Trwa ładowanie...

”Nie całkiem białe Boże Narodzenie”. Fragment książki

Zagubiony w lesie pensjonat tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypełnia się z pozoru zwyczajnymi gośćmi, z których każdy ma powody, by spędzić ten czas właśnie tam – w spokoju i w oddaleniu od zgiełku codzienności. Kiedy więc pewnego poranka jeden z nich odkrywa w wannie trupa, nikt nie jest zadowolony... Przeczytaj fragment książki ”Nie całkiem białe Boże Narodzenie”, Magdaleny Kendler.

”Nie całkiem białe Boże Narodzenie”. Fragment książkiŹródło: Materiały prasowe
d17vgqo
d17vgqo

Olga czuła, że coś jest nie tak. Coś się działo albo raczej – zaczynało się dziać. Do łazienki Niemca wrócił policjant i przyprowadził ze sobą techników. Tamci wyciągnęli swoje pędzelki i inne dziwne przyrządy, a mundurowy tłumaczył gościom pensjonatu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie należy się martwić. Czyli pewnie właśnie należało się martwić. Wszyscy o tym wiedzieli, a jednocześnie każdy zwlekał z decyzją o ewentualnym wyjeździe. Nic dziwnego. Pierwszy ”uciekinier” wypadłby bardzo podejrzanie i nikt nie chciał nim być. Wiadomo – winni się tłumaczą, popełniają błędy, chcą jak najszybciej zniknąć. Niewinni zachowują spokój, nie mają się o co martwić. Piękna teoria. Dlaczego więc Olga czuła nieokreślony lęk? Czy dlatego, że nie rozumiała, co się właściwie działo? Co wydarzyło się w łazience Niemca? Owszem, facet lubił wypić. Nieraz widziała, jak się zataczał i bełkotał. Zawsze po niemiecku – kiedy wypił, polszczyzna okazywała się dla niego za trudna. Zwłaszcza: ”Czy mogłaby pani przynieść mi czysty ręcznik z suszarni na piętrze?”. Raz próbował, zwrócił się do dziewczyny, która przychodziła sprzątać, i naprawdę starał się wyartykułować prośbę po polsku. Długo to trwało. Najbardziej kłopotliwa okazała się ”suszarnia”. Drugi raz biedny człowiek już nie próbował zmierzyć się z polszczyzną po pijaku. Kiedy był trzeźwy, radził sobie z nią natomiast całkiem dobrze, mówił z twardym akcentem, ale niemieckie słówka wtrącał rzadko. I tylko te, których musiał na co dzień używać, jak choćby ”Grüß Gott”.

W pensjonacie wciąż jeszcze nie zapadła cisza, mimo że dochodziła północ. W jadalni kilka osób popijało herbatę, w hallu na kanapie siedziało małżeństwo Potockich razem z Klarą Żukowską, a Tomasz Malanowski biegał w tę i z powrotem, dzieląc czas między gości, ekipę techników, która właśnie opuszczała budynek, i własną żonę, która poczuła się dzisiaj gorzej. Nic dziwnego, zważywszy na okoliczności. Olga wciąż stała na półpiętrze, niezdecydowana, czy powinna pójść do swojego pokoju, czy raczej dołączyć do kogoś na dole. Wydawało jej się, że dziś nikt nie chce zostać sam. Mundurowy może i starał się zamydlić wszystkim oczy, ale oni i tak wiedzieli swoje. Policja miała jakieś podejrzenia. To, że śmierć Niemca nastąpiła w wyniku wypadku, nie było aż tak oczywiste.

Olga zeszła z półpiętra i po krótkim namyśle zbliżyła się do kanapy, na której siedzieli modni Potoccy i całkiem bezbarwna Żukowska. Po głowie kołatała jej się natrętna myśl, na pozór wcale nie tak osobliwy zlepek dwóch słów – ”Grüß Gott”. Nie wiedziała tylko dlaczego.

Przysiadła na oparciu i zaczęła skubać końcówkę warkocza. Był to jeden z tych wieczorów, a właściwie – jedna z tych nocy – kiedy nikt nie czuł oporów przed narzuceniem komuś swojego towarzystwa. ”Oli” posłał jej niemal obojętne spojrzenie, a ”Daga” lekko skinęła głową. Klara Żukowska była z całej tej trójki najbardziej poruszona. Denerwowała się i wierciła, spoglądała na drzwi, a później w korytarz, na końcu którego znajdowała się łazienka Niemca, następnie znowu na drzwi. Olga usiłowała nie gapić się na nią zbyt nachalnie.

d17vgqo

- Myślicie, że jeśli przyjechało CSI, to ktoś tego Szkopa ukatrupił? – odezwał się Olivier, zakładając nogę na nogę. Nie próbował nawet zamaskować kpiącego wyrazu twarzy.

Żona posłała mu karcące spojrzenie. Nie tak, jak gdyby chciała upomnieć niesforne dziecko, ale tak, jak gdyby próbowała komuś zasugerować, że jest głupim prymitywem. I zamanifestować jednocześnie swoją wyższość.

- ”Szkopa”? – zapytała ostro. – Nie powinieneś tak mówić. Lubisz, jak ktoś sobie robi jaja z Polaków? To takie... szowinistyczne.

- Kochanie, odpuść sobie, co? Żartowałem. Mogłabyś czasem… – Urwał, jak gdyby nagle czegoś się wystraszył. Usiłował utrzymać dotychczasową minę cwaniaka, ale unikał wzroku żony.

d17vgqo

- Nie będę z tobą w taki sposób rozmawiać – odpowiedziała mu Dagmara i zerwała się z kanapy. Pomaszerowała w stronę schodów, nawet się nie odwracając.

winter holidays, ski vacations background, wooden house under snow in the Alps iStock.com
winter holidays, ski vacations background, wooden house under snow in the Alps Źródło: iStock.com, fot: anyaberkut

Zagubiony w lesie pensjonat Mścigniew tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypełnia się z pozoru zwyczajnymi gośćmi...

Olivier pokręcił głową. Chciał chyba zgrywać pewnego siebie, ale tak naprawdę musiało mu być… wstyd? Tak, chyba o to chodziło, choć Olga nie dałaby głowy. Wiedziała już jednak, kto w ich związku był tą silniejszą połową, i ”Oli” zapewne już obmyślał przeprosiny. Piękna złotowłosa Dagmara nie lubiła szowinistycznych tekstów. Samica alfa. W sumie miała rację.

d17vgqo

- To nie CSI – powiedziała nieśmiało Olga – tylko zwykli techniczni.

- Zwykli techniczni przyjeżdżają do wypadku z topielcem w wannie? – spytał z powątpiewaniem.

- Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie miała pojęcia, dlaczego zależało jej, by teoria o morderstwie nie stała się jeszcze przedmiotem ogólnej dyskusji.

Klara Żukowska potarła ramiona. Nadal nie odzywała się ani słowem. Wreszcie chyba znudziło ją spoglądanie na drzwi i w korytarz, bo również wstała z kanapy.

d17vgqo

- Pójdę się położyć – oznajmiła i nie czekała na ich reakcję. Zresztą żadnej konkretnej by się pewnie nie doczekała. Kiedy weszła na półpiętro, Olivier spojrzał na Olgę.

- Myślisz, że to ona?

Właśnie takiego pytania się spodziewała. Chciała nawet zdobyć się na złośliwość, ale zwyczajnie nie miała już dzisiaj siły. I nie pamiętała, by przechodzili na ”ty”, ale tym akurat nie zamierzała się przejmować. Wzruszyła ramionami.

d17vgqo

- Nic nie myślę.

- A ty nie?

- Jakoś nie bardzo.

- Może sam go utopiłeś, a teraz chcesz być tym pierwszym, który rzuca na prawo i lewo podejrzeniami? – powiedziała powoli i ziewnęła. Czuła, jak po całym tym dziwnym dniu ogarnia ją zmęczenie.

- A może to ty? – Olivier zmrużył oczy. – Łazisz wszędzie sama, prawie z nikim nie rozmawiasz, nie chcesz się integrować...

Mogła na to odpowiedzieć na kilka sposobów. Mogła zasugerować, żeby się odpieprzył. Na przykład. Mogła też wyjaśnić mu, dlaczego chce być teraz sama i z jakiego powodu nie szuka przyjaciół. Albo zwrócić uwagę na fakt, że tutaj nikt nie próbuje się integrować. Po co jednak miałaby to zrobić? Nie znali się. ”Oli” nic ją nie obchodził. Mogła też opowiedzieć mu o swoich własnych obawach, ale nie były jasno sprecyzowane, więc właściwie nie wiedziała, jak ubrać je w słowa. Mogła jeszcze... zrobić wiele innych rzeczy. Ale nie zrobiła.

d17vgqo

Uniosła się leniwie i znowu ziewnęła.

- Tak – powiedziała. – Może to ja.

A potem poszła do swojego pokoju.

21 grudnia 2016

Budzik zadzwonił jak zwykle – o piątej dziesięć. Olga działała automatycznie – wyłączyła go, zerwała się z łóżka, pobiegła do łazienki, umyła zęby i wskoczyła w dres. Chwyciła kijki i otworzyła drzwi. Dopiero wtedy przypomniała sobie, co stało się wczoraj. Policja powiedziała, że to wypadek. Nie musiała więc się bać. A jednak wspomnienie wczorajszego poranka skutecznie powstrzymało ją przez kolejnym krokiem w ciemność korytarza. Czy wypadek tego, niezbyt zresztą sympatycznego, Niemca powinien ją zniechęcić do ulubionego sportu? Olga wycofała się do pokoju i zamknęła drzwi. Zrzuciła sportowe buty i położyła się na łóżku. Pomyślała, że równie dobrze mogłaby zmienić godzinę treningu i przejść się po lesie o bardziej ludzkiej porze, kiedy na zewnątrz będzie już jasno. Mścigniew i tak leżał na odludziu, nie musiała się upierać przy tej piątej trzydzieści rano.

Przez chwilę obracała w myślach słowa Oliviera. Czy on naprawdę podejrzewał, że ktoś zamordował Niemca, czy tylko się z nimi droczył? Z nią, z Żukowską, a nawet z własną żoną? Miał irytujący sposób bycia i pewnie czerpał przyjemność z wkurzania ludzi. Nie on jeden. A jeśli naprawdę podejrzewał, że Niemiec nie utonął przez przypadek? I jeśli podobne przeczucie mieli także pozostali goście? W tym ona sama...? Rzeczywiście nikt nie wspomniał jeszcze na poważnie o wyjeździe. A przecież w takiej sytuacji ktoś powinien. Atmosfera przedświąteczna nieco się zwarzyła, tymczasem wszyscy znaleźli się tu po to, by w spokoju spędzić urlop. Olga podejrzewała, że każdy miał jakiś konkretny powód, by pojawić się na święta w Mścigniewie, zamiast zostać w domu. To był taki kompromis między tradycją i nowoczesnością. Z jednej strony choinka, świece i dobre jedzenie, a z drugiej – brak rodzinnego ”spędu”. Każdy potrzebuje czasem uciec.

Wszyscy goście pojawili się w Mścigniewie między piętnastym a szesnastym grudnia. Wszyscy zamierzali zostać do pierwszego stycznia. To było dość niezwykłe jak na zimowe, świąteczne urlopy. Rzadko zdarzało się, by ktoś brał wolne już od połowy grudnia, przeważnie wykorzystywano przerwę między Bożym Narodzeniem i sylwestrem. Ale w ofercie Malanowskiego Olga trafiła na propozycję ”ferii świątecznych” – kilkunastodniowego pobytu w atrakcyjnej cenie, z bożonarodzeniowymi atrakcjami. Dla zapracowanych, znudzonych, chcących na nowo poczuć magię świąt. Dla tych, którzy mieliby ochotę na coś innego niż coroczne rodzinne zloty, lub też dla tych, którzy własnej rodziny nie mają i sprzykrzyły im się samotne święta. Do wyboru, do koloru. ”Ferie świąteczne w Mścigniewie”. Oferta spadła Oldze z nieba.

iStock.com
Źródło: iStock.com, fot: AutumnSkyPhotography

Kiedy pewnego poranka amatorka nordic walkingu, Olga Mierzwińska, przed wyjściem na trening odkrywa w wannie trupa, nikt nie jest zadowolony...

Teraz jednak nie chciała myśleć o swojej sytuacji życiowej. Próbowała sobie przypomnieć wszystko, co w jakiś sposób wiązało się z osobą Niemca, Heinego Steinera. Na pierwszy rzut oka wydawał się całkiem zwyczajny. Płowe, przydługie włosy, twarz przeciętna, może kiedyś niebrzydka, ale teraz poprzecinana zmarszczkami i ogorzała, jak gdyby przez lata pracował na powietrzu, narażony na działanie promieni słonecznych i wiatru. Może był marynarzem albo budowlańcem? Nosił obrączkę, więc miał żonę. Dlaczego nie spędzał z nią świąt? Pokłócili się, bo lubił sobie wypić? To było aż nadto oczywiste, że miał problem z alkoholem, każdy by się zorientował. Krok po kroku zaczęła sobie przypominać wszystko, co miało związek z Niemcem i łazienką. Domagał się, by przydzielono mu pokój z łazienką, w której jest wanna. Miał usztywniony bark i wolał kąpać się w wannie. Rzeczywiście – nie mógł zbyt wysoko unieść prawego ramienia i trochę utykał. Poza tym lubił się przecież kąpać i uważał, że wanna w pokoju to tak naprawdę żaden luksus. W Niemczech podobne pomyłki się nie zdarzają. I tak dalej, i tak dalej. Malanowski wytłumaczył mu, że jedyna łazienka z wanną w Mścigniewie znajduje się na parterze i wchodzi się do niej z korytarza. Oczywiście przylega do pokoju i gość dostaje do niej jedyny istniejący klucz, ale jednak, żeby się tam dostać, trzeba ten pokój na chwilę opuścić. Więc komfort mniejszy. Malanowskiemu chodziło pewnie o to, że do łazienki nie można przejść w samych gatkach lub na golasa, nie ryzykując podejrzenia przez innych mieszkańców, ale nie powiedział niczego takiego wprost. I nawet nie było potrzeby. Niemiec upierał się przy wannie i żadne okoliczności towarzyszące mu nie przeszkadzały. Nawet szwankujący odpływ. No to dostał wannę. Naprawdę, czasem nie warto się tak upierać...

Olga zacisnęła powieki. Co jeszcze wiedziała? Heine Steiner mieszkał w Dortmundzie. Tyle im powiedział. Ale skąd pochodził? Czy także stamtąd? Przypomniała sobie jego twardy akcent i niemieckie wtręty. Nie znała niemieckiego biegle, więc nie mogła do końca skojarzyć, co jej tu nie pasowało.

Otworzyła oczy, obróciła się twarzą do okna, a później zerknęła na zegarek. Dochodziła siódma. Przeleżała tak na łóżku, rozmyślając o Niemcu, prawie półtorej godziny. Na zewnątrz było teraz szaro i delikatnie sypał śnieg. Miła odmiana po wczorajszym, iście listopadowym, deszczu.

Do Wigilii zostały trzy dni.

Fragment pochodzi z książki ”Nie całkiem białe Boże Narodzenie”, Magdaleny Kendler, wydanej nakładem Novae Res Wydawnictwo Innowacyjne

Obejrzyj też: #dziejesiewkulturze: powstaje film o potwornej zakonnicy z Zabrza. W roli głównej Agata Buzek

d17vgqo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d17vgqo

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj