Ogłoszona przez MEN lista lektur szkolnych pozwoli nauczycielom swobodniej układać program, ale utrudni sprawdzenie znajomości literatury na egzaminach - ocenia ekspertka warszawskiej OKE, nauczycielka języka polskiego w liceum z dwudziestoletnim doświadczeniem Ragna Ślęzakowska.
Jak zauważyła polonistka, na zaproponowanej przez MEN liście lektur wyszczególniono mało pozycji absolutnie obowiązkowych, czyli takich, których nie można pominąć. Pozostałe lektury można wybrać praktycznie dowolnie, bo na liście wskazany jest np. tylko określony autor lub nawet gatunek literacki.
- Fakultatywność wielu utworów jest zaletą z punktu widzenia nauczyciela polonisty, ale wadą z punktu widzenia systemu egzaminacyjnego. Jeżeli egzamin gimnazjalny czy maturalny ma być też sprawdzianem kształcenia literackiego, to musi bazować na obowiązkowym zbiorze utworów a nie na dowolnych tekstach. Tymczasem w gimnazjum wskazane są tylko trzy konkretne większe utwory, a w liceum jest siedem tytułów, których nie można pominąć. A zatem do tych właśnie utworów można będzie odwoływać się w arkuszach egzaminacyjnych - wyjaśniła Ślęzakowska.
Jej zdaniem, może to rodzić niebezpieczeństwo, że uczniowie, a także niektórzy nauczyciele tylko te lektury uznają za konieczne i na nich poprzestaną. Jednak, jak podkreśliła, program nauczania i tak ostatecznie zależy od nauczyciela, niezależnie od odgórnych przepisów.
- Nauczyciel, to też człowiek myślący a nie urzędnik czekający na odgórne dyrektywy. To, co uczeń przeczyta, zanalizuje, zrozumie i jaka będzie jakość tej edukacji zależy przede wszystkim od nauczyciela i taki czy inny kształt listy lektur nie jest tu czynnikiem decydującym. Dlatego nie ma sensu spierać się o pojedyncze pozycje (casus Gombrowicza ) - tłumaczyła.
Jej zdaniem, nie należy się więc niepokoić, że podstawa programowa zaleca niekiedy omawianie tylko fragmentów większych utworów.
- Podział lektur na teksty czytane w całości i takie, które mogą być poznawane w całości lub części sprawi, że to, co od kilkunastu lat było nieoficjalną praktyką szkolną, wymuszoną przez rzeczywistość, zostanie usankcjonowane. Zresztą omawianie lektury na lekcji polega zawsze na pracy z tekstem a nie na opowiadaniu o idei dzieła. Czytanie fragmentów nie niesie za sobą żadnych zagrożeń, bo nikt młodzieży nie zakazuje czytać książek, a nauczycielom ich omawiać - zaznaczyła Ślęzakowska.
Według niej, pomimo że określonych obowiązkowych tytułów ustalono na liście mało, to kanon lektur jest obszerny, co może początkowo sprawiać nauczycielom trudności w zaplanowaniu programu na kolejne lata.
- Podstawa programowa mogłaby zawierać jakieś wskazówki organizacyjne, np. jakie pozycje omawiać w poszczególnych klasach. Taki ogrom propozycji lekturowych może niektórych nauczycieli zniechęcić czy onieśmielić tak, że poprzestaną na dotychczasowej rutynie - zauważyła.
Ślęzakowska pozytywnie oceniła usunięcie z listy powieści Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej , Nocy i dni Marii Dąbrowskiej i Pożogi Zofii Kossak-Szczuckiej oraz przesunięcie utworów Sienkiewicza z liceum do gimnazjum.
- Lista nie sprawia wrażenia charakteru arbitralnego ani ideologicznego wyboru - uznała polonistka.