czy może dlatego czułem się tak swobodny i nieskrępowany, że na prawo, na lewo i naprzeciwko widziałem równie błyszczące oczy i słyszałem podniecone głosy osób, które, porzuciwszy wytworne maniery, wesoło mówiły jedna przez drugą - w każdym razie moja zwykła nieśmiałość gdzieś się zapodziała. Gawędziłem bez najmniejszego zażenowania, asystowałem jednocześnie obydwom sąsiadkom, piłem, śmiałem się, spoglądałem na wszystkich przekornie i wyzywająco, a gdy nie tylko przypadkiem przesuwałem ręką po pięknym, obnażonym ramieniu Ilony (tak się nazywała owa siostrzenica), nie brała mi tego zbytnio za złe, bo była również swobodna, ożywiona i wesoła jak wszyscy przy tej doskonałej uczcie.
Stopniowo uczułem - jednak może to było działanie wspaniałych win, tokaju na przemian z szampanem, do których nie byłem przyzwyczajony? - uczułem taką swobodę ducha, że graniczyło to już prawie ze swawolą i nieopanowaniem. Do całkowitego szczęścia, do wrażenia, że unoszę się na skrzydłach, do stanu nieomal wzniosłego brakowało mi jeszcze tylko jednego; czym zaś było to, za czym nieświadomie tęskniłem, zdałem sobie jasno sprawę w następnej chwili, gdy nagle w trzecim pokoju za salonem - służący otworzył był już niepostrzeżenie rozsuwane drzwi - rozbrzmiała muzyka, kwartet, a przy tym muzyka, której tak bardzo teraz pragnąłem, muzyka do tańca, rytmiczna a miękka zarazem, walc na troje skrzypiec, podkreślany melodyjnym tonem wiolonczeli i mocnym, ostrym staccato fortepianu poddającego takt.
Tak, muzyka, muzyka, tylko jej mi brakowało! Muzyka i taniec! Tańczyć walca, kołysać się do jego wtóru, płynąć i błogo czuć własną lekkość! W istocie - dom Kekesfalvów musiał być chyba zaczarowany, bo wystarczyło czegoś zapragnąć, a życzenie natychmiast się spełniało. Gdy wstaliśmy wreszcie od stołu, gdy odsunięto krzesła i para za parą - podałem ramię Ilonie, czując jej chłodną, miękką, młodą skórę - przeszliśmy do salonu, okazało się, że wszystkie stoły znikły, jak gdyby je sprzątnęły dobre duchy, a krzesła ustawiono pod ścianami. Posadzka czekała gładka, błyszcząca, połyskliwie brązowa, idealna ślizgawka do walca, a z sąsiedniego pokoju podniecająco płynęła muzyka.
Zwróciłem się do Ilony, która zaśmiała się i zrozumiała. Oczy jej powiedziały „tak", i oto już dwie, trzy, potem pięć i więcej par zakręciło się po gładkiej posadzce, powściągliwsi zaś i starsi usiedli, przyglądając się nam i gawędząc. Tańczę w ogóle chętnie i tańczę dobrze. Płynęliśmy więc we wzajemnym objęciu, a z pewnością przez całe życie nie tańczyłem lepiej. Do następnego walca poprosiłem moją drugą sąsiadkę; ona również tańczyła świetnie, ja zaś lekko nad nią pochylony wdychałem, trochę oszołomiony, zapach jej włosów. Ach, jakże doskonale tańczyła moja partnerka, jakże wszystko było piękne, jak szczęśliwy się czułem - od lat nie było mi tak dobrze! Miałem ochotę każdego uściskać, każdemu powiedzieć coś serdecznego i wdzięcznego, bo czułem się tak lekki, tak bogaty, tak rozkosznie młody! Przebiegałem od jednej tancerki do drugiej, rozmawiałem, śmiałem się, tańczyłem i ogarnięty błogostanem wcale nie dostrzegałem płynącego czasu.
Nagle - przypadkiem spojrzałem na zegar: wpół do jedenastej - z przestrachem coś sobie przypomniałem; oto prawie od godziny tańczę i żartuję ze wszystkimi, a zapomniałem, osioł jeden, że nie poprosiłem jeszcze córki domu! Przetańczyłem tylko z moimi obydwiema sąsiadkami i z dwiema czy trzema innymi paniami, które mi się najwięcej podobały, ale o pannie von Kekesfalvie najzupełniej zapomniałem. Jakież zaniedbanie, ach, jakiż afront! Prędzej więc, prędzej, trzeba to naprawić!
Ale ku memu przerażeniu wcale już sobie nie mogłem przypomnieć, jak ona wygląda. Musnąłem ją przecież tylko przelotnym spojrzeniem i ukłoniłem się, gdy już siedziała przy stole; pamiętałem tylko coś delikatnego i subtelnego oraz szybkie, ciekawe spojrzenie szarych oczu. Ale gdzież się teraz podziała? Przecież jako córka domu nie mogła wyjść?
Niespokojnie przyjrzałem się siedzącym pod ścianami i paniom, i pannom, ale w żadnej nie odkryłem zapamiętanej twarzyczki. Wreszcie wyszedłem do trzeciego pokoju, gdzie ukryty za chińskim parawanem grał kwartet, i odetchnąłem z ulgą. Oto ona - tak, to z pewnością ona - delikatna, szczuplutka, w jasnobłękitnej sukience, siedziała między dwiema starszymi paniami w rogu buduaru za stołem o malachitowym blacie, na którym ustawiono płaską wazę z kwiatami. Wąską główkę trochę spuściła, jak gdyby wsłuchiwała się w muzykę, i jako kontrast do purpurowych róż dojrzałem przezroczystą biel jej czoła pod ciężkimi brązoworudawymi włosami. Dość jednak tego obserwowania! Chwała Bogu, odetchnąłem z ulgą, że ją jednak znalazłem, mogę mój nietakt w porę naprawić.
Zbliżyłem się więc szybko do stołu - obok grała orkiestra - i skłoniłem się na znak grzecznego zaproszenia do tańca. Niespodzianie uderzyło we mnie przerażone spojrzenie, usta panienki zamarły w pół słowa, lecz nie uczyniła najmniejszego ruchu, aby pójść ze mną. Może nie zrozumiała? Ukłoniłem się więc jeszcze raz - moje ostrogi cicho zadźwięczały - i dodałem:
- Czy mogę prosić?
Ale w tej chwili stało się coś okropnego. Pochylona ku przodowi postać rzuciła się raptownie w tył, jak gdyby chciała mi ujść, jednocześnie do bladych policzków buchnęła fala krwi, usta mocno się zacisnęły i tylko oczy wpatrzone były we mnie tak nieruchomo i z takim wyrazem przerażenia, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. W następnej chwili przez całe ciało siedzącej przebiegł wstrząs, dziewczyna oparła się rękami o stół, aż waza zadźwięczała, a jednocześnie z fotela spadło coś na podłogę: drewno albo metal. Jeszcze ciągle wsparta rękami na chybocącym się stoliku dziewczyna nie mogła opanować drżenia wstrząsającego jej dziecinnym ciałem, a jednak nie uciekała. Rozpaczliwie trzymała się ciężkiego blatu, trzęsła się, a drżenie przebiegało od kurczowo zaciśniętych rąk aż po korzenie włosów. I nagle coś się w niej wyzwoliło: łkanie, dzikie, żywiołowe łkanie, podobne do zduszonego krzyku.
Ale już z obydwu stron nachyliły się nad nią owe starsze panie, już ją zaczęły obejmować, głaskać, pieścić i uspokajać; wreszcie ręce jej puściły blat stołu, ich uścisk złagodniał i płacząca opadła na fotel. Lecz szloch nie ucichł, raczej stał się silniejszy i podobnie jak krwotok wypływał krótkimi falami z drżącego całym ciałem dziewczęcia. Gdyby muzyka ucichła chociaż na chwilę - a na razie wszystko zagłuszała - płacz ten słyszano by aż w salonie.
Stałem ogłupiały i przerażony. Co... co się stało? Bezradnie patrzyłem na obydwie starsze damy, starające się uspokoić szlochającą, która teraz, jakby zawstydzona, złożyła głowę na stole. Mimo to pojawiały się coraz to nowe ataki płaczu, fala za falą wstrząsała szczupłym ciałem aż po ramiona, a przy każdym takim ataku łkania waza na stole cicho brzęczała. Ja zaś ciągle jeszcze stałem; nogi miałem z ołowiu, a kołnierz dusił mnie niby powróz.
- Przepraszam! - wyjąkałem wreszcie półgłosem w powietrze, ale nikt na mnie nie zważał, bo obie panie zajęte były płaczącą.
Powróciłem do salonu jak oszołomiony. Nikt tu widocznie nic nie zauważył, bo pary zapamiętale wirowały w tańcu, ja zaś musiałem oprzeć się o drzwi, bo cały pokój kręcił się przede mną. Co się stało? Czy zrobiłem coś niewłaściwego? Mój Boże, czyżbym przy stole pił za dużo i za prędko, a teraz w upojeniu popełniłem jakieś głupstwo?
Nagle muzyka ucichła i pary się rozeszły. Starosta tańczący z Iloną podziękował jej ukłonem, a ja natychmiast rzuciłem się do niej i nieomal siłą zawlokłem ją do kąta.
- Proszę, niech mi pani pomoże! Na litość Boga, niech mi pani pomoże, niech mi pani wytłumaczy!
Ilona sądziła zapewne, że ciągnę ją do okna, by opowiedzieć coś wesołego, bo oczy jej nagle stały się surowe; musiałem wyglądać przerażająco albo też budziłem litość, tak byłem wzburzony. Gwałtownie opowiedziałem jej wszystko i oto z okropnym wyrazem w spojrzeniu dziewczyna napadła na mnie:
- Czy pan oszalał? Czyż pan nie wie? Czy pan nie widział?...
- Nie - wyjąkałem zdumiony tym nowym, a równie niezrozumiałym przerażeniem. - Co miałem widzieć? Przecież nic nie wiem. Przecież jestem tu po raz pierwszy.
- Nic pan nie zauważył... że Edyta... jest kulawa... Nie widział pan jej biednych, pokręconych nóg? Przecież bez kuł nie może stąpić dwóch kroków... a pan... pan brut... - zdusiła gniewny wyraz - pan prosi biedactwo do tańca! Och, to straszne! Muszę zaraz do niej pójść...
- Nie - schwyciłem z rozpaczą Ilonę za ramię -jeszcze chwilę, chwileczkę. Niech ją pani w moim imieniu przeprosi. Skądże miałem przypuszczać... widziałem ją tylko przy stole, i to przez chwilę. Proszę, niechże jej pani wytłumaczy...
Lecz Ilona, gniewnie spojrzawszy na mnie, uwolniła się od mej ręki i wybiegła. Stałem z zaciśniętym gardłem, z mdłym smakiem w ustach, stałem na progu salonu wirującego i pełnego rozszczebiotanych - a tak mi nagle nienawistnych - swobodnych, rozgadanych i roześmianych ludzi. „Jeszcze pięć minut - myślałem - a wszyscy dowiedzą się o mojej głupocie. Szydercze, pogardliwe, ironiczne spojrzenia będą mnie ze wszystkich stron oglądały i obmacywały. Jutro rozniesiona stu ustami rozbiegnie się po mieście plotka o mojej brutalnej niezręczności, z samego rana przyniosą ją do mieszkań wraz z porannym mlekiem, potem zaś, zniekształcona, przedostanie się do pokojów służbowych, do kawiarni i do urzędów. Jutro będą już wszystko wiedzieli w pułku".
W tej chwili ujrzałem jak przez mgłę jej ojca. Z zakłopotaną twarzą - czyżby już wiedział? - przemierzał salon w poprzek... Czy szedł do mnie? Nie, żeby się tylko teraz z nim nie spotkać! Ogarnął mnie paniczny strach przed nim i przed wszystkimi. Nie bardzo wiedząc, co robię, ruszyłem, potykając się, w stronę drzwi do hallu, by wyjść z tego piekielnego domu.
- Pan porucznik już nas opuszcza? - zdziwił się z pełnym szacunku i niedowierzania gestem służący.
- Tak - odpowiedziałem i sam się przeraziłem, wymawiając to słowo.
Czy rzeczywiście chciałem wyjść? W następnej chwili, gdy służący zdejmował mój płaszcz z wieszaka, już sobie zdałem sprawę, iż swoją tchórzliwą ucieczką popełniłem nowe, może nawet niewybaczalne głupstwo. Ale było już za późno. Nie mogłem przecież oddać płaszcza i teraz, gdy mi z lekkim ukłonem otwierał drzwi wejściowe, powrócić do salonu. Znalazłem się więc przed tym obcym, przeklętym domem, wiatr wiał mi chłodem w twarz, serce nabrzmiewało wstydem, oddychałem z trudem, jak gdybym się dusił.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj