"My Way". Krystyna Janda - artystka totalna
Jubileuszowy monodram Krystyny Jandy opuścił deski Teatru Polonia i odwiedza kolejne polskie teatry. W miniony weekend artystka zagościła do Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku, zwracając uwagę na swoją wyjątkową więź z profesorem Jerzym Limonem, twórcą tej sceny.
Krystyna Janda 18 grudnia świętowała 70. urodziny. Z tej okazji postanowiła podsumować swoje życie, zarówno prywatne, jak i zawodowe w monodramie "My Way". Bo jak podkreśla, coraz częściej zdaje jej się, że granica między sztuką a życiem prywatnym się zaciera. Poznając historię wybitnej polskiej artystki, trudno się z nią nie zgodzić.
Aktorka z czułością opowiada o swoim dzieciństwie, spędzonym głównie w towarzystwie dziadków. O tym, że jej zainteresowanie sztuką było w jej rodzinie traktowane jako niegroźne szaleństwo, choć oszczędza widzom głębszych refleksji na temat bycia odludkiem wśród swoich bliskich.
Z rozbrajającą szczerością artystka przyznaje, że prowadzenie domu i wychowywanie dzieci oddawała w ręce gosposi i swojej mamy. Po łebkach Janda traktuje małżeństwo z Andrzejem Sewerynem, oszczędzając widowni powodów ich rozstania. Da się jednak wyczuć zachwyt i oddanie wobec drugiego, ale najważniejszego mężczyzny jej życia, operatora Edwarda Kłosińskiego, który zmarł 15 lat temu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hity i klapy. Najgłośniejsze filmy roku
Od samego początku Janda podkreśla swoją przynależność do teatru, miejsca, które zawsze ją pochłaniało, zapewniało poczucie sensu i nawet w najgorszych chwilach nie wyobrażała sobie, aby mogła je opuścić.
Ale "My Way" to nie tylko przebieżka przez dorobek aktorki, to również lekcja historii. Janda szczegółowo operuje datami, podkreślając, że wychowywała się i wchodziła w zawód w głębokim PRL-u. W ten sposób nawet młodzi widzowie, niepamiętający tamtych czasów, mają szansę pojąć, jakie emocje towarzyszyły artystce odczuwającej w duszy ograniczenie wolności.
Sporo uwagi Krystyna Janda poświęca też mistrzom, z którymi współpracowała, nie kryjąc żalu z powodu ich odejścia. Nie stawia im jednak pomników, a z humorem przytacza anegdotki z ich wspólnego czasu. Na przykład tę, gdy Andrzej Wajda zobaczył ją karmiącą piersią córkę i zaskoczony krzyknął: "to Krysia jest kobietą!". Z dużą autoironią podchodzi do samej siebie, wspominając nieprzyjemne uwagi od profesorów czy starszych kolegów po fachu, którzy nie obchodzili się z nią łagodnie.
Najwięcej mówi jednak o działalności swojej fundacji i założeniu Teatru Polonia oraz Och-Teatru. Spośród zabawnych anegdot przebija siła życzliwości i wsparcia, jakie Janda otrzymała wtedy od fanów, przyjaciół i postronnych osób. To właśnie to dziedzictwo skłoniło artystkę do wspomnienia zmarłego przed rokiem prof. Jerzego Limona, założyciela Teatru Szekspirowskiego.
Występując na gdańskiej scenie, Janda podkreśliła, że od samego początku powstania tego teatru towarzyszyła bolączkom profesora. W końcu oboje świetnie znali materię tych problemów, byli więc dla siebie wzajemnym wsparciem. "Wiem, jak wiele trudu go to kosztowało" - mówiła. Aktorka nie kryła wzruszenia faktem, że w końcu mogła wystąpić w Teatrze Szekspirowskim.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Styl wypowiedzi Krystyny Jandy w "My Way" oddaje jej osobowość: pełną werwy i marzeń idealistkę, która niekiedy nie radzi sobie z szarą rzeczywistością, ale zawsze szuka sposobu na poradzenie sobie w trudnej sytuacji. Nie boi się też prosić o pomoc, a szczęście do dobrych ludzi wywindowało ją do tego miejsca, w którym jest obecnie. Jak można wnosić z jej monodramu, aktorka bardzo to docenia. Nie mogła więc sprawić sobie oraz fanom lepszego prezentu na 70. urodziny niż tej sztuki.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski