Zaczęło się już studniowe odliczanie do matury, a jak się okazuje, szkoły nie są do tego przygotowane. Brakuje im pieniędzy na zakup przyborów i materiałów pomocniczych, z których mają korzystać maturzyści - pisze „Dziennik Polski”.
Centralna Komisja Egzaminacyjna w Warszawie opublikowała listę pomocy naukowych oraz przyborów, które maturzyści mogą wnieść na salę egzaminacyjną. Dyrektorzy krakowskich szkół zastanawiają się teraz, skąd je wziąć.
„Musimy mieć 27 kompletów słowników - ortograficznego i poprawnej polszczyzny, a w bibliotece mamy zaledwie kilka egzemplarzy. Na zakup nowych nie mamy pieniędzy. Będę musiała pożyczyć słowniki od sąsiednich szkół” - zapowiada Jadwiga Walecka, dyrektorka XI LO w Krakowie.
Zgodnie z przepisami, na 25 maturzystów zdających język polski musi przypadać przynajmniej jeden komplet słowników. Podczas starej matury uczniowie nie mieli takiego przywileju. Szkoły muszą więc teraz uzupełnić swoje zbiory. Najtańszy słownik poprawnej polszczyzny w miękkiej okładce kosztuje około 29 zł, a w twardej prawie 50 zł.
Szkoły nie dysponują także kalkulatorami, z których można korzystać na maturze z matematyki, fizyki i informatyki ani lupami, które można przynieść na geografię.
„Brakuje mi 40 słowników przyznaje. W okolicznych szkołach aż tylu nie znajdę, niech przyniosą je sami uczniowie” - zaznacza dyrektor krakowskiego VIII LO, Zdzisław Kusztal. Problem w tym, że - zgodnie z przepisami - maturzyści nie mogą tego zrobić. Słowniki ma im zagwarantować szkoła”.