— Masz jakieś szczególne życzenie? — zapytał wczoraj, gdy z bólem w piersiach usiłowała zatrzymać nieubłaganie pędzący przed siebie czas.
Było późno, ale ostatnio często rozmawiali do późna. Do chwili, gdy czas, wciąż pędząc bez wytchnienia, docierał do odpowiedniego punktu i rozdzielał ich na kilka zbyt długich godzin. On wracał wtedy do swojego pustego mieszkania, a ona kładła się do pustego łóżka i z całych sił zaciskając powieki, modliła się o sny, które zaprowadzą ją do niego. W pokoju obok puste łóżko jej męża było jak tablica informacyjna z napisem: „Wrócę po pracy”. A praca kończyła się wtedy, gdy ona dawno już spała kamiennym snem lub gdy musiała się wyrywać z objęć swoich najpiękniejszych snów, by przytulić przebudzoną nagle Misię. Misia, choć skończyła już trzy latka, budziła się często, płacząc lub wołając ją przez sen. Zabierała ją wtedy bez zastanowienia do swojego łóżka, przypominającego bryłę lodu, i zasypiały razem, mocno w siebie wtulone.
Wczoraj, kiedy tak bardzo i za wszelką cenę chciała odwlec conocne obcowanie z bryłą lodu, zadał to pytanie o życzenie. Oczywiście, że takie miała. Marzenia i życzenia były wszystkim, co tak naprawdę miała i dzięki czemu przeżywała kolejne dni. Z bólem serca myślała o tym, że nawet Misia nie jest tak bardzo jej jak te marzenia, bo przecież w końcu dorośnie, pójdzie swoją drogą, zachwyci się światem lub nim rozczaruje i zostawi ją samej sobie, zgorzkniałej, nieszczęśliwej, ale na pewno wciąż marzącej. Marek pewnie będzie w tym czasie pracował i robił karierę. Może nawet zabraknie już szczebli na drabinie, po której będzie się piął.