''Nie da się żyć w tej Polsce''

Trudno jest podejrzewać osoby kierujące wydawnictwem Wielka Litera o dar jasnowidzenia. Daleki też jestem od zarzucania im cynizmu i wyrachowania. Istnieją bowiem książki, które po prostu idealnie trafiają w swój czas. W obliczu medialno-facebookowej histerii dotyczącej przewidywanego napływu do naszego kraju tysięcy muzułmańskich imigrantów, dostajemy do rąk "Króla kebabów". Książkę o trudności, jaka wynika ze spotkania z "innym", "obcym", czy jak go sobie tylko nazwiemy. Co istotne: zbiór reportaży autorstwa Marty Mazuś jest nie tylko bezbłędny pod względem warsztatowym, ale i doskonale zrównoważony.

Bez dydaktyzmu i bez litości
Źródło zdjęć: © Dzień Uchodźcy w Warszawie, 2000 r./J. Turczyk/PAP

/ 10Bez dydaktyzmu i bez litości

Obraz
© Dzień Uchodźcy w Warszawie, 2000 r./J. Turczyk/PAP

Nie znajdziemy tu nachalnego, bezrefleksyjnego dydaktyzmu, którego oczekiwałyby niektóre środowiska, Mazuś nie ma jednak przy tym litości dla rozmaitych uprzedzeń i fobii, których ofiarą stają się cudzoziemcy. Jak gorzko puentuje jedna z bohaterek - "Nie da się żyć w tej Polsce", i dotyczy to zarówno Polaków, jak i "obcych", którzy - podobnie jak my - bywają szlachetni i nikczemni, uczciwi i przebiegli, pracowici i leniwi. Ponadto jednak: autorka nie zamierza ignorować istnienia różnić kulturowych. "Wszyscy jesteśmy tacy sami" nie załatwia bowiem sprawy.

/ 10''Patrz tato, Murzyn!''

Obraz
© Dzień Różnorodności w Polsce, 2010 r./P. Supernak/PAP

Małżeństwo między osobami o różnym kolorze skóry, mimo że związków tego typu jest dziś w naszym kraju całkiem sporo, wciąż wydaje się dobrym powodem, aby skazywać sąsiadów na ostracyzm. Autorka, w czym również ujawnia się chęć uniknięcia niepotrzebnego dydaktyzmu, nie sięga jednak po najbardziej chwalebny przykład. Zamiast sportretować przykładną polsko-afrykańską parę oddanych sobie ludzi, opisuje związek, który nie przetrwał próby czasu. Stało się tak głównie dlatego, że on, Zambijczyk, "był beznadziejny w uczuciach". Istotniejszy jest jednak owoc ich związku - maleńka mulatka. Najbardziej prymitywny rodzaj rasizmu nie zamierza oszczędzać nawet niewinnej dziewczynki: "Zbieracie się już do wyjścia, a obok was przechodzi rodzina (...) Dziewczynka mówi do taty: Patrz tato, murzyn! Ojciec śmieje się i idzie dalej".

Mama mulatki jest w końcu zmuszona wytłumaczyć swojej córce, dlaczego różni się od innych. Stawia więc przed nią kubki wypełnione czarną kawą i mlekiem, po czym miesza je ze sobą. Metafory spożywcze zdają egzamin, gdyż "są takie ludzkie, przyziemne domowe. Wymyślacie je dla dzieci, ale głównie jednak dla siebie".

/ 10Polacy wolą kapustę od sałaty

Obraz
© Bar z kuchnią turecką na ul. Brackiej w Warszawie/T. Gzell/PAP

Wydawałoby się, że do Turków zdążyliśmy już przywyknąć. W końcu tak wielu z nich przygotowuje nam codziennie potrawę, której obecność w naszym menu wydaje się równie naturalna co kotlet schabowy. To nic, że przy okazji nazywamy ich "kebabami" i sugerujemy, że emigrują do Polski tylko dla łatwego zarobku i niemniej łatwych dziewczyn. Tytułowy reportaż, osnuty wokół wątków gastronomicznych, wskazuje, że droga do życiowej stabilizacji może być nieco bardziej skomplikowana. Maho decyduje się na wyjazd do Polski, gdy rzeczony kebab jest w roku 1993 nad Wisłą właściwie nieznany.

Pierwsze próby rozkręcenia własnego interesu kończą się porażką: "(...) zamieszkał w samym centrum Warszawy. Między Dworcem Centralnym a Śródmieście, pod ziemią, za torami". Przed bezdomnością ratują go pracownica jednego ze sklepów spożywczych i Arab, który zatrudnia go w swoim barze. W końcu Maho zaczyna dostosowywać potrawę do naszych kulinarnych gustów ("Polacy wolą kapustę od sałaty"), uruchamia kolejne punkty sprzedaży, kończy natomiast jako potentat, właściciel wielu lokali gastronomicznych i fabryk przetwórstwa mięsnego. Dziś planuje "coś zupełnie nowego. To będzie restauracja, głośna na całą Polskę, a nawet w całej Europie będą o niej mówili".

/ 10Sprzątaczka z wyższym wykształceniem

Obraz
© Fanka Dnipro na Trakcie Królewskim w Warszawie/M. Obara/PAP

W książce takiej, jak ta, nie mogło zabraknąć naszych wschodnich sąsiadów - Ukraińców. A może precyzyjniej, co dość istotne w tym miejscu: jego żeńskich przedstawicielek. Standardowe wyobrażenie na temat pań przybywających do naszego kraju ze Wschodu jest następujące: są młode, atrakcyjne, słabo wykształcone i pod pozorem pracy w charakterze osób sprzątających, oferują cały inny wachlarz, nieco bardziej pikantnych, usług.

Abstrahując od tego, jak krzywdzący i obrzydliwy to stereotyp, Mazuś przedstawia nam postać Ukrainki sprzątającej bazar. Jej rysopis jest nieco odmienny od powyższego: "(...) mam pięćdziesiąt lat i wyższe wykształcenie. Na Ukrainie studiowałam handel i ekonomię, ja pracowałem na posadzie kierowniczka sklepu (...) W dziewięćdziesiątym pierwszym wszystko się na Ukrainie skończyło". Co warte zaznaczenia: autorka nie zamierza podsuwać nam pod nos prostych morałów w rodzaju "patrzcie, obcy to nie zawsze dzika tłuszcza". Liczy się jednostkowa historia, których znajdziemy tu mnóstwo.

/ 10''Przecież oni nas lubią''

Obraz
© Gruzinka protestująca przzed ambasadą rosyjską/F. Singer/PAP

Wśród przeciwników osiedlenia się na terenie naszego kraju uchodźców wojennych, pojawia się często sugestia, jakoby szukali oni nad Wisłą rozmaitych wygód wynikających z opieki socjalnej. Pomija się jednak przy tej okazji alternatywny scenariusz: Polska jest dla niektórych jedynie przystankiem w drodze na Zachód, a w najgorszym wypadku może się stać więzieniem. Przypomina o tym rozdział pod tytułem "56". Gruzinka Ekaterina Lemondżawa była właścicielką znajdującego się w Tbilisi klubu rockowego, będącego swego rodzaju enklawą bohemy, miejscem spotkań artystów oraz ludzi z tzw. "wyższych sfer". Gdy została zmuszona przez władze swojego kraju do zostania tajnym informatorem, zdecydowała się na emigrację.

Z Polski trafiła do Norwegii, skąd przedostała się do Szwecji, a następnie... została odesłana z powrotem do naszego kraju i zamknięta w ośrodku dla uchodźców o zaostrzonym rygorze. Lemondżawa doznała na miejscu wielu upokorzeń (obcokrajowcy byli tu z zasady traktowani jak kryminaliści). Brak opieki medycznej i przemoc ze strony strażników, zmusiły ją do zainicjowania strajku głodowego, wskutek czego o sprawie dowiedziały się media (jej list, dyktowany przez telefon, opublikowano w ogólnopolskiej gazecie). Po powrocie do Gruzji rodacy Lemondżawej dość zgodnie twierdzili, że jej relacja z Polski jest nieprawdziwa: "To niemożliwe, żeby tam tak było. Oni nas lubią. Poza tym to jest kraj europejski, Unia".

/ 10''Na czym polega wielokulturowość?''

Obraz
© Demonstracja we Wrocławiu, czerwiec 2015 r./M. Kulczyński/PAP

Jak przystało na dobrą reportażystkę, Mazuś jest obdarzona doskonale rozwiniętym zmysłem słuchu. Dowód na to znajdziemy choćby w rozdziale dotyczącym debaty na temat wielokulturowości, która odbyła się w Warszawie. Oto kolejni prelegenci i rozmówcy przerzucają się wyrafinowanymi formułami dotyczącymi współistnienia osób rozmaitych narodowości, religii i upodobań. Klasyczna sytuacja: "Badacz z Ameryki" zarzuca nam ksenofobię i tłumaczy jej przyczyny, a polscy uczestnicy debaty przytakują, powtarzając rozmaite okrągłe frazesy, do jakich przyzwyczaiły nas unijne programy na rzecz tolerancji. Gdy jedna z osób oponuje, "momentalnie wkracza prowadząca spotkanie, bo w debacie nie chodzi przecież o to, aby się kłócić, ale aby była przyjazna atmosfera".

Jak udowadnia autorka - problem nie polega na (bezsprzecznie szlachetnej) walce z dyskryminacją, ale na używanym przez tzw. specjalistów urzędniczo-przeźroczystym bełkocie, który większości nas zupełnie nic nie mówi. Nic dziwnego, że rozdział kończy pytanie zadane przez jednego z uczestników "Ale właściwie na czym polega wielokulturowość?".

/ 10''Chcecie, to uciekajcie. Tylko czemu nocą?''

Obraz
© Wolontariusz zamalowuje rasistowskie napisy w Warszawie/M. Obara/PAP

Aby przedstawić możliwie kompletny obraz stosunków polsko-obcych, Mazuś sięga zarówno po bezmyślnych rasistów, jak i ludzi pełnych empatii i zrozumienia. Kierownik ośrodka dla uchodźców w jednym ze wschodnich miasteczek bez wątpienia zalicza się do drugiego z powyższych typów. G. zna doskonale specyfikę narodu czeczeńskiego. Nie dziwią go bynajmniej ucieczki z ośrodka dokonywane pod osłoną nocy, impulsywność ani patriarchalne zacięcie. "Inny" nie zawsze zasługuje na pochwałę, jednak usilne dostosowywanie go do własnych norm przynosi raczej opłakane skutki. Jak mówi G.: "zwykli ludzie nie rozumieją, że Czeczen (...) jest jak dzik. Buzują w nim emocje, musi się wyhuczeć, ale równie szybko emocje w nim opadają (...)".

Dość wymowne wydaje się zdanie, w którym kierownik odnosi się do tematu ucieczek z ośrodka, w celu poszukiwania "lepszego świata": "(...) chcecie, to jedźcie, ale normalnie w ciągu dnia, a nie w takiej konspiracji w nocy". Wszak nie jest tajemnicą, że najwięcej zrozumienia wobec obcości mają osoby, które spotykają się z nią notorycznie. Najmniej zaś: ci, którzy demonizowanego "czarnucha" czy "ciapatego" widzieli co najwyżej w wieczornych "Wiadomościach".

/ 10Cygański Bruce Lee

Obraz
© Gerard Linder/G. Michałowski/PAP

Znajdziemy tu też historię dotyczącą (wciąż bardzo newralgicznej) kwestii stosunków polsko-romskich. Drago (naprawdę: Gerard Linder) jest sportowcem i trenerem sztuk walki, działającym na co dzień w małopolskim Andrychowie. Jego pełen pseudonim to "Black Dragon" - "smok" jest hołdem dla młodzieńczego idola, Bruce'a Lee, "czarny" zaś to nie do końca pożądane przezwisko, jakim obdarzono go w szkole.

Pomimo że Drago robi wszystko, aby chronić dobre imię cygańskiej społeczności (młodych Romów spluwających na chodnik dyscyplinuje słowami "porządnemu Cyganowi nie wypada") i edukować swoich rodaków, zgoda między dwiema kulturami wydaje się marzeniem ściętej głowy. Wystarczy bowiem jedno niewyjaśnione morderstwo (Polacy z łatwością typują winnych, gdyż "w tym samym bloku, co zaszlachtowany, mieszkają jacyś Romowie"), aby Polacy i Cyganie stanęli po dwóch stronach barykady. Cała "praca u podstaw" wykonana przez Gerarda, musi pójść na marne. Jak się okazuje: "obcy" są zbyt przydatni w roli kozła ofiarnego, aby mieszkańcy Andrychowa mieli w ogóle brać pod uwagę jakiekolwiek racjonalne argumenty.

/ 10''Polska. Tu mieszkam''

Obraz
© PAP

Warto przy okazji wspomnieć o tonie, w jakim prowadzone są zwykle kampanie społeczne koncentrujące się na kwestii cudzoziemców. Jak pamiętamy, jedna z nich dobitnie podkreślała, że są wśród nas Romowie, którzy - tak jak Polacy - również wykonują zwyczajne (a w domyśle: "białe", cywilizowane) zawody. Ten pozornie niewinny gest wskazuje tak naprawdę na fakt, że aby akceptować obcych, musimy mieć pewność, że przejęli w pełni nasze obyczaje i nie ma już w ich życiu miejsca na odrębność. Mazuś przedstawia natomiast zarys kampanii, który (choć zdaje się zupełnie jawnie sfabrykowany przez autorkę) obnaża całą hipokryzję i pustkę podobnych działań. Pozornie wszystko wydaje się w porządku: jest tu mowa o obcokrajowcach, którzy przestrzegają przepisów i pracują w naszym kraju legalnie.

Całość ma "zasygnalizować wprowadzenie przepisów bardziej przyjaznych imigrantom". Dalej następuje opis przykładowego spotu promującego akcję, w którym pochodząca z Chin Liu Shi Zen deklaruje, że jest pulmonologiem i od kilku lat ratuje życie Polaków. Zarys kończą jednak słowa: "hasło 'Polska. Tu mieszkam', mimo że niosące pozytywny, ciepły przekaz, nie powinno w bezpośredni sposób zachęcać do imigracji do Polski ani czynić złudzeń na temat potencjalnych benefitów z osiedlenia się tu".

10 / 10''Wietnamki tak, Wietnamczycy nie''

Obraz
© wyd. Wielka Litera

Zbiór reportaży zamyka rozdział składający się przede wszystkim z komentarzy internautów. Oto zatwardziały kibic stołecznej drużyny piłkarskiej i "prawdziwy" patriota, posługujący się nickiem "legionista44" udostępnia na jednym z forów link do artykułu na temat spadku przyrostu naturalnego w Polsce. Przed naszymi oczami w całej okazałości rysuje się rynsztok, jakim stają się zazwyczaj dyskusje na podobne tematy. Wśród komentarzy dominują opinię w rodzaju "Ukraińscy NAZIŚCI tylko marzą o tym żeby dalej mordować Polaków I zająć Przemyśl i Rzeszów", "DEPORTOWAĆ WSZYSTKICH ŻÓŁTKÓW" i "Wietnamki tak Wietnamczycy nie :))
))
)". legionista44 z zainteresowaniem śledzi kolejne wpisy, zagryzając razowym chlebem gotowane jajka oraz tnąc na cieniutkie plasterki surowego tuńczyka.

Jak się dowiadujemy, potrzebuje dużo białka, gdyż zbliża się kolejna "ustawka". Mazuś podkreśla jednak, że tak naprawdę "piłka nożna nigdy go nie interesowała". Co ciekawsze jednak: "jego babcia była Ukrainką z Kijowa. A rodzinna żydowska historia jest bardzo tajemnicza. Podobno cztery jego ciotki w czasie drugiej wojny ukrywały się przed Niemcami. Zginęły, bo zostały wydane. Do tej pory nie wiadomo przez kogo".

Mateusz Witkowski/ksiazki.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]