Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:01

Na krawędzi marzeń

Na krawędzi marzeńŹródło: Inne
d4gyxfy
d4gyxfy

Kazamiko opuszkami palców gładziła jego skórę. Topniał pod tym dotykiem. Byli razem. Słońce kreśliło swymi coraz bardziej nachalnie wdzierającymi się przez okno promykami dziwne wzorki na podłodze „jego” pokoju. Kolejna burza, która dopadła ich, z hukiem dziurawiących niebo grzmotów, przeminęła. Wciąż byli razem. Zdawało im się, że nic ich już nie rozdzieli.

- Kocham cię – oświadczył Kreska.

- Mylisz miłość z pożądaniem – stwierdziła prowokacyjnie Kazamiko.

- No dobra, kocham cię i pożądam – uściślił Kreska.

d4gyxfy

Uśmiechnęła się błogo.

- Niewiele pijesz – zauważył, sięgając po piwo.

- No nie – stwierdziła Kazamiko.

- Czemu? – spytał zaciekawiony.

- Kiedyś przesadzałam – odparła samokrytycznie.

- Taaak? – zapytał przeciągle Kreska.

- Tak, nie umiałam wyczuć tej subtelnej granicy. Fajnie mi się piło w dobrym towarzystwie, a potem męczył mnie kac straszliwy. Nienawidziłam tego. Po którymś takim razie, coś we mnie się zbuntowało przeciwko temu i zaczęło dawać mi jasne sygnały, kiedy skończyć. Nagle coś we mnie już wiedziało, ile mogę sobie bezkarnie wypić.

d4gyxfy

- Co ja słyszę, to upijałaś się w przeszłości? – podsumował ironicznie, w nawiązaniu do jej ataków, jakoby sam pił zbyt dużo.

- Nie do nieprzytomności – odcięła się zdecydowanie od jego insynuacji. – Tak załatwiłam się tylko raz…

- Hm, ciekawe, a kiedy to było? – ciągnął ją za język bezlitośnie, odkrywając tak kolejny skrawek lądu, z bijącym sercem pod powierzchnią.

Kazamiko już dawno podciągnęła przed nim swoją kusą sukienkę, pokazując mu bez cienia skrępowania swoje małe piersi i ściągnęła majtki odkrywając resztę… Cały czas Kreska zgłębiał jednak to, co w niej, to co wewnątrz. Uchylała najczęściej łaskawie rąbka swoich tajemnic. Tak było i tym razem.

d4gyxfy

- To było na moim pierwszym biwaku – powiedziała z czarującym uśmiechem. – Piliśmy poncz poziomkowy, który nikomu poza mną nie smakował. A mi owszem, a mi tak – skwitowała prawie z dumą. – Smakował jak tatowe wino – rozmarzyła się. – Tylko, niestety, procentów miał ze dwa razy więcej… Miałam spać w namiocie z kumplem. Film mi się zerwał nim do niego dotarłam. Ostatnie, co pamiętam, to jak leżę bezwładna w trawie i bełkoczę coś, że mam już dość. Rano obudziłam się, otworzyłam oczy, a świat zawirował mi okrutnie. Od razu zamknęłam oczy, w złudnej nadziei, że to minie. On zanucił schrypniętym głosem… „śpij aniele mój” – naśladując całkiem udanie Janerkę z repertuaru Klausa Mitffocha… Zdobyłam się na to i ponownie otworzyłam oczy. Zlustrowałam wszystko wokół, zbierając chaotycznie myśli do kupy. Zorientowałam się, że nie wiele pamiętam. No wiesz, ostatnie co pamiętałam, to jak padłam na trawę i nie mogłam wstać. To było straszne. Spojrzałam kontrolnie po sobie i ciut podejrzliwie na niego..

- Miałam sweter – powiedziałam głucho i moje słowa odbiły się jak echo w studni.

- Zdjęłaś go, bo było ci gorąco – odparł, co nie uszło mojej uwadze, ciut rozbawiony.

d4gyxfy

- A pas? – zapytałam martwo, próbując ustalić fakty. – Wiesz Sherlock Holmes na tropie niewyjaśnionego – uśmiechnęła się uroczo.

- Uwierał cię – odpowiedział ciepło.

Wiedział zapewne jakie myśli kłębią mi się w głowie i czekał, czy go o to spytam wprost. Nie zrobiłam tego, choć to nie dawało mi spokoju. Gnana niepewnością, jak tylko wróciłam z biwaku, umówiłam się do ginekologa i rozłożyłam przed nim nogi, choć teoretycznie nic mi nie dolegało.

d4gyxfy

- Wszystko dobrze – oświadczył lekarz, nie zaspokajając tym mojej ciekawości.

- Ale czy jestem dziewicą? – bąknęłam, uciekając wzrokiem jak najdalej. Najchętniej schowałabym się pod ziemię. Skryłabym się w jakieś norce i zapytałabym przez tubę. Czułam się idiotycznie. Musiałam jednak zapytać. To nie dałoby mi spokoju. Spojrzał się na mnie i zapewne pomyślał: no tak, punkówa, nachlała się i nie wie, czy jest dziewicą, czy nie.

- Tak – odpowiedział, a ja czym prędzej się zmyłam z jego gabinetu. Czułam się z tym okropnie. Ufałam kumplowi, wydawało mi się, że nie zrobiłby czegoś takiego, ale też pił i na sto procent nie byłam pewna. Potem prześladował mnie jeden sen.

d4gyxfy

- Jaki? – spytał Kreska.

- Jesteśmy gdzieś całą ekipą. Wpadają skini, zaczyna się dym, a ja jestem tak pijana, że leżę na glebie. Mogę patrzeć, ale nic poza tym. Nigdy w życiu nie czułam się tak upodlona. Przytulił ją łagodnie i pogłaskał jej plecy. Zbierał się do wyjścia, choć wcale mu się nie chciało. Najchętniej zostałby z nią, przy niej, może nawet w niej, choć był cudownie zaspokojony. Obrzucił ją smutnym wzrokiem, jakby chciał zapamiętać jak wygląda.

- Ładnie się ubrałaś – rzucił będąc już na wylocie. – Czekasz na kogoś? – spytał pół żartem, pół serio.

- Na kochanka, ale będzie później – Kazamiko zażartowała okrutnie.

Oczywiście nie powinna tego robić. Nie dolewa się oliwy do ognia. Kreska był i bez tego bardzo zazdrosny, ale stało się. Jak to się mówi, uderz w stół, a nożyce się odezwą. Słowa padły. Nie sposób było je zawrócić, jak nie sposób odwrócić nurtu rzeki.

- Powiedz mu, jak już będzie po, że jest bardzo odważny. A jak zapyta dlaczego, dodaj, że mu nie mówiłaś, ale masz bardzo zazdrosnego faceta, który ma takie powiedzonko „nie znasz dnia ani godziny, kiedy dopadną ciebie skurwysyny”. Wspomnij, że twój facet jest porywczy i zdeptałby mu głowę lub zrobił coś równie nieprzyjemnego, gdyby wpadł w trakcie – wychrypiał.

- Nie przyszedłby więcej gdybym mu tak powiedziała – odparła Kazamiko, wczuwając się w hipotetyczną sytuację.

- A jakbym rzeczywiście wpadł? – pociągnął temat Kreska, również wczuwając się.

- To też by więcej nie przyszedł – westchnęła smutno, zmęczona tymi wizjami zdrady i kary. Pogładziła go uspokajająco po ramieniu. Pożegnali się czule. Niedługo potem zadzwonił.

- Jak było? – spytał.

- Przecież wiesz jak było! – powiedziała Kazamiko zdumiona. – Nie udaję ochów i achów, aby zrobić ci przyjemność, podbudować twoje męskie ego. Zresztą czy można udać gęsią skórkę, twardość sutków, wilgoć cipki. Przywołać rumieńce na policzki w chwili, gdy są nam one potrzebne. Przyśpieszyć bicie serca, powiększyć ciut piersi. Zabłyszczeć oczami. Było cudownie jeśli musisz to wiedzieć – skończyła Kazamiko.

- Takiej odpowiedzi oczekiwałem – wyszeptał.

Jej śmiech, niczym spadające koraliki z zerwanego sznura starych perełek.

- Nie chce mi się iść do pracy. Stoję tu, ale głowę zostawiłem przy tobie – wyznał.

- Zostawiłbyś pewnie coś jeszcze – powiedziała prowokująco.

Odpowiedziała jej cisza.

- Serce, kutasa, jajeczka do wypieszczenia – pociągnęła temat dalej. – Do pracy to tylko ręce, nogi, krzyż który to połączy – zamruczała.

Westchnął, a po chwili zmusił swoje ciało, by wsiadło do autobusu bynajmniej nie przybliżającego go do niej…

Zadzwonił do niej ponownie już z pracy.

- Nie mogę się skupić. Myślę o tobie od rana, o seksie z tobą i już nie wyrabiam. Kazamiko bolą mnie jajka – rzucił niby czule ale jednocześnie takim ciut oskarżycielskim tonem.

- Jak to bolą? Przecież mówiłeś, że ciebie nigdy nie bolą. Pamiętasz, zapytałam kiedyś o to? – powiedziała zdezorientowana.

- Nie bolały, teraz bolą – oznajmił.

Jej perlisty śmiech.

- To piękne, że aż tak ci się ze mną chce – uznała od razu.

- Kazamiko, ja się tu męczę – zaznaczył.

- Jak przyjedziesz zajmę się tym – oświadczyła pogodnie. – Może tak być? – spytała retorycznie.

- Tak myszko – zgodził się od razu. – A weźmiesz do buzi? – spytał na zakończenie.

- Do buzi? – udała zawahanie.

- A co nie lubisz? – spytał tym razem on zdezorientowany.

- Lubię droczyć się z tobą, czasami – odparła rozbawiona.

Kiedy wrócił, zarzuciła mu ramiona na szyję. Wtulili się w ciepło swoich ciał. Zaraz po przywitaniu wyjęła mu koszulkę ze spodni i zaczęła gładzić mu brzuch, myślami już pragnąc zjechać niżej, ale hamowała się tym razem. Wiedziała, że to nieuniknione, więc i tak nadejdzie. Nie chciała jednakże niczego przyspieszać, choć coś w niej domagało się tego. Podniosła sama sobie poprzeczkę. Smakowała go tym razem powolutku…

„Czego oni od nas chcą? Czego ci ludzie od nas chcą? Mnie twoja proteza nie przeszkadza. Czego oni od nas chcą? Czego ci ludzie od nas chcą? Mnie ona absolutnie nie przeszkadza” – zanuciła tuż po kawałek Kosmetyków Mrs Pinki.

[…]

Wpuścił ją, więc mogła zaistnieć. Weszła, stukając szpilkami swoich nowych, długich, czarnych, zamszowych kozaczków. Zauważyła zdumione spojrzenie Rysy.

- Kreska mi kupił – oświadczyła promiennie. – Poprosił żebym poszła z nim do sklepu obejrzeć buty, mówiąc, że widział takie trochę dziwkarskie, ale że bardzo mu się spodobały. Byłam nieziemsko ciekawa, jakie buty podobają się mojemu mężczyźnie, dlatego poszłam. Obuwniczy był u mnie na dzielnicy, całkiem niedaleko, więc nie było to żadne wielkie poświęcenie. Nigdy w nim nie byłam, choć jest usytuowany na głównym deptaku. Mijałam go wcześniej, owszem, ale nigdy nie zajrzałam do środka. To był więc mój pierwszy raz – powiedziała, uśmiechając się tajemniczo. – Już wchodząc do sklepu – ciągnęła dalej – zauważyłam, że tam nie ma żadnych normalnych butów.

- Uściślij, co znaczy normalne buty – przerwał jej ze śmiechem Rysa.

- Normalne buty mają płaskie podeszwy. Można w nich chodzić, a nawet biegać, bez obaw o konsekwencje. W tamtym sklepie takich butów nie było. Rozejrzałam się i ogarnął mnie dziwny, pierwotny lęk. Podobno mózgi nasze i zwierząt mają wspólną, gadzią część, odpowiedzialną za odczuwanie lęku. To, co poczułam, to był właśnie taki trudny do wytłumaczenia, zwierzęcy strach. Wszystkie buty w tym sklepie były na bardzo wysokich i dodatkowo, jakby tego było jeszcze mało, cienkich obcasach. Zabiłabym się w takich butach – pomyślałam w popłochu ale zaraz się uspokoiłam myślą, że przecież tylko oglądam… Że nie będzie mi nic kupował, bo sam mówił, całkiem niedawno zresztą, że mężczyzna nie powinien kupować kobiecie butów, bo jest jakiś przesąd, że jak je kupi, to ona w nich odejdzie do innego, a tego by nie chciał.

- Co sądzisz o tych? – zapytał mnie jednak po chwili, wskazując kozaczki.

- Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – To nie mój styl, mi się podobają glany, wygodne buty, które nim stały się modne, były traktowane jako ortopedyczne, przecież wiesz – dodałam.

- Przymierz – powiedział ciepło.

- Co? – krzyknęłam wystraszona, a ekspedienta (taka wystrojona lala, z tipsami uniemożliwiającymi jej zapewne robienie czegokolwiek w domu, fajny patent swoją drogą) spojrzała na mnie badawczo. Poczułam się jak okaz w podświetlonym terrarium… Oczyma wyobraźni widziałam jednak nadto wyraźnie, jak noga mi się wykoślawia na tej cieniuśkiej szpilce, tracę równowagę i lecę jak długa na kafle podłogi. Publicznie, w moim miasteczku, gdzie wszyscy się znają, a mnie tym bardziej, bo się trochę wyglądem wyróżniam.

- No, trochę – wtrącił Rysa rozbawiony.

- To nie jest dobry pomysł – oświadczyłam Kresce z przekonaniem, analizując pobieżnie fakty i myśląc z przerażeniem, że być może przez takie szpilki, można nawet złamać sobie nogę i jak wtedy bym na koncerty chodziła...

- Tylko załóż – poprosił ciepło. – Chciałem zobaczyć jak byś wyglądała w takich butach.

- Nie utrzymam równowagi stojąc na czymś takim długim i cienkim – próbowałam mu przetłumaczyć. – W szpilkach trzeba umieć chodzić, ja nie umiem – wyszeptałam ze ściśniętym gardłem. Nie chciałam robić zamieszania, przykuwać ponownie uwagi sprzedających tam kobiet.

- Kochanie tylko załóż – nie odpuszczał. – Przytrzymam cię – oświadczył dziarsko.

Spojrzałam na buty, które wydawały mi się nieciekawe, i na Kreskę pełnego nadziei. Wciągnęłam posłusznie kozaczka na nogę. Oczy Kreski rozbłysły, prawie dostał orgazmu. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że całkiem fajnie konweniuje się kozaczek (jakby powiedział Kreska) z moją nogą. Założyłam drugiego i przeszłam kawałek po sklepie, myśląc tylko o tym by nie stracić równowagi i jednocześnie, by nie człapać w nich jak szkapa. Nawet w tym momencie myślałam głównie o tym, aby mu się podobać, by go podkręcić, skoro lubi takie przebieranki.

- Czy są wygodne? – spytało podchwytliwie moje kochanie.

Głos Kazamiko stał się słodki i płynny jak lipowy miód. Kapał niczym płynne złoto.

- Wiesz, to dziwne ale nawet tak – odpowiedziałam mu szczerze, niczego nie podejrzewając. - Proszę zapakować, bierzemy – rzucił w tym momencie ekspedientce, sięgając do kieszeni po portfel.

Zatkało mnie. Otworzyłam chyba nawet usta ze zdumienia, ale widocznie zapowietrzyłam się jak wigilijny karp, wyciągnięty nagle z baseniku i rzucony bezceremonialnie na sklepową wagę. W rezultacie nic nie powiedziałam. Kobieta w tym czasie sprawnie pakowała kozaczki. Profesjonalistka, bez dwóch zdań. Nie chciałam robić tam scen. Zgłaszać protestów. Nagle na wszystko stało się za późno. Buty były zapakowane i zapłacone. Wyszliśmy. Kreska uszczęśliwiony. Ja oszołomiona. No i takim trafem mam na starość buty na szpilkach – skończyła swoją opowieść Kazamiko.

- Jak się w nich chodzi? – spytał z zaciekawieniem Rysa.

- Nie są tak wygodne jak glany, ale daję radę. Początkowo pokonywałam w nich tylko krótki odcinek od drzwi do łóżka, wiedząc, że dywan jest miękki jakby co, a upaść w zaciszu domu, to nie to samo co wyrżnąć się gdzieś publicznie… Potem przełamałam się i zaczęłam wychodzić w nich z domu. Oczywiście początkowo na małe dystanse. Rozdeptałam je sobie i jako tako nauczyłam się w nich chodzić. Myślę, że są bardzo seksi. Nie dostrzegałam tego wcześniej, ale jest jednak coś seksualnego w szpilkach. W tym jak wyglądają kobiece nogi w nich, a nawet w samej szpilce... W jej długości, cienkości – oznajmiła.

- No jest – uznał Rysa z uśmiechem rozbawienia.

Nie przypuszczał, że kiedykolwiek zobaczy Kazamiko w takich butach. Życie niesie pełno niespodzianek. To chyba właśnie sprawiało, że było tak fascynujące. Nigdy do końca nie wiadomo, co przyniesie jutro, ani co czai się za najbliższym rogiem.

Rysa mieszkał sam, w nowo wybudowanym bloku, w sercu starej dzielnicy. Cenił sobie spokój tych swoich czterech ścian. Pamiętał jak było kiedyś, gdy mieszkał jeszcze z rodzicami i niezbyt dobrze dogadywał się z nimi, bo krótko mówiąc nie pasował do ich wizji. Wyfrunął z rodzinnego gniazdka tak szybko, jak tylko się dało…

Kiedyś myślał, że jego ojciec, jest starszy od węgla.

- Jak można mieć tyle lat? Takie poglądy, tak ciasny horyzont? – zastanawiał się.

Nim się obejrzał sam wbił się w lata i ciut zdziwaczał. Machina zwana życiem, z tymi wszystkimi trybikami, wciągnęła go i przemieliła, jak wielu jemu podobnych. Po prostu zleciało. Rysa nie czuł się staro. Trzymał się też, co trzeba mu przyznać, dość dobrze. Brzemię lat doskwierało mu w zasadzie tylko w obliczu urody dziewczyn, coraz młodszych. Kontakt z nimi. Z tym ich beztroskim szczebiotem. Z tym lekkim, bo nie naznaczonym zbytnim doświadczeniem podejściem do życia. Gładkością ich ciał. Ciasnością szparek, nie rozepchanych innymi, tymi co przed nim, ani przeciskającymi się w dniu narodzin ich dziećmi, był dla niego jak odmładzający zastrzyk. Z drugiej strony uświadamiał mu jednak, że on sam nieubłaganie starzeje się. Podąża drogą ku drzwiom z napisem: koniec. Nic nie mógł na to poradzić. Nikt nie może. Tak to już jest wszystko urządzone. Pojawiamy się, chwilę trwamy i znikamy.

[…]

Zostać tatusiem to był najgorszy scenariusz, jaki tylko mógł sobie Rysa wyobrazić. Zamierzył się ręką, udając że jeszcze słowo i przyłoży jej. Zaśmiała się perliście.

- Zważaj na słowa, abyś potem nie musiała opowiadać farmazonów, że uderzyłaś się w szafkę – rzucił z udawaną srogością.

- Jak ja zaliczę szafkę, to ty zderzysz się z lodówką – odparowała błyskawicznie.

Ich śmiech wypełnił przestrzeń pokoju, tak małego, że wszędzie miał swój punkt centralny. - „Kobieta to róża, która ciebie kaleczy. Kobieta to choroba, której nikt nie wyleczy. Kobietaaa” – zaintonowała, lekko fałszując kawałek swojego ulubionego Października, jednej z tych kapel co to pojawiły się i przepadły bez wieści, pozostawiając po sobie ledwie parę nagrań.

Zignorował to.

- Co jest w nim takiego, że tak ciebie do niego ciągnie? – zapytał Rysa, znowu koncentrując się na niej. – Co poza seksem, bo to przecież można mieć z każdym? – doprecyzował pytanie.

- Robi niesamowite zdjęcia. Do tego pisze i to tak pięknym stylem, że mam wrażenie, że moje pisanie przy nim, to czysta grafomania. Potrafi zakląć w słowa miłość, zdradę, swoje pożądanie, lęki, obawy. Swój sposób widzenia świata. Jest tak, jakby umiał pochwycić pięknego ptaka w locie. Zatrzymać w dłoni i puścić na wolność, gdy mu przyjdzie ochota... Kocham się w jego słowach. Ma dar – odparła uśmiechając się słodko. – Czytał mi swoje wiersze, są naprawdę dobre. Wnikają we mnie głęboko i poruszają jakieś ukryte struny. Spytałam, czy publikował je gdzieś i wiesz co mi odpowiedział ?

- Co?

- Że opublikował je, na murze… To było takie śmieszne, prawie się popłakałam ze śmiechu. Widzisz, on potrafi mnie zawsze rozbawić. Uwielbiam to jego poczucie humoru. Do tego wszystkiego jesteśmy po zbliżonych przejściach. Mam wrażenie, że on doskonale mnie rozumie. Czuję się tak, jakby czytał ze mnie jak z otwartej książki. Nie muszę mu wiele mówić, a on i tak wie, co czuję. Często myślimy o tym samym, mamy identyczne skojarzenia. I to jest takie niesamowite. Podobno w życiu przyciągają się przeciwieństwa, ale ja tak nie mam. Mnie jak już, to ciągnie do kogoś zbliżonego do mnie. Jest we mnie jakieś idiotyczne przeświadczenie, że tylko ktoś taki mnie zrozumie. Pewnie dlatego wszyscy moi faceci byli punkami i w zasadzie zaczynałam chodzić z nimi bez wcześniejszego umawiania się na randki. Żadnych zalotów, gry wstępnej, wzajemnego bliższego poznawania się. Jeśli interesujący mnie facet był punkiem, to mi w zupełności wystarczało. Miałam poczucie, że jest taki jak ja, że słucha tej samej muzyki, jest
prawdopodobnie po jakichś przejściach w domu, wie czym jest nietolerancja, że sporo rozumie i że mnie nie skrzywdzi w łóżku, że nie zrobi niczego wbrew mej woli. Nikomu innemu bym nie zaufała w tych sprawach – wyznała żarliwie Kazamiko.

- Kaz nie możesz podchodzić do tego w ten sposób. Faceci są różni, wśród punków też może trafić się szuja – oświadczył Rysa.

- No niby wiem, ale i tak jest we mnie do was, punków, takie niesamowite zaufanie. Czy wiesz, że byłam z Kantem przez rok i nie wiedziałam, jak ma na imię? – spytała.

- No coś ty? – zdziwił się Rysa.

- Nie interesowało mnie jego imię, to nadane mu przez rodziców. Mówiłam do niego tak jak wszyscy, po prostu Kant. Zresztą do dziś tak mówię. Niedawno Młoda oświadczyła, że wie jak tata ma na imię i okazało się, że wydawało jej się, że Kant to jego imię. Musiałam jej tłumaczyć, że to ksywka, pseudonim, że na imię tata ma inaczej – dodała Kazamiko. – A wracając do Kreski, to fascynuje mnie jego inteligencja. Jest pierwszym facetem, który mnie zgwałcił – powiedziała, a Rysa przyjrzał się jej uważniej. – Intelektualnie – dodała Kazamiko

[…]

To właśnie tej jesieni coś w niej zaczęło pękać. Zrobiła się mała szczelina, wyłom. Kokon w którym tkwiła tyle lat, stracił swoje właściwości. Rozszczelnił się. Chodziła po dawnemu w różne miejsca, bo uwielbiała ruch, jak się coś działo, ale w środku była już inna… Chodzić lubiła zawsze, o każdej porze dnia i nocy, coś ją zwyczajnie gnało przed siebie. Nie było złych pór roku. Ruch był jej potrzebny do życia. Do tego by trwać, by nie zgnuśnieć.

- Lepiej się zużyć jak zardzewieć – mawiała na poły filozoficznie jej koleżanka Monia i to miało tłumaczyć wszystko.

Określało ją to. Wieczorem, idąc ulicami, czasem patrzyła ludziom w okna. Przyciągało ją ciepłe, żółte światło. Tak inne od oszczędnej, ale jednocześnie zimnej, poświaty jarzeniówki z pokoiku jej dzieciństwa. Tamto światło kojarzyło jej się z ciepłem, z prawdziwym domem. Takim jakiego sama nie miała. Chciała czasem znaleźć się wewnątrz takiego domu, rozświetlonego taką nieekologiczną, dającą żółtą barwę, zwykłą żarówką. Łaknęła ciepła. - Idę samotna ulicą mojego miasta – zanuciła, parafrazując Bikini. – Bikini – westchnęła. – Czy ktoś jeszcze pamięta tą kapelę – zapytała samą siebie. – „W kawiarni siedzę przy oknie i patrzę przez szybę mojej melancholii. Na ludzi podobnych do mnie” – przypomniał jej się kolejny fragment Bikini.

Lubiła ruch i kochała muzykę. Pewnie dlatego nałogowo chodziła na koncerty. Dużo ich było. Nie wszystkie pamiętała i to bynajmniej nie z powodu alkoholu. Ot tak, jakoś zatarły się granice między nimi, zostawiając w pamięci jedynie co ciekawsze epizody.

[…]

- Dla ciebie – wyszeptała.

Wszedł w nią niecierpliwie. Rytmiczne, głębokie ruchy, które po chwili zastąpiła seria płyciutkich. Po nich znowu wjechał w nią calutki i zaczął wiercić się w niej, rozpychać. Odwzajemniła to. Nie zamarła pod nim w bezruchu.

- Uwielbiam być w tobie – wyszeptał.

- Wiem – odpowiedziała.

Było jej bardzo dobrze, chciała by jemu było równie cudownie. Zacisnęła więc na nim po raz kolejny, mięśnie pochwy, tak mocno jak tylko dała radę. Wstrząsnął nim dreszcz.

- Kocham cię – zajęczał.

- Wiem – odpowiedziała ponownie.

- Skąd?– spytał rozpalony.

- Takie rzeczy się wie – odparła wprost.

[…]

Nagi. Rozpięty na krzyżu. Ramiona rozpostarte, w nadgarstkach przywiązane, podobnie jak stopy w kostkach, wprost do drzewca. Męskie ciało na krzyżu. Karmiła wzrok tym widokiem, od którego truchlało jej serce. Spojrzała mu w oczy. Wolno, powłóczyście. Rozchyliła trochę usta, niecierpliwe w oczekiwaniu pierwszej pieszczoty. Koniuszkiem języka zwilżyła je. Odwróciła nieznacznie głowę i zbliżyła się do krzyża. Zatrzymała się tuż przed nim. Jego członek zaczął się już do niej prężyć. Ponownie spojrzała mu w oczy, powoli, perwersyjnie. Spuściła ze smyczy pożądanie, a wraz z nim dłonie. Opuszkami palców przejechała po jego twarzy. Zatrzymała się przy ustach. Pomału przejechała palcem po wargach. Wycofała się z dotykiem. Będąc obok, patrząc mu w oczy, polizała czubek swojego palca. Rozchyliła usta i wpuściła go do buzi. Całego. Pojawiał się i znikał. Robiła z palcem to, co tak lubiła wyczyniać z penisem. Wczuła się. Wstrząsnął nią dreszcz podniecenia. Spojrzała dziko w jego coraz bardziej nieprzytomne oczy. Chciała
się jeszcze z nim bawić w kotka i myszkę. Zapolować na niego, ale nie wytrzymała. Przyssała się ustami do jego ust. Wtargnęła językiem w głąb. Momentalnie opletli się językami. Wilgotno, ciepło, szybko. Krew pulsowała, serce biło w przyspieszonym rytmie. Omiotła rękoma jego tors. Przywiązane silne ramiona. Zjechała w dół, muskając boki pośladków. Z wyrachowaniem ominęła sterczącego, złaknionego dotyku penisa. Spojrzała mu po raz ostatni w oczy. Oddychała szybko. Pod habitem rytmicznie unosiły się jej drobne piersi. Osunęła się przed nim na kolana i w końcu spojrzała na jego ptaka w pełnej gotowości. Duża główka, którą tak lubiła na zmianę lizać i muskać pocałunkami. Nabrzmiała żyłka na nim, którą tak lubiła delikatnie drapać czerwonym pazurkiem. Ogarnęła wzrokiem wszystko, co miał jej do zaoferowania. Podobało jej się. Złożyła pocałunek na jego cudownym, męskim brzuszku. Zaczęła pieścić ustami i swoim ruchliwym języczkiem jego uniesione, napęczniałe jajeczka, jego członka od nasady po sam koniuszek...
Wpuściła go do buzi, aby trysnął w niej. Ciepło, miło, wilgotnie, aż po spełnienie. Jego sperma w niej. Jeśli kochasz się, nie istotne gdzie ją przyjmiesz. Cudownie czuć ją w buzi, jak zalewa pochwę, jak tryska na brzuch, piersi, plecy... Uwielbiała ją fizycznie czuć, wąchać ten jej zapach. Powietrze gęste od feromonów.

- Jezu, kocham ciebie – wyszeptała. – Zwariowałam na twoim punkcie – dodała.

Łzy niepokoju przydały jej wyglądu zranionego ptaka. Uwolniła go z więzów. Objął ją bez uczucia. Do kompletu równie zimno, bezosobowo pocałował. Kochał się z nią pieprzyć, nic więcej... Nie była jego Julią.

Przebudziła się raptownie.

- Rany jakie ja mam sny – wymamrotała.

- Jakie? – spytał wybudzony Kreska.

- Nie mogę powiedzieć, bo zaraz ci stanie – odparowała.

- A to źle? – spytał ze śmiechem Kreska.

- No nie, ale ten sen był trochę zboczony i w ogóle. Nie chcę byś pomyślał, że jestem jakąś nimfomanką. Nie dość, że wszystko mi się kojarzy z tym, to na dodatek mam jeszcze takie mokre, lekko perwersyjne sny – skończyła.

- Nie chcesz, nie mów – skwitował senny.

[…]

- Czym jest dla ciebie miłość? – zapytał, ciekawy słów w jakie zamknie coś tak wymykającego się wszelkim definicjom i opisom.

- Dla mnie jest bielą podkoszulka, narzuconego na spalone słońcem przedramiona mężczyzny, którego kocham. Jest falą liżącą stopy, pieszczotą i wzburzonym oceanem namiętności. Jest wyczekiwaniem na drugie ciało, aż zmordowane pracą, odeśpi swoje niewyspanie i do mnie wróci. Jest tęsknotą. Pragnieniem zasypiania i budzenia się obok. Miłość jest myśleniem i troską o kochaną osobę. Okazywaniem jej ciepła, dotykiem dłoni, pocałunkiem, intymnym przenikaniem. Jest podarowanym ziemniakiem w kształcie serca. Jest albumem twojego ulubionego fotografika, kupionym choćby i za ostatnie pieniądze. Jest też motylem, którego skrzydła mienią się niezliczonymi barwami. Schwytanym w złożone dłonie. Gdy je nieopatrznie otworzysz, może odlecieć.

Miłość wymaga troski i starań. Pochylenia się nad nią. Strzeżenia jej, nie wpuszczania innych w jej magiczną przestrzeń. Nie spłaszczania jej. Jest trzepotem ważki w zakolu rzeki. Potrzebuje dla siebie miejsca i czasu.

Miłość jest czekaniem z kolacją. Jest budowaniem nastroju. Zapalaniem świeczki do seksu, aromatycznym płynem do kąpieli. Jest spojrzeniem, wodzeniem wzrokiem, wypatrywaniem w tłumie. Jest wzajemnym uwodzeniem, flirtowaniem. Jest uwielbieniem drugiego ciała. Jest narastającą pieszczotą. Całowaniem każdego zakamarka ciała. Nie można jej kupić na wyprzedaży, w promocji ani zamówić w katalogu. Miłość jest, albo jej nie ma. My ją mamy – oświadczyła, uśmiechając się promiennie.

- Robi ci się cellulit – stwierdził rzeczowo, gładząc jej pupę i przechodząc tak naturalnie, od jednego może nazbyt patetycznego tematu, do drugiego bardziej trywialnego.

- Poważnie? – zaśmiała się.

- Tak, chyba robi ci się cellulit – stwierdził całkiem serio.

Przestała się śmiać. Wygięła się w pałąk, by zobaczyć swój tyłek.

- Co to właściwie jest ten cellulit? – spytała Kreskę zatroskana, bo choć słowo niejednokrotnie jej się obiło o uszy, to nie zakodowała sobie, o co konkretnie chodzi.

[…]

- Dlaczego miłość przynosi mi zawsze do kompletu ból? – spytała samą siebie.

- Kiedyś dzwonił z pracy – przypomniała sobie Kaz. – Czasem tylko po to, by powiedzieć jak mu było cudownie, gdy we mnie był lub gdy zamykałam w przestrzeni mych palców jego jajka i ptaka. Lizałam je lub ssałam. Dzwonił, by powiedzieć jak mu tego brakuje. Kiedyś tęsknił za moim głosem i śmiechem. Już tak nie jest. Teraz wraca do domu, tak jak kot wraca do kuchni, w pobliże swojej miseczki. Czyżby działo się z nami to, co z bohaterami „Gorzkich godów” Polańskiego? Czy taka jest kolej rzeczy? Miłość umiera i coraz bardziej bolą mnie wnętrzności. Nie znała odpowiedzi. Poszła spać do drugiego pokoju. Nie przyszedł do niej i tym razem, choć mimo wszystko, czekała na niego. Był zbyt dumny na to, lub zbyt zmęczony. Pomyślała, że to głupie, co sobie robią. Zamknęła książkę i przyszła naga do jego pokoju. Wsunęła się cicho do łóżka i by tego nie przedłużać przytuliła się do jego pleców. Spuściła po raz kolejny pragnienia ze smyczy. Pogłaskała jego muskularne ramiona, otarła się sutkami o jego skórę.

- W wiecznym zagonieniu, w tym swoistym szczurzym wyścigu by do czegoś dojść, by zarobić na kęs czegoś, na rachunki, na lepsze coś, zdarza się, że zwyczajnie brakuje nam czasu na normalne życie, na odczuwanie, na przyjaźnie, na miłość, na drugiego człowieka. A życie przemija bezpowrotnie... Nigdy już nie będzie tego wieczoru, tej nocy, tych okoliczności. To jak spędzimy tę noc jest na zawsze nasze. Pogodzimy się czy będziemy się na siebie boczyć? – zapytała wprost, po zatoczeniu tego wielkiego koła.

Nie mógł nie zareagować... Kochali się gwałtownie, ale bez słów.

d4gyxfy
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4gyxfy

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj