Trwa ładowanie...
fragment
03-06-2011 00:22

Nawiedziny

NawiedzinyŹródło: Inne
d28nx4e
d28nx4e

Marta Kisiel Nawiedziny

- Duch w komodzie? - Widelec z kawałkiem nieokreślonego, lecz zdecydowanie martwego i wypieczonego zwierzątka zatrzymał się w połowie drogi do ust.

Szefowa zamarła, nie do końca ufając własnym uszom. - Duch?

- Duch. Ta duch - sprecyzowała Wijka. - Ta... ducha?

- Chrzanić gramatykę, duch? W komodzie? W tym domu? Moim domu?...

d28nx4e

Wykidajło i dzierlatka przytaknęli niemrawo i jednocześnie sięgnęli po kubki z kawą.

- Chociaż jakiś porządny?...

- Nooo... bardzo porządny - odpowiedziała ostrożnie Wijka po krótkim wahaniu. - Nawet za bardzo, jak na mój gust... - dodała ciszej, lecz szefowa miała świetny słuch.

- To znaczy?

- Nieskalanie porządny.

- Wijka, ty coś kręcisz, ja widzę, że ty kręcisz. Ona kręci? - zwróciła się do Ladacy - Kręci! Co to za nieskalanie porządny duch?

d28nx4e

- Dziewica - rzekł krótko.

- Że... że co?

- Dziewica. To taka dziewuszka, która nigdy...

- Ladaco, wbrew pozorom ja wiem, co to jest dziewica. Jeszcze pamiętam.

- Ale to nie byle jaka dziewica. - Wijka uznała, że szefowa powinna poznać szczegóły. - Jedna z tych... ortodoksyjnych, co to dopiero po ślubie. A i to nie zawsze.

Szefowa zbladła jak prześcieradło. Odłożyła widelec i z widoczną odrazą odsunęła talerz daleko od siebie.

d28nx4e

- Dom publiczny nawiedzony przez ducha zatwardziałej dziewicy?...

- Aha.

- Jasna cholera...

- Aha.

Cisza, która zapadła, miała cokolwiek grobowy charakter, jako że w tym momencie cała trójka oczyma dusz swoich oglądała w zwolnionym tempie rychłą agonię przybytku, a nawet i pogrzeb. Szefowa czuła, jak rośnie jej ciśnienie. Zmarszczyła groźnie brwi.

- Już ja się z tą panną rozmówię. Żadna dziewica nie będzie mi rujnować interesu!

d28nx4e

Wspinaczka na strych ani trochę nie ostudziła jej gniewu. Nie przejmując się pukaniem czy ryglem, szefowa wparowała do pokoiku i stanęła twarzą w twarz z duchem, który od świtu realizował swoje krawieckie pasje.

- Pakuj manatki - warknęła. - Duch czy nie duch, nie będziesz mi tu cnoty szerzyć!

Hanna Fronczak Themooniada, czyli cztery dni we Wspanialewie Górnym

Leśnik Celestyn poskrobał się za lewym uchem i zaklął szpetnie. Termin złożenia kwartalnego sprawozdania minął kilka dni temu, a sakramencki dokument jakoś nie chciał zrobić się sam. Celestyn zacisnął zęby i z miną człowieka absolutnie świadomie decydującego się wejść pod lodowaty prysznic przysiągł sobie, że nie ruszy się od biurka, zanim nie ukończy papierkowej roboty, której serdecznie nienawidził.

d28nx4e

Chcąc naprawić u przełożonych fatalne wrażenie wywołane opieszałością, zdecydował, że osobiście zawiezie sprawozdanie do nadleśnictwa i równie osobiście nakłoni przyjmującą je panienkę, by opatrzyła dokument wsteczną datą wpłynięcia. A żeby uczcić zakończenie nieprzyjemnej sprawy, zorganizuje pojutrze niewielką popijawę dla grona najbliższych znajomych. Pragnąc zawiadomić przyjaciół z odpowiednim wyprzedzeniem, natychmiast wysłał im po mejliku. Muf Fiozo przeciągnął się i westchnął rozdzierająco. Wyjrzał przez okno, ale piękna pogoda napawała go niesmakiem. A jeszcze miesiąc temu było tak cudownie... Niestety, czarodziejka, która łudziła się, że jest kobietą jego życia, miała mu za złe zbyt - jej zdaniem – bliskie stosunki z hl 90210, seksowną kobietą cyborgiem, którą czas temu jakiś zmontował w pijanym widzie z resztek ufo, jakie pozostały w lesie po katastrofie zwanej oględnie meteorytem wspanialewskim. Z wściekłości odebrała Mufowi to, co miał najdroższego - umiejętność zapadania w stan błogosławionego
upojenia. Założyła mu totalny immunitet na alkohol, po czym zniknęła. Początkowo pił na umór, wierząc, że jeśli wytrąbi odpowiednio dużo procentów, odporność zniknie. Niestety, magiczka znała się na robocie, a rozkoszny rausz, do którego tak tęsknił, był równie osiągalny jak kraniec tęczy. Zrozpaczony i obrażony na cały świat, sam nie wiedząc, po co, poszedł z wizytą do hl 90210, która po potężnej awanturze z czarodziejką zamieszkała w opuszczonym budynku w sąsiedztwie. Następnego dnia rano pod dom seksownej cyborg podjechała na sygnale karetka reanimacyjna. Muf w stanie kompletnej katatonii i krańcowego wyczerpania, z kroplówką wbitą w ramię, został odwieziony do szpitala, natomiast hl 90210 zdawała się cieszyć dobrym humorem. Krzątała się po obejściu, podśpiewując metalicznym sopranem i zmysłowo polerując sobie pancerzyk. Po kilku dniach nieszczęśnik odzyskał nieco sił witalnych i został wypisany do domu, jednak jego przygnębienie było głębokie jak Rów Mariański, a immunitet wciąż działał. Co gorsza, Fiozo
nie miał pojęcia, co właściwie wyprawiał z dziewczyną androidem, ponieważ jego pamięć zaszwankowała równie definitywnie jak jego organizm. Teraz przewracał się na łóżku i wgapiał w sufit. Nagle zmarszczył brwi. Może jeszcze nie wszystko stracone, może da się coś zrobić z tym immunitetem. Jutro pojedzie do szamana, który przyjmuje w mieście powiatowym. Mosze Wodotrysk, przywódca spisku Żydów, odebrał zaszyfrowanego mejla. Jego emisariusz, mający za zadanie siać niezgodę w stolicy Boliwii, pragnął go o czymś powiadomić. Niestety, Moszemu nie było dane doczytać o czym mianowicie, bo jego komputer zatrzeszczał obscenicznie, wypuścił z siebie kłąb zielonkawego dymu i odmówił współpracy. Mosze westchnął. Doskonale zdawał sobie sprawę, że już dawno trzeba było się zaopatrzyć w nowy sprzęt, a nie uczynił tego wyłącznie przez karygodne sknerstwo. Uroczyście obiecał sobie, że jutro pojedzie do powiatu, gdzie funkcjonował całkiem nieźle zaopatrzony sklep komputerowy. Wodotrysk szarpnął pejsy i jak co dzień
pobłogosławił sam siebie za pomysł zamieszkania we Wspanialewie. Zachichotał z cicha. Choć w istnienie ogólnoświatowego spisku Żydów nikt nie wątpił, a niektórzy politycy otrzymywali od swoich informatorów przecieki o jego planach, tu czuł się stuprocentowo bezpieczny. W sennej wiosce nikt go nie wyśledzi, nikt mu nie przeszkodzi, tutaj może obmyślać swój szeroko zakrojony projekt przejęcia kontroli nad światem.

Sołtys Wspanialewa Górnego, towarzysz Winnicki, na chwilę oderwał się od pracy. Lubił wyzwania intelektualne, hobbystyczne tłumaczenie „Kalewali” na język Basków, nad którym ostatnio pracował, było na ukończeniu. Nagle jego wzrok padł na stosik urzędowej korespondencji. Na samym wierzchu spoczywało zaproszenie na naradę, jaka nazajutrz miała odbyć się w siedzibie urzędu powiatowego. Zaklął z cicha w dziewięciu językach. Nie ma siły, obowiązki urzędowe to obowiązki urzędowe, mus to mus. Trzeba będzie jechać. Może uda mu się namówić Wodotryska, żeby zawiózł go tam swoim autobusem, który swojego czasu znalazł na złomowisku, podszykował nieco, pomalował na cieszące oko kolorki i bez opamiętania rozbijał się nim po okolicy.

d28nx4e
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d28nx4e

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj