Myśliwy, który polował na Rosjan
Gdyby któryś reżyser chciał nakręcić film o Zbigniewie Lubienieckim, mógłby powstać albo dramat wojenny, albo... kino zemsty. Główny bohater historii "upolował" w swoim życiu prawie setkę Rosjan. Opowiada o tym w książce opartej na swoich wspomnieniach, wydanej właśnie przez PWN i Ośrodek Karta publikacji "Łowca".
Myśliwy, który polował na Rosjan
Swoje wspomnienia Lubieniecki zaczął spisywać tuż po wojnie, w roku 1946. Jak mówi sam ich autor, dla niego wojna trwała nieco dłużej, niż dla reszty świata.
Lubienieccy to ród ze szlacheckimi tradycjami. Pochodziło z niego dwóch królów: Jan III Sobieski oraz Stanisław Leszczyński. Mały Zbigniew wychowywany był patriotycznie, w przekonaniu, że ojczyzna jest wartością, o którą trzeba walczyć za wszelką cenę.
Wychowanie
Bo w rodzinie Lubienieckich tradycja walki z Rosjanami była bardzo bogata - sam autor wspomnień twierdzi, że jego przodkowie walczyli ze wschodnimi sąsiadami "od wieków", biorąc udział "we wszystkich powstaniach, w działaniach konspiracyjnych". Ojciec głównego bohatera opowiadał synowi o klątwie, jaką prawosławny pop miał rzucić na Lubienieckich z Podola w XVI wieku. "Przez trzynaście pokoleń mężczyźni z rodu mieli ginąć z rąk Rosjan".
Autor reprezentuje właśnie trzynaste pokolenie.
Na zdjęciu: Zbigniew Lubieniecki w 2009 roku
Wojna
Lubienieckiego wraz z matką II wojna światowa zastała w Przemyślu. Tam 9-letni chłopak obserwował okrucieństwa z nią związane. Zbombardowany Gródek Jagielloński, którego żywi i martwi mieszkańcy zlali się Lubienieckiemu w jedną, koszmarną masę. Konie chodzące po zwęglonych szczątkach. Ofiary min umieszczonych na polach. Naloty i ciągła niepewność, wzniecana dodatkowo przez wycie syren i buczący dźwięk nadlatujących samolotów.
"Widziałem krąg piekła, o jakim nie śniło się Dantemu", wspomni po latach hrabia.
Na zdjęciu: żołnierze niemieccy wyłamują szlaban na granicy polsko-niemieckiej, wrzesień 1939 roku
Pierwsza krew
Pierwszą osobą zabitą przez Lubienieckiego nie był Rosjanin. Był nim polski porucznik z 6 pułku ułanów, ofiara niemieckich bombardowań, wykrwawiająca się na szosie gdzieś pod Chodomierzem. Chłopiec był jedyną osobą, która była w stanie dobić konającego nieszczęśnika strzałem z browninga. Stało się to trzy dni przed najazdem Sowietów na Polskę. "To był moment, w którym przestałem być dzieckiem" - powie po latach Lubieniecki.
Później autor wspomina zasadzkę zastawioną na grupę odpoczywających Niemców w Mariampolu. "Byli młodzi, weseli i w ogóle nie wyglądali na Niemców. (...) Mordercy? Przecież oni są zupełnie podobni do nas". Po chwili cała grupa najeźdźców została naszpikowana kulami. Lubieniecki również strzelał.
Na zdjęciu: cmentarz polski w Wilnie
Wywózka
Już po tragicznym 17 września matka Lubienieckiego miała szansę uciec z dziećmi do Rumunii. Zdecydowała się jednak zostać w ogarniętej pożogą Polsce. "Mam ginąć, to wolę ginąć na rodzinnej ziemi" - zadeklarowała. Rodzina ruszyła na Wileńszczyznę i zamieszkała u kuzynostwa.
Rosjanie przyszli 29 czerwca 1940 roku. Zapukali do drzwi o 3 w nocy. Zbigniewa wraz z matką i rodzeństwem zapakowano na furmankę i wywieziono na Sybir.
"To jest coś takiego, czego się człowiek nie pozbędzie nigdy. To będzie wracać, wracać, wracać aż do ostatnich dni. Ci wszyscy ludzie, którzy przeszli przez Sybir, przez łagry, grają normalnych ludzi. Ale w jakiś sposób są wypaczeni, nigdy nie pozbędą się tych swoich kompleksów" - mówił hrabia Lubieniecki w filmie dokumentalnym Marcina Mamonia pt. "Dług".
W tym czasie ojciec Lubienieckiego ginie w Twerze, z rozkazu katyńskiego.
Na zdjęciu: Polacy wywożeni na Syberię
Zemsta
W łagrze Siewiernaja Korgowa Lubieniecki obserwował bestialstwo, z jakim traktowani byli zesłani. Kiedy potwornie skatowano matkę hrabiego, ten poprzysiągł zemstę. "Muszę żyć, żeby za to zapłacić. Niech będę przeklęty, jeśli nie zapłacę" - obiecał sobie w myślach.
Tak zaczęły się polowania. Nie chodziło w nich jednak z początku o likwidowanie wroga. Lubienieckiemu zdarzało się uprzykrzać życie Rosjan na wiele sposobów, raz na przykład podpalił barak z kilkoma traktorami w środku.
"Gdyby każdy z Polaków, zamiast bezczynnie umierać, robił to samo, ba - gdyby chociaż starał się złamać piłę, pilnik, wyszczerbić siekierę, to w przeciągu zaledwie roku Rosja przestałaby istnieć. Ale ludzie myślą, że walka to tylko zabijanie" - wspomina w swojej książce.
Na zdjęciu: rok 1943, Niemcy odkrywają masowe groby w Lesie Katyńskim
Łowca
Lubieniecki zabijał zarówno na zsyłce, jak i później. Również po wojnie, po powrocie z łagru do Dębna Lubuskiego. "Siła, którą przywiozłem z Syberii, wyprzedzała wszystko inne. (...) Pierwsze dni w Polsce to oszołomienie. A potem sowieckie mundury - panoszą się, jak chcą" - pisze w "Łowcy" Lubieniecki.
Jak autor opisuje swoje zabójstwa? "Nieraz czatowałem po kilka-kilkanaście razy, zupełnie jak na polowaniu. Do każdej akcji byłem przygotowany jak do polowania, w którym o sukcesie nie decyduje przypadek, tylko przygotowanie terenu, konsekwencja, cierpliwość i gotowość na możliwe warianty zdarzeń".
Hrabia strzelał nie tylko po to, żeby zabić. Nie tylko po to nawet, żeby trafić. Chodziło przede wszystkim o wzbudzenie lęku u rosyjskich żołnierzy. O rozprzestrzenienie ponurej famy: ktoś tu w okolicznych lasach na was poluje. Strzeżcie się.
Na zdjęciu: kolumny rosyjskich czołgów wkraczają do Polski
Cel
Miał Lubieniecki w Dębnie Lubuskim mnóstwo kryjówek, z których zabijał i w których ukrywał broń. Bardzo zróżnicowaną, dodajmy: od pepeszy przez pistolety po karabin snajperski.
Lubieniecki zabił całe dziesiątki ludzi. "Do symbolicznej setki zabrakło bardzo niewielu". Nigdy nie dał się złapać, choć momentami niewiele brakowało.
Przez lata opowieść Lubienieckiego nie mogła być ujawniona. Jego autobiograficzną książkę wydano dopiero w 2014 roku.
Jak po latach Lubieniecki ocenia swoją walkę? "Jaki był mój wkład? Pewnie jak kropla w morzu. Pewnie też, mając dzisiejszy rozum, byłbym inny. (...) Refleksja przyszła dużo później, kiedy o wszystkim próbowało się zapomnieć, ale ostatecznie - nie da się tego wymazać z pamięci".
Na zdjęciu: funkcjonariusze NKWD
B.P./książki.wp.pl