Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:40

Nagi cel

Nagi celŹródło: Inne
d2cgt1b
d2cgt1b

Idziemy ulicami Sorrento w kierunku stacji podmiejskich pociągów elektrycznych.
Lucia zatrzymuje się przed wystawami sklepów. Najczęściej ogląda je w milczeniu. Nie należy do gadatliwych kobiet, co – zwłaszcza teraz, gdy muszę przebrnąć przez cały ten koszmar – bardzo mi się u niej podoba. Wystarcza jej moja obecność i wymiana spojrzeń. Patrzy pogodnie i z pewnością jest szczęśliwa. Fakt ten przynosi mi znaczną ulgę: nie chciałbym, by ona również była świadkiem rozgrywającej się wokoło tragedii.
Wystawowe szyby lśnią w ciemnej czerwieni. Druga strona ulicy pogrążona jest w ciemności. Tu i ówdzie na północnych murach domów dostrzegam charakterystyczne „atomowe cienie” przechodniów, którzy w momencie błysku zasłonili je swymi ciałami. Wokół sylwetki człowieka utrwalonej na ścianie błyszczy się szkliwo tynku roztopionego w wysokiej temperaturze. Wnętrze zarysu pozostało matowe. Taka prosta i zarazem upiorna jest przyczyna powstawania „atomowych cieni”.
Niekiedy między budynkami przebiegają mgliste zjawy. Wyskakują na jezdnię i nikną w ciemności. Nie stawiają one żadnego oporu samochodom z czasu poprzedzającego katastrofę. Na chodnikach leżą postacie umierających ludzi. Ich przezroczyste, ledwie zarysowane w przestrzeni ciała przenikają nasze nogi. Domyślam się, że wielu przechodniów straciło przytomność lub życie kilkanaście sekund przed uderzeniem fali nadciśnienia, która jeszcze nie dotarła do brzegów Sorrento: poraziło ich twarde promieniowanie elektromagnetyczne i cieplne. Czasami mijamy większe grupy takich powalonych na ziemię postaci. W miejscach nieosłoniętych, gdzie światło błysku padło na ciała bezpośrednio, jest ich znacznie więcej niż w ogrodzie za domem Sofii.
Naraz przypominam sobie czterodniowy okres pobytu między drzewami owocowymi w okolicy białego domu, gdzie nieświadom czasu, miejsca ani sytuacji spałem na jawie i włóczyłem się bez celu, to pogrążony w duchowym zamroczeniu, to znów – jak mi się zdawało – z jasnymi myślami w głowie, lecz w stanie fizycznego odrętwienia graniczącego z letargiem. Co ja tam właściwie robiłem?

Po wielu godzinach obserwacji zaczynam się wreszcie orientować, na czym polega główna różnica między dwoma oglądanymi tutaj, przenikającymi się wzajemnie stereonami. Dotąd byłem przekonany, że przebieg katastrofy odtwarzany jest w niezwykle zwolnionym, lecz miarowym tempie. Wyobrażenie to nie odpowiada rzeczywistości. Stereon przedstawiający tragiczne losy mieszkańców wybrzeża wyświetlany jest w tempie niejednostajnym, podobnie jak obraz z taśmy magnetowidowej poruszającej się skokami. Sekundowe okresy, kiedy akcja posuwa się nieco naprzód (w takich momentach zjawy ożywają nagle), rozdzielane są długimi przerwami w przestrzennej projekcji, podczas których przezroczysty miraż całej katastrofy trwa w doskonałym bezruchu.
Wychodzimy na główną ulicę Sorrento. Lucia pyta przechodniów o drogę. Mijamy zatłoczony plac i długie schody, które prowadzą w dół z wysokiej skarpy do przystani statków. Na placu kręcą się turyści. Jedni siedzą w kawiarniach, inni kupują pamiątki.
Przy zejściu na schody waham się przez moment: myślę, czy nie zrezygnować z ryzykownej wycieczki do Neapolu i nie popłynąć na Capri. Wiem jednak, że w przypadku prawdziwej eksplozji również na wyspie nie znajdziemy bezpiecznego schronienia. Terroryści dysponują bombą o bardzo wielkiej mocy. Skutkami wybuchu zagrożona jest cała okolica Zatoki Neapolitańskiej. Po krótkim namyśle utwierdzam się w przekonaniu, że podróż do Neapolu jest konieczna: w drodze do tego miasta mógłbym przekonać się osobiście, czy de Stina wydał już odpowiednie polecenia, to znaczy czy kazał wprowadzić kontrolę pojazdów opuszczających Neapol, gdzie wieczorem poprzedniego dnia (po moim telefonie do Melfeiego) z pewnością zgromadzeni zostali wszyscy członkowie organizacji Penne Nere. Teraz chodzi przecież tylko o to, aby terroryści nie przewieźli groźnego ładunku do innego miasta.
Stacja circumversuviany znajduje się po prawej stronie ulicy. Pociąg do Neapolu stoi już przy peronie. Głośniki zapowiadają jego odjazd. Wbiegamy na górę po schodach, kupuję bilety i w ostatniej chwili wskakuję za Lucią do przedziału.
Ruszamy. Nasz pociąg toczy się po szynach, a widmo drugiego pociągu pozostaje przy peronie. Ten drugi stoi na tym samym torze. Zarysy jego ścian przenikają nasze ciała.
Obraz zatoki przesuwa się w oknach z lewej strony wagonu. Zajmuję miejsce naprzeciwko Lucii.

Rozmawiamy o dziwnym psychologu i o jego córce Sofii. Lucia uważa, że ich dom jest niesamowity. Bez przerwy odbywają się w nim jakieś osobliwe spotkania naukowe lub zabawy i bankiety. Oboje lubią otaczać się ludźmi, to pewne. Więc zapraszają ich do siebie. Lecz przy takim – towarzyskim – trybie życia o swych gości troszczą się w stopniu równie niewielkim, jak i o własny dom, który (Lucia była świadkiem kilku takich scen) demolowany jest przez nietrzeźwych biesiadników i szybko obraca się w ruinę.
Istotnie. Przypominam sobie, jak Sofia przyjęła nas wczoraj, po konferencji prasowej jej ojca, kiedy na górze zostaliśmy z Lucią sami. Weszła do pokoju, posłała łóżko, rozebrała się i położyła spać – słowem zachowała się tak, jakby nas tam wcale nie było. Ona lekceważy ludzi, ignoruje ich, a stąd niedaleko już do pogardy. Czyż może być inaczej, jeśli to właśnie ona jest poszukiwaną terrorystką? Tylko ktoś taki, kto innych traktuje jak przedmioty, mógłby spokojnie znieść śmierć mieszkańców wielkiego miasta. Lucia nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.
Przyznaję jej rację: Lisitano jest dziwakiem. Trzeba mieć za dużo pieniędzy i fantazję lub nie wszystkie klepki w głowie, żeby popłynąć sobie spokojnie na Capri, zostawiając otwarty dom na pastwę takich prowokatorów i opojów, jak na przykład ten cały ulubieniec Sofii – Renato i jego gotowa zbiec się na skinienie banda.
– Dlaczego go uderzyłeś?
– Bo jestem o ciebie zazdrosny.
Lucia uśmiecha się do mnie. Czy pamięta, co zdarzyło się wczoraj w czasie dziwnego zebrania w domu Sofii, przed wymianą zdań na temat istoty materii, kiedy Lisitano, po to tylko, by sprowokować obecnych do dyskusji, wywołał nas na środek pokoju i położył na jej ręce urojoną cegłę? Pewnie lunatyczny nastrój wczorajszego seansu wciąż jeszcze zajmuje pogrążone we śnie myśli tej dziewczyny. Musi tak być, gdyż każde głęboko uśpione medium – po przebudzeniu – uznaje poddane mu przez hipnotyzera nastawienia za swoje własne. Więc Lucia nie wie, w jakich okolicznościach doszło do zbliżenia między nami.

d2cgt1b
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2cgt1b

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj