Mówią o nich "laleczki skazańców". Wychodzą za mężczyzn, którzy popełnili najokrutniejsze zbrodnie
– Poślub skazanego na śmierć. To idealny mąż. Nie może cię uderzyć, nie chrapie ci do ucha i sam zbiera z podłogi brudne majtki i skarpetki – mówi jedna z kobiet. Dziesiątki Europejek wyjeżdża do Stanów, by spotykać się z mordercami w więzieniach.
– Forrest czekał na mnie w klatce, w pokoju odwiedzin, z uśmiechem od ucha do ucha. „Oto moja królowa”, powiedział. Stopił moje serce. Kolana się pode mną ugięły – opowiada Brytyjka Hester w rozmowie z Lindą Polman, autorką książki „Laleczki skazańców”.
Zanim Hester poznała mordercę, mieszkała razem z mężem na przedmieściach Londynu. Mówi, że to było nudne życie. Wszystko się zmieniło, gdy zobaczyła w telewizji film dokumentalny o Angielce, która poślubiła więźnia skazanego na śmierć w Stanach Zjednoczonych. Opowiadała, że była dla tego mężczyzny najważniejszą osobą na świecie. A Hester właśnie o to chodziło. Skontaktowała się z Amnesty International. Tak otrzymała adres do Forresta – siedzącego wtedy od ponad 10 lat w celi śmierci w Teksasie (Polman nie podaje wszystkich informacji o bohaterach książki i morderstwach, jakie popełnili skazańcy – przyp. red.). Niedługo później Hester dostała pierwszy list. Jej mąż twierdził, że korespondencja z mordercą to idiotyczny pomysł.
Rozwiodła się, by móc poślubić skazańca.
- Posłuchaj i spróbuj zrozumieć – mówi w rozmowie z Polman. – Przez całe swoje pierwsze małżeństwo miałam blond włosy do połowy pleców. Pewnego dnia ścięłam je na krótko i ufarbowałam na czerwono. Mąż nawet tego nie zauważył. Forrest widzi wszystko. Kiedy wchodzę do pomieszczenia dla odwiedzających, patrzy na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami i mówi: „Ładna szminka. Nowy kolor?” albo: „Chyba schudłaś jakiś funcik”. Nigdy nie zapomina o komplementach – opowiada Hester.
„Mam 40 lat, jestem kobietą. Lubię kryminały”
Autorka „Laleczek skazańców” dotarła do kilku kobiet, które związały się z mordercami skazanymi na śmierć. Mężczyźni siedzą w więzieniach w Teksasie. Kobiety te to z kolei najczęściej Europejki. Amerykanki skazanymi się nie interesują. Dla nich ci z cel śmierci to potwory. Dla wielu Europejek biedni, pokrzywdzeni przez system mężczyźni, którymi ktoś musi się zająć. Tak przynajmniej opisuje to Polman.
Hester nie jest jedyna. Pisarka opisała szczegółowo walkę o życie innego skazańca, jaką prowadziła jeszcze kilka lat temu Holenderka – Guikje. Miała męża, dzieci, pracę. Z biegiem lat jej życie wydawało się nieznośne. Czuła się brzydka, stara, niepotrzebna i przegrana.
Guikje, tak jak Hester, napisała do Amnesty International z prośbą o adres człowieka skazanego na śmierć. Przysłali jej adres Hanka wraz z napisanym przez niego tekstem:
„Do każdego, kto to przeczyta: Jestem 32‑letnim białym mężczyzną, urodziłem się i wychowałem w Teksasie. Przebywam w celi śmierci. Chcę korespondować z kimś, kto oceni mnie po tym, kim jestem, a nie po tym, o co jestem oskarżony. Płeć i wiek nie mają znaczenia. Lubię czytać, obozować na łonie przyrody, lubię muzykę, jestem uczciwy i otwarty. Od śmierci rodziców jestem zupełnie sam”.
Niedługo później odpisała: „Nazywam się Guikje, mam 40 lat, jestem kobietą. Lubię kryminały. Nie za bardzo wiem, co napisać, bo nie wiem, o czym chcesz, a o czym nie chcesz pisać. Może wcale nie chcesz ze mną korespondować, poczekam najpierw na Twoją odpowiedź. Życzę Ci odwagi i siły”.
To było w 1992 roku. Hanka ostatecznie stracono w 2007 roku. Guikje napisała do niego półtora tysiąca listów. Wiedzieli o sobie wszystko. No przynajmniej Hank wiedział wszystko o swojej „laleczce”. Bo Guikje dla skazańca straciła głowę.
Rodzina odeszła na dalszy plan. Ona za to robiła wszystko, by wyciągnąć go z więzienia. Tylko raz zapytała, za co właściwie został skazany. „Mówią, że zabiłem swoich rodziców, ale to kłamstwo! Jeśli mi nie wierzysz, to nie pisz do mnie już nigdy więcej, bo nie zasługiwałbym na Twoje listy. Rodzice byli dla mnie wszystkim” – pisał jej. W rzeczywistości z zimną krwią zadźgał rodziców i obrabował ich dom.
Sutki zaklejone taśmą
Związek ze skazanym na śmierć to nie tylko wymiana listów. W teksańskim Huntsville mieszkańcy wiedzą od dawna, że jeśli pojawi się gdzieś na horyzoncie Europejka, to nie po to, by pozwiedzać miasteczko. Polman pisze o kobietach, które w mieście pojawiają się kilka razy w roku i stanowią coś na kształt osobliwego klubu żon. Mieszkańcy niechętnie wynajmują im pokoje. Są jednak tacy, którzy w Huntsville wzbogacają się właśnie na „laleczkach skazańców”.
W dniu odwiedzin kobiety wychodzą rano ze swoich pokoi wystrojone jak na jakiś uroczysty wieczorek: fryzury starannie ułożone, paznokcie pomalowane, odświętne sukienki i bluzki.
- Z okienek kabin w sali odwiedzin panowie mogą podziwiać panie tylko od pasa w górę. Panie poświęcają zatem wiele uwagi kolczykom, naszyjnikom i biustonoszom. Mężczyźni żyją w świecie gołego betonu, stali, białych kombinezonów więziennych i szarych mundurów strażników. Aby pobudzić zmysły, kobiety wybierają stroje w żywych kolorach, wyraziste wzory w lamparcie plamki, kropki, kratkę i kwiatki – pisze Linda Polman.
Przezroczyste materiały są zakazane, podobnie jak bluzeczki na ramiączkach, gołe brzuchy i koszulki z hasłami przeciwko karze śmierci. - Doświadczenie uczy, że zbyt obcisłe sweterki i koszulki lepiej zostawić w domu – od chłodu w wiecznie klimatyzowanym pomieszczeniu dla odwiedzających twardnieją sutki. Jeśli strażnicy to zauważą, natychmiast przybiegają z brzydkim żółtym, plastikowym okryciem – opisuje.
Kontakt cielesny jest niedozwolony. Kobiety widują się ze swoimi wybrankami tylko przez szybę. Mogą rozmawiać, nic więcej. Skazanego na śmierć może dotknąć tylko strażnik. Guikje dotknęła Hanka tylko raz. Cudem. W szparze przy oddzielającej ich szybie była niewielka dziura. Dotknęli się opuszkami palców.
Ślub z partnerem, który nie może być obecny na uroczystości, na przykład dlatego, że pełni służbę wojskową w innym kraju lub siedzi w celi śmierci, odbywa się „z rękawiczką”, per procura. Dawniej panna młoda rzeczywiście kładła na ołtarzu rękawiczkę jako symbol zgody nieobecnego partnera, dzisiaj zabiera ze sobą pełnomocnika.
Żony nie utrzymują skazańców. Robi to w końcu państwo. Ale płacą za wszystkie możliwe udogodnienia. Dlatego w więzieniu liczy się każdy zdobyty znaczek, by móc wysłać list. Można się dziwić, ale według prawa kobiety nie robią nic złego. Przynamniej w teorii.
Im bardziej manifestują swoją miłość i im więcej ich jest, tym większą budzą irytację. W Teksasie kobiety zostały oskarżone o „aferę telefonów komórkowych”. W 2008 roku do senatora Whitmire’a z Teksasu zadzwonił telefon. Na linii był czterokrotny morderca Richard Tabler. Dzwonił z więzienia, z celi śmierci. Chciał tylko powiedzieć, że zna imiona dzieci senatora i jego adres.
Niedługo później znaleziono siedemdziesiąt jeden nielegalnych komórek, w tym dwanaście w celach śmierci. Okazało się, że Tabler dzielił się swoją komórką z przynajmniej dziewięcioma innymi skazanymi na śmierć. Dzwonił czterdzieści cztery razy do swojej matki. Pozostali w ciągu trzydziestu dni dzwonili około trzech tysięcy razy, z czego „poważną” część stanowiły połączenia międzynarodowe.
Skandal na skalę krajową i zakaz odwiedzin dla kilku kobiet niczego nie zmieniły. Trochę później zatkały się rury kanalizacyjne w więzieniu w Houston. Hydraulicy wyciągnęli z nich mnóstwo telefonów komórkowych pospiesznie wrzucanych do sedesu.
- Kroplą, która przelała czarę w Arizonie, było ogłoszenie znalezione w internecie przez panią Stardust Johnson. Ogłoszenie mordercy jej męża. Na swoim profilu zamieścił zdjęcie, na którym pieści kotka, i napisał: „I am looking for fun” – „Szukam zabawy”. „Nogi się pode mną ugięły. Leżałam zwinięta w kłębek jak płód, w martwej ciszy. Potem przez kilka godzin krzyczałam i płakałam”, opowiadała Johnson dziennikarzowi. Jej mąż był nauczycielem muzyki na Uniwersytecie Arizony i grał na tubie. W 1995 roku wracał do domu po recitalu, kiedy zaatakował go kamieniem uzależniony od metamfetaminy Beau Greene, i bił go, dopóki nie zabił. Potem udał się na zakupy z kartami kredytowymi pana Johnsona – opisuje Polman w „Laleczkach”.
Poznam przystojnego pana, skazańca
W latach 90. by móc kontaktować się z więźniem potrzeba było najpierw pośrednika w postaci Amnesty International. Rozwój internetu sprawił, że każdy mógł wysyłać maile do skazanych. Wystarczyło wifi i niewielki research w sieci.
Kilkuset skazanych ma konta na Facebooku, Twitterze, listy mailingowe utrzymywane przez rodzinę. Starają się udowodnić niewinność, szukają wsparcia finansowego i politycznego, publikują wiersze, pamiętniki i rysunki skazanych. Przy nich powstają fora internetowe, czaty i grupy, jedne bardziej aktywne od drugich, gdzie partnerki i małżonki wymieniają się doświadczeniami. W tym świecie więźniowie nazywani są MWI, Met While Incarcerated – poznani w trakcie odsiadywania kary więzienia. Funkcjonują cały czas serwisy takie jak meet-an-inmate.com, prisoninmates.com, loveaprisoner.com.
Linda cytuje w książce część komentarzy kobiet z takich portali:
- Myślę, że również zacznę pisać J. Moja mama też. Jaka jest różnica między „murder” a „homicide” („morderstwo” a „zabójstwo”)?
- Okej, widzę jednego, który do mnie przemawia. Siedzi za discharging firearm with great godily injury (dosłownie: spowodowanie ciężkich obrażeń ciała wskutek użycia broni palnej), ale tekst, który wystukał, brzmi szczerze.
- Czy ktoś wie, co to znaczy „felony” („zbrodnia”)? Wielu to popełniło, ale nie wiem, co to jest.
W psychiatrii uważa się, że kobiety wchodzące w związki z przestępcami są słabe psychicznie, bezradne i nie mają dobrze w głowie. „Choroba”, na którą według ekspertów cierpią, nazywa się hybristofilia. Według Forensic and MedicoLegal Aspects of Sexual Crime and Unusual Sexual Practices to bardzo rzadka dewiacja seksualna, występująca częściej u kobiet niż u mężczyzn, należąca do tego samego spektrum co: asfiksjofilia (seks z niebezpiecznym duszeniem), rapt filia (rozkosz przez gwałt), kleptofilia (przyjemność seksualna przy popełnianiu kradzieży) i nekrofilia.
- Część psychologów porównuje takie kobiety do samic szympansów – one też wybierają partnerów większych i bardziej agresywnych. Kobiety cierpiące na hybristofilię instynktownie postrzegają przestępstwa obiektów swojej miłości jako nieskrywaną męskość i wybierają takiego mężczyznę do ochrony oraz poczęcia swoje go potomstwa – przyznaje Polman.
Jedni eksperci uważają, że kobiety realizują w ten sposób swoje fantazje ocalenia człowieka. Wierzą, że są w stanie zmienić kogoś tak okrutnego i chorego jak seryjny morderca. Inni mówią, że to syndrom matkowania. Kobiety widzą w mordercy dziecko i czują przemożną potrzebę pieszczenia go i chronienia.
- Przysięgam: kiedy rozerwałam kopertę i zobaczyłam to zdjęcie, upadłam na podłogę. Kolana się pode mną dosłownie ugięły. Jakby mnie Duch Święty do ziemi przygwoździł: 105 kilo, 1,95 metra wzrostu, bicepsy… już więcej nie będę. Po prostu za dużo tego wszystkiego naraz. I jeszcze ma poczucie humoru, stoi mocno na ziemi, jest inteligentny i zawsze pełen optymizmu. Kocham tego faceta, kocham tego faceta, kocham tego faceta! – pisze jedna z kobiet korespondujących ze skazańcem.
- Kiedy tak czytam, to wydaje mi się, że jestem jedyna z małym, grubym i brzydkim! Ale jest najbardziej odjazdowym facetem, z jakim byłam. Spotkałam w życiu tylu ch…. A z nim płaczę ze śmiechu i zawsze jest dla mnie miły – przyznaje inna.