Książka Pl-boy. Dziewięć i pół tygodnia z życia pewnej redakcji Marcina Szczygielskiego robi furorę. Może nic nie byłoby w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że osoby związane z upowszechnieniem powieści są ze sobą w sposób szczególny powiązane.
Autor książki – Marcin Szczygielski, grafik z wykształcenia, książkę napisał sam, chociaż niektórzy jego dawni znajomi autorstwo przypisują komuś innemu. Najchętniej właścicielowi wydawnictwa "Latarnik", Tomaszowi Raczkowi.
Panowie są bliskimi kolegami i razem pracowali w miesięczniku "Playboy". Pierwszy jako szef studia graficznego, drugi - jako redaktor naczelny. Rozstali się jednak z magazynem. Przeszli - również na kierownicze stanowiska - do portalu internetowego "Ahoy!", który błyskawicznie zbankrutował.
Akcja Pl-boya... rozgrywa się w redakcji ekskluzywnego magazynu dla panów. Autor bez skrupułów przedstawia mechanizm powstawania "rozbieranych sesji fotograficznych", opisuje zachowanie redaktorów i administracji, gdy bezdusznie wymuszają na pozującej do zdjęć gwieździe pokazanie czegoś więcej niż tylko śnieżnobiałych zębów.
Najgorsza jest Zenia - szefowa PR. Podobieństw jest tyle, że każdy, kto choć raz zetknął się z redakcją "Playboya", wie kto w tej książce jest kim.
Doskonale w tej gmatwaninie orientuje się była dyrektor wydawnicza "Playboya", a dziś redaktor naczelna kolorowego dwutygodnika "Na żywo", Katarzyna Nazarewicz. Jej odejście z miesięcznika nie było ciche, wręcz odwrotnie. Dziennikarze nie potrafili znaleźć wspólnego języka z panią dyrektor, właścicielka wydawnictwa "Playboy", Beata Milewska, również.
- Nie chcę komentować ani tej książki, ani pomysłu zrobienia z niej filmu - mówi Beata Milewska. - Kto pracuje w naszej firmie, dobrze wie, jak tu jest. A że tak się złożyło, że osoby skupione teraz wokół ekranizacji tej powieści, kiedyś u nas pracowały, no cóż... Jest, jak jest.
- Uwierzyć nie mogę, że ktoś chce sfilmować taką brukową literaturę - oburza się PR "Playboya", Magdalena Jagielska. - Obraz redakcji, jaki maluje Szczygielski, to przecież bzdura na resorach. Dla mnie jest to zemsta frustratów.
Wreszcie do akcji przystępuje reżyser. Przerobi Pl-boya... na potrzeby filmu. I tu o dziwo... kolejna „znajomość”. Za ekranizację zabrał się Jan Sosiński - mąż Nazarewicz, kolega Raczka i Szczygielskiego, czyli trójki, której droga z "Playboyem" kiedyś się rozeszła.
Miejmy nadzieję, że na film pójdą nie tylko „znajomi króliczka”.